search
REKLAMA
Artykuł

Kilka rzeczy, które wypadły w nowym BATMANIE wyjątkowo SŁABO, i kilka WPROST GENIALNYCH

Arcydzieło czy gniot? Ani jedno, ani drugie. To po prostu dobry film, ale niepozbawiony wad.

Jakub Piwoński

24 kwietnia 2022

REKLAMA

Zdawać by się mogło, że kurz po premierze nowego Batmana powoli zaczyna opadać. Tymczasem HBO dało nam wielkanocny prezent w postaci udostępnienia filmu w swojej bibliotece. Szaleństwo rozkręca się od nowa. Ci, którzy jeszcze filmu nie widzieli, z pewnością właśnie teraz skorzystają z okazji. A ci, którzy już widzieli, z pewnością zrobią to jeszcze raz. Projekt Matta Reevesa wypada uznać za sukces – szala recenzji pozytywnych i negatywnych przechyla się na korzyść tych pierwszych. Generalnie ja także jestem Batmanem usatysfakcjonowany, choć w tym tekście zwracam uwagę, na kilka rzeczy, które mogły pójść reżyserowi lepiej.

Uwaga – tekst gdzieniegdzie zdradza istotne elementy fabuły.

Nie udało się: główna zagadka niczym historyjka z gumy Donald

riddler

Szczerze mówiąc, miałem ogromne nadzieje w związku z wprowadzeniem do filmu postaci Człowieka Zagadki. W bogatej palecie łotrów z Gotham to jeden z moich ulubieńców. Biorąc pod uwagę, że Batman mocno poszedł w kierunku czarnego kryminału, że stylistycznie (i poniekąd także fabularnie) powędrował w stronę filmów Davida Finchera, byłem niemal pewien, że nad całym filmem wisieć będzie jakaś trudna do odgadnięcia tajemnica. Zagadkowe liściki wysyłane przez głównego antagonistę tylko podsycały to przeświadczenie. Ta fabuła mogła ułożyć się diametralnie inaczej. Mogła, niczym w szkatułce, odkrywać przed nami kolejne warstwy wielkiej enigmy, która poda w wątpliwość wszystko, co dotychczas widzieliśmy. Mogła też powstać na ekranie intrygująca plątanina tropów, sprawiająca wrażenie labiryntu. Wszystko za sprawą wysyłanych przez Człowieka Zagadkę sprzecznych sygnałów. Co zamiast tego otrzymujemy? Rozwiązanie sprowadzające wszystko, co widzieliśmy, do motywu dziecka po przejściach, sieroty, która najzwyczajniej w świecie nie radzi sobie i nie akceptuje bólu, który przeżyła – wydaje mi się ono w tym wypadku tak banalne i tak wyświechtane, że aż szkoda, że zmarnowano na nie potencjał tak świetnie zapowiadającej się postaci. Chyba wolałbym, żeby Człowiek Zagadka pozostał… zagadką. Niczym Joker w Mrocznym rycerzu.

Udało się: nie ma to jak solidne mordobicie

Wpływ gier komputerowych spod znaku Arkham (których osobiście jestem fanem) jest w filmie mocno odczuwalny. Realizm przepleciony z groteską, zagadki, detektywistyczny sznyt, lokacje, w których klimat retro miesza się z nowoczesnością – wszystko to doskonale zagrało już wcześniej w wersji wirtualnej. Ale bodaj najjaśniejszym elementem filmu Matta Reevesa, ewidentnie zaczerpniętym z mechaniki znanej serii gier, są walki z udziałem Batmana. Muszę przyznać, że do czasu nowego seansu Batmana wydawało mi się, że najlepszymi bójkami z udziałem Człowieka Nietoperza są te w wykonaniu Bena Afflecka w ostatnich widowiskach. Ale po tym, co zobaczyłem w Batmanie, nie mam wątpliwości, że jest to film z najlepszymi mordobiciami z udziałem Batmana. Idealna dynamika, choreografia, montaż, moc. Ale poniekąd także napięcie. Bo moment, gdy na peronie metra chcący spuścić łomot rzezimieszkom Batman bardzo powoli wyłania się z cienia, a my słyszymy tylko jego kroki, według mnie trwale zapisze się w historii ekranowych losów naszego ulubionego bohatera. Bo jest tym rodzajem bójki, która zaczyna się chwilę wcześniej, w głowach przeciwników i wyczekującej wrażeń widowni. O tym, że dobre kino akcji dziś MUSI mieć dobrze i wiarygodnie zainscenizowane sceny walk, wiemy chociażby od czasów Matrixa ­– filmu akcji z duszą, w którym nie szczędzono na osiągniecie perfekcji w tym względzie.

Nie udało się: mało Wayne’a w Waynie

batman 2022

Nie mam najmniejszych wątpliwości, że Batman Roberta Pattinsona to w końcu Batman, na jakiego długo czekaliśmy. Czy najlepszy? Chyba wciąż pozostaję w drużynie Michaela Keatona. Wynika to jednak z faktu, że tak, jak Batman jest w Batmanie świetny, tak Bruce Wayne wypadł tu wyjątkowo słabo. Raz, że jest go wybitnie mało, dwa, że nawet jak jest, wydaje się nieobecny. To bardzo dziwne, jeśli przyjmiemy za fakt, że maska stanowi jedynie dodatek do życia dziedzica fortuny Wayne’ów. A mimo to przez bite trzy godziny niemal nieustannie widzimy głównego bohatera gotowego do akcji, przywdziewającego pelerynę. Bruce Wayne pojawia się zaledwie w kilku momentach i – co stanowi kolejny problem – jak już się pojawi, to wydaje się kompletnie nieobecny. Mam problem z tą postacią. Wydaje mi się, że mroczna strona osobowości wykreowanej przez Pattinsona całkowicie go pochłonęła, spychając realne życie i realne relacje – miedzy innymi te z Alfredem – na dalszy plan. Jakby główny bohater nie mógł spojrzeć sobie w twarz, tylko wolał przywdziewać maskę, w której czuje się bezpiecznie. Być może zatem był to zabieg celowy, tak czy inaczej, aktor w tym aspekcie według mnie nie dostał okazji do zaprezentowania pełni swych możliwości. Wayne to tutaj chodząca mimoza, człowiek nikt, postać przypominająca (nomen omen) wampira, który nie odnajdując się w świetle dnia, wciąż szuka możliwości, by zanurzyć się w nocy. A przecież wiemy doskonale – Bruce Wayne to chodząca charyzma, celebryta, idol, facet, do którego kobiety wzdychają, a którego mężczyźni podziwiają. Tymczasem w Batmanie jest anonimowym milionerem, który nie bardzo wie, skąd ma pieniądze (bardzo sugestywna jest scena, w której Bruce nie za bardzo przejmuje się spotkaniem z księgowymi) ani co takiego wokół niego się dzieje.

Udało się: pocztówki z Gotham nadają się do wstawienia w ramkę

Nowy Batman jest jak Mroczne miasto. Nawiązanie do słynnego filmu Alexa Proyasa jest uzasadnione. Gotham w wizji Matta Reevesa jest w istocie miastem mrocznym tak mocno, że ten mrok niemalże wylewa się z ekranu (i to dosłownie, co ma swoje odzwierciedlenie w jednej z finałowych scen). Nie mówię jednak w tym wypadku jedynie o walorach wzrokowych, ale także o uzyskanej – na skutek zespolenia scenografii, kostiumów i muzyki – wyjątkowo posępnej atmosferze. Ekranowa ciemność ma swoje problemy, gdyż według mnie jest jej momentami za dużo – o czym piszę w osobnym punkcie. Natomiast czym inny jakość obrazu, czym innym klimat. Dzięki wysmakowanej i dopracowanej w najmniejszym szczególe scenografii oraz dzięki wybitnej pracy i trafnego oka operatora (Greig Freiser pracował dla Warner Bros. także przy Diunie) mroczny klimat idealnie zespala się z opowieścią lub też na swój sposób ją tworzy. Cudownie wygląda tu w szczególności praca z detalami, nie tylko inscenizacyjnymi, ale także operatorskimi. Świetna jest scena, w której policja przejmuje Człowieka Zagadkę w kawiarni – kamera wówczas subtelnie najeżdża na filiżankę kawy z ułożonym znakiem zapytania. Małe arcydzieło. Co jednak najważniejsze – w końcu, jak miało to miejsce chociażby u Burtona, mamy Gotham, które posiada duszę. Nowy Batman kładzie wyraźny nacisk na lokację, wykorzystując Gotham jako przestrzeń działania bohatera i siedlisko zepsucia, dekadencji, korupcji, swoistej komiksowej Sodomy i Gomory. Tym miejscem oddycha bohater, z niego czerpie doświadczenie, to miejsce go kształtuje.

Nie udało się: Nietoperz i Kotka na gorącym blaszanym dachu

Nie mam nic do postaci Kobiety-Kot w tym filmie. Ba, przyznam nawet, że interpretacja tej postaci w wykonaniu Zoe Kravitz do mnie przemówiła. Nie chodzi tylko o tą uroczą, czarną kominiarkę. Po prostu ta aktorka ma idealną fizjonomię, jej giętkie ciało wyglądało wiarygodnie podczas wykonywania wszelkich akrobacji. Z kolei uroda, kocie ruchy i przenikliwe spojrzenie miały w sobie coś uwodzicielskiego. Coś, czego niestety nie miała poprzednia wykonawczyni tej roli ­– Anne Hathaway. Powiem więcej, podoba mi się też jej biseksualność, bo dodaje tej postaci kolejnego pazura. Ale dość tych superlatyw. Bo jeśli chodzi o jej rolę w fabule i relację, jaką buduje z głównym bohaterem, to jest to coś, co wydaje mi się w filmie bardzo sztuczne. Nie podobały mi się sceny pocałunku tych postaci. Wątek miłosny został tu ewidentnie wstawiony na siłę. Ku zadowoleniu żeńskiej części widowni, by mogła się w odpowiednich momentach wtulić do swoich męskich towarzyszy (że posłużę się stereotypem). Nic się w tym filmie nie składa na to, by relacja Batmana i Kobiety-Kot była relacją miłosną. Owszem, istnieje między nimi jakieś napięcie seksualne, ale nie trzeba z tego od razu robić użytku. Może, a nawet powinno tu coś iskrzyć, ale chyba lepiej byłoby, gdyby w pierwszym filmie te dwa zwierzątka – kot i nietoperz – się po prostu badawczo o siebie ocierały, a nie już udawały, że jakkolwiek się kochają. W takiej wersji wypada to po prostu tanio.

Jakub Piwoński

Jakub Piwoński

Kulturoznawca, pasjonat kultury popularnej, w szczególności filmów, seriali, gier komputerowych i komiksów. Lubi odlatywać w nieznane, fantastyczne rejony, za sprawą fascynacji science fiction. Zawodowo jednak częściej spogląda w przeszłość, dzięki pracy jako specjalista od promocji w muzeum, badający tajemnice początków kinematografii. Jego ulubiony film to "Matrix", bo łączy dwie dziedziny bliskie jego sercu – religię i sztuki walki.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA