search
REKLAMA
Fantastyczny cykl

KING KONG. Ósmy cud świata

Jakub Piwoński

21 marca 2017

REKLAMA

  

Potencjał tkwiący w postaci Konga dostrzegli decydenci japońscy. Legendarna wytwórnia Toho, odpowiedzialna za produkcję niezliczonej ilości filmów z serii o Godzilli, postanowiła sięgnąć po słynnego, małpiego bohatera. Został on wpleciony do świata kaiju – potworów biorących udział w tak zwanej filmowej erze Showa (okresie panowania cesarza Hirohito). Postanowiono wówczas postawić naprzeciw siebie dwa legendarne potwory w filmie King Kong kontra Godzilla z 1962 roku (jego amerykański remake jest już w fazie przygotowań). Kilka lat później, w 1967, powstała jeszcze Ucieczka King Konga. Później małpa wystąpiła jeszcze w jednym z odcinków serialu Go! Greenman, w którym tytułowy bohater walczył z wielkimi potworami. Japońskie filmy były wyrazem charakterystycznego parcia na rozwałkę i efektowność. Bijący z ekranu kicz sprawia, że dziś na te prezentacje da się patrzeć jedynie przez pryzmat grzesznej rozkoszy. Różnicą był też sposób ukazania postaci Konga. Toho wykorzystało typową dla japońskiej kinematografii technikę suitimation, polegającą na przebieraniu aktora w masywny kostium. Nijak miało się to do magii animacji poklatkowej zaprezentowanej w filmie z 1933.

Ale ta sama technika zaprezentowana została także w późniejszym reboocie, tym razem amerykańskim, za którego odpowiedzialność przejęła wytwórnia Paramount. King Kong z 1976 wyreżyserowany został przez Johna Guillermina, znanego wówczas chociażby z Płonącego wieżowca. Choć jego wersja potyczki z wielką małpą potrafi się bronić, fundując widzowi ciekawe proekologiczne przesłanie, to jednak rażący jest w niej wyraźnie zwulgaryzowany wątek erotyczny. Grana przez Jessikę Lange postać nowej Pięknej o imieniu Dwan nie zawiera już w sobie delikatności Ann, gdyż jest perwersyjna i nieokrzesana (w filmie pada zresztą sugestia, że jest aktorką filmów pornograficznych). Wytrawny sympatyk wersji z 1933 w filmie z 1976 odczuje też brak spektakularnej sceny pojedynku Konga z allozaurem. Sequel filmu pod tytułem King Kong żyje, nakręcony dekadę później, okazał się być tworem iście kuriozalnym. Dość bowiem wspomnieć, że film bazuje na pomyśle, wedle którego Kong przetrwał potyczkę z helikopterami, i jest podtrzymywany w śpiączce. Wkrótce dostaje od ludzi nowe, sztuczne serce, które… zaczyna bić do odnalezionej samicy jego gatunku. Widzowi trudno podejść do tych rewelacji na poważnie i na pierwszy plan przebija atmosfera sielanki zamiast typowej grozy. Rachunek został jednak wystawiony – film na Rotten Tomatoes posiada okrągłe zero procent pozytywnych recenzji.

Ani Amerykanie, ani Japończycy nie zdołali nadać opowieści o wielkiej małpie rangi dzieła sztuki. Do wyjątkowości oryginału zbliżył się jedynie Peter Jackson, który postanowił w 2005 roku dać światu remake filmu Coopera i Schoedsacka. Powstały w 2005 roku ponad trzygodzinny film dał widowni możliwość obejrzenia scen i pomysłów niewykorzystanych w oryginale. Technika motion capture (w filmie swoje ruchy daje postaci niezastąpiony Andy Serkis) przyczyniła się do niezwykle realistycznego ukazania postaci tytułowego potwora. Wyjątkowość King Konga z 2005 roku polega jednak na koncepcyjnej wierności względem pierwotnej wizji. Złożony w ten sposób hołd filmowi z 1933 był też hołdem dla wielkich, fantastycznych widowisk, które przyczyniły się do rozwoju kina. Finałem tej drogi jest Kong: Wyspa czaszki. Choć film pozoruje alternatywną wizję historii Konga, w rezultacie formułuje analogiczne przesłania, co oryginał i jego późniejsze wznowienia. Bohaterowie ponownie bowiem przekonują się, jak wiele złego może przynieść ludzka ignorancja, lekceważąca potęgę natury. Fabularnie film daje po raz pierwszy ciekawą i wiarygodną sposobność (wziętą zresztą z komiksów) kontynuowania losów wielkiej małpy, której siła i waleczność może przynieść ludzkości wymierne korzyści w zapowiadanym na 2019 pojedynku z Godzillą.

***

Gdy patrzy się na sam koncept fabularny King Konga i obiera przy tym odpowiedni dystans, aż dziw bierze, że film nie przepadł z kretesem w annałach historii. Jego pozytywna recepcja stanowi więc socjologiczny fenomen. Jeszcze bardziej fascynująca jest jednak droga, jaką King Kong przeszedł w kinematografii, nie dając o sobie zapomnieć i stanowiąc niedościgniony wzór filmowego eskapizmu. W magazynie „Film” z 1978 roku Wojciech Jędrkiewicz doceniał fenomen King Konga, nie bacząc na jego kiczowatość. W jego oczach, ale także i w moich, ciemna sala kinowa przyczyniła się do nadania tej historii szczypty magii. King Kong nie jest więc tylko horrorem z potworem w roli głównej – to bardziej poemat o miłości i śmierci. Poemat o czystości uczucia i bezwzględności świata.

korekta: Kornelia Farynowska

Jakub Piwoński

Jakub Piwoński

Kulturoznawca, pasjonat kultury popularnej, w szczególności filmów, seriali, gier komputerowych i komiksów. Lubi odlatywać w nieznane, fantastyczne rejony, za sprawą fascynacji science fiction. Zawodowo jednak częściej spogląda w przeszłość, dzięki pracy jako specjalista od promocji w muzeum, badający tajemnice początków kinematografii. Jego ulubiony film to "Matrix", bo łączy dwie dziedziny bliskie jego sercu – religię i sztuki walki.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA