Publicystyka filmowa
Kiedy CZŁOWIEK jest POTWOREM. Niehorrory, czyli filmy o PRAWDZIWYCH ZBRODNIACH
Kiedy CZŁOWIEK jest POTWOREM, odkryj prawdziwe zbrodnie, które przerastają najdziksze wyobrażenia filmowców. Fascynująca podróż w mrok!
Nawet obdarzony najbogatszą wyobraźnią scenarzysta czy reżyser nie jest w stanie wymyślić takich historii, jakie pisze życie. Dlatego filmowcy bardzo często po takie autentyczne historie sięgają, a osobną grupę wśród obrazów inspirowanych prawdziwymi wydarzeniami stanowią dzieła o zbrodniach, których dokonano naprawdę. Paroma takimi przypadkami zajmę się w tym zestawieniu. Część druga artykułu i kolejne filmy o autentycznych zbrodniach – już wkrótce.
Jeśli ci życie miłe, nie rozdzielaj nas – zbyt bliska przyjaźń Pauline Parker i Juliet Hulme
Niebiańskie stworzenia (reż. P. Jackson, 1994)

Pauline Parker i Juliet Hulme
Pauline Parker i Juliet Hulme poznały się w sposób banalny: w szkole. Łączącą je silną relację trudno jednak banalną nazwać. Niemal od razu poczuły, że są sobie przeznaczone, że istnieje między nimi magiczna, duchowa więź. 13-letnia Pauline nigdy wcześniej nie miała bliskiej koleżanki. Urodzona pod koniec lat 30., całe dotychczasowe życie spędziła w Nowej Zelandii, a dzieciństwo wypełniała jej walka z chorobą i pobyty w szpitalach. Zapalenie szpiku kostnego, na które cierpiała jako dziewczynka, pozostawiło ją z nawracającymi, silnymi bólami w nogach oraz niemal całkowitą niemożnością podejmowania jakiejkolwiek aktywności fizycznej. Utrudniało jej to kontakty z rówieśnikami i mała Pauline wyrosła na ponurą samotniczkę, uciekającą w świat własnej wyobraźni.
Jej starsza o kilka miesięcy przyjaciółka, Juliet Hulme, urodziła się w Anglii. Jak wiele angielskich dzieci cierpiała na zespół stresu pourazowego, wywołany bombardowaniami z czasów II wojny światowej; reagowała nerwowością na gwałtowne dźwięki, dostawała niekontrolowanych ataków paniki. Miała jej pomóc zmiana środowiska i przeprowadzka do Nowej Zelandii, w którym to kraju zaoferowano jej ojcu, wybitnemu fizykowi, posadę rektora uniwersytetu i środki na interesujące go badania. Choć wywodziła się z zupełnie innego środowiska niż uboga Pauline, zaprzyjaźniła się z nią od pierwszego kontaktu. Obie dziewczynki czuły się samotne, przede wszystkim jednak – obie kochały fantazjować.
Wymyśliły sobie alternatywną rzeczywistość, nazywaną przez nie „czwartym wymiarem”, w której miało się toczyć ich życie. Stworzyły nawet skomplikowany system religijny, który zaczęły wyznawać. W sumie napisały do szuflady sześć grubych powieści o wyimaginowanych przygodach, jakie w fikcyjnym świecie miały przeżywać ich literackie sobowtóry, Gina i Deborah. Nastolatki spędzały razem każdą wolną chwilę, izolując się od otoczenia. Rodziców zaczęło to niepokoić; po konsultacji z psychologiem, który dopatrzył się w relacji dziewczynek homoerotycznego podtekstu, zabronili im dalszych spotkań.
Juliet i Pauline mimo zakazu pisały do siebie listy, a nawet wymykały się z domu, by się zobaczyć. Wkrótce nawet to miało zostać im odebrane: rodzice Juliet się rozwodzili, a jej matka postanowiła wrócić do Anglii – zabierając ze sobą córkę. Kiedy błagania o to, by Pauline mogła wyjechać razem z nią, nie przyniosły żadnego skutku, dziewczyny wpadły na inny pomysł – trzeba zamordować mamę Pauline.
Do dzisiaj nie wiadomo, co właściwie nastolatki chciały uzyskać, zabijając matkę jednej z nich. W jaki sposób miałoby to powstrzymać wyjazd Juliet z kraju? Irracjonalność tej zbrodni tylko pogłębia jej ohydę i wskazuje, jak obsesyjna była obopólna fascynacja dziewczynek; to także dowód na to, jak nielogicznie potrafią postępować nastolatki. Co wiemy na pewno, to że 22 czerwca 1954 roku Juliet i Pauline udały się z mamą drugiej z nich, Honorah Rieper, na spacer do parku w Christchurch. Wcześniej wspólnie zjadły ciasto w herbaciarni, a Honorah pocieszała córkę i jej przyjaciółkę, że przecież zawsze mogą pisać do siebie listy, że ona i Pauline pojadą kiedyś do Anglii odwiedzić Juliet… Niestety, decyzja już zapadła – Pauline od tygodni planowała ze szczegółami to morderstwo, robiąc notatki w dzienniku.
Kilka minut po wejściu do parku zaatakowała matkę kamieniem (lub cegłą: źródła podają różne wersje). Kilkadziesiąt ciosów później Honorah już nie żyła.
Plotki o rzekomym romansie dziewczynek wzięły się ze strategii przyjętej przez sądowych obrońców. W 1954 r. homoseksualizm w dalszym ciągu znajdował się na liście chorób psychicznych, a – jak wiadomo – choroba to okoliczność łagodząca. Ostatecznie morderczynie trafiły nie do poprawczaka, ale do normalnego więzienia. Miały wówczas 15 lat, co czyni je najmłodszymi więźniarkami w historii Nowej Zelandii. Skazano je tylko na 5 lat, stawiając warunek, że dziewczynki nigdy więcej się nie spotkają.
To o tej tragicznej historii opowiada jeden z wcześniejszych filmów Petera Jacksona – Niebiańskie istoty (tłumaczone również jako Niebiańskie stworzenia). Do dzisiaj pozostaje jednym z najsłynniejszych dokonań nowozelandzkiej kinematografii. Reżyser Martwicy mózgu długo szukał odpowiednich aktorek do pierwszoplanowych ról. Po przesłuchaniu kilkuset dziewczyn jego wybór padł na Melanie Lynskey (późniejsza Rose z Dwóch i pół) i przyszłą hollywoodzką gwiazdę Kate Winslet, dla której rola Juliet była debiutem w filmie pełnometrażowym. Reżyser poszedł w swoim filmie tropem wyobrażonych światów kreowanych przez swoje bohaterki. Rezultat to oniryczne, marzycielskie dzieło, budzące pewne skojarzenia z kinem Davida Lyncha – także pod względem ukazywania przemocy. Ta przedstawiana jest w sposób naturalistyczny i nieupiększony. Scena zbrodni pozostawia po sobie ogromne wrażenie – uderza bezsensowność tego morderstwa, współczucie budzi dobroć matki, a konsekwentnie budowane w ciągu filmu napięcie i narastające poczucie nadchodzącej katastrofy wiodą do finału, który wgniata w fotel.
Jackson raczej wiernie trzyma się faktów, choć jego film nie jest, rzecz jasna, dokumentem. Co ciekawe, scenę morderstwa nakręcono w tym samym parku, w którym prawdziwe Juliet i Pauline zabiły panią Parker. Początkowo scena miała powstać obok mostku, w pobliżu którego doszło do tej przerażającej zbrodni. Ekipa filmowa rozłożyła już sprzęt, a ucharakteryzowane aktorki były gotowe do rozpoczęcia zdjęć, ale… coś było nie tak. Dookoła panowała śmiertelna cisza, ekipa miała wrażenie, że ktoś ich obserwuje i nie jest zadowolony z ich obecności. Wokół niepozornego mostku, przy którym pół wieku temu zginęła mama Pauline, wciąż unosiło się coś złowieszczego i niepokojącego. Jackson zadecydował, aby przenieść się w inną część parku.
Na pewno interesuje was, co stało się z dziewczynkami po tym, jak w wieku zaledwie dwudziestu lat opuściły mury więzienia? Cóż, ich dalsze losy są bardzo interesujące. Obie mają obecnie po 80 lat. Pauline niemal od razu po wyjściu zza krat wyjechała do Anglii; bez Juliet, rzecz jasna. Chociaż nigdy nie skomentowała zabójstwa matki, to patrząc na jej późniejsze losy, można się domyślić, jak bardzo zżerały ją wyrzuty sumienia.
Całe jej dorosłe życie wygląda jak próba odpokutowania za tragiczny w skutkach, kompletnie nieprzemyślany czyn z młodości. Pauline jest żarliwą katoliczką, codziennie uczęszcza na msze i wspiera różnego rodzaju akcje charytatywnie. Przed emeryturą pracowała w stadninie dla koni. Żyje na uboczu i samotnie, nigdy nie stworzyła związku z kobietą lub mężczyzną, stroni od jakiegokolwiek towarzystwa.
Natomiast Juliet Hulme wyjechała do Ameryki. By zachować anonimowość i odciąć się od przeszłości przyjęła panieńskie nazwisko matki i zmieniła imię, funkcjonując odtąd jako Anne Perry. Być może coś wam to mówi? Jeśli tak, to słusznie, bo Anne Perry to autorka bestsellerowych kryminałów, wielokrotnie trafiających na listę najlepszych książek „New York Timesa. Jej powieści także w Polsce cieszyły się sporą popularnością – serię neowiktoriańskich kryminałów o londyńskim detektywie Williamie Monku opublikowało jedno z większych wydawnictw, Zysk i S-ka. Przez naprawdę długi czas nikt nie powiązał jej osoby z nowozelandzkim mordem na matce przyjaciółki. Kiedy jej prawdziwe personalia, Juliet Hulme, w końcu wyszły na jaw, w żaden sposób nie wpłynęły na załamanie jej kariery – wręcz przeciwnie. Perry opublikowała do tej pory ponad 100 książek i, mimo zaawansowanego wieku, pisze kolejne. Podobnie jak Parker, odmawia komentowania wydarzeń sprzed lat…
W 2000 r. wyłowiono z Odry zwłoki mężczyzny, które szybko zostały rozpoznane przez policję. Ciało należało do wrocławianina, Dariusza J., właściciela agencji reklamowej, który zaginął kilka tygodni wcześniej. Sekcja zwłok wykazała, że przed śmiercią głodzono go kilka dni i najprawdopodniej gdzieś przetrzymywano. Kończyny ofiary były skrępowane, a za przyczynę zgonu uznano utonięcie – mężczyzna był jeszcze żywy, kiedy wrzucono go do rzeki. O ile tożsamość zamordowanego udało się szybko i sprawnie ustalić, to poszukiwania mordercy długo stały w miejscu, śledztwo zostało nawet na jakiś czas umorzone. Przełom nastąpił kilka lat później – trzy mocne poszlaki wskazywały na Krystiana Balę.
Po pierwsze, miał on mocny motyw, by zabić ofiarę. Chorobliwie zazdrosny o swoją żonę, Stanisławę, ciągle oskarżał ją o kolejne zdrady. Jednym z domniemanych kochanków jego partnerki miał być właśnie zamordowany Dariusz J. Wielu świadków potwierdziło, że on i żona Bali znali się osobiście i że Bala podejrzewał ich o romans. Drugim – i chyba przesądzającym – dowodem był telefon komórkowy ofiary. Bala sprzedał go na Allegro, a policja rozpoznała go po adresie IP. Najwięcej mówi się jednak o dowodzie trzecim, którym ma być książka Bali – opublikowany w 2003 r. przez małe wydawnictwo Amok.
Nie czytałam tej książki – i nie zamierzam – ale sądząc z opinii innych osób i dostępnych w Internecie fragmentów wnioskuję, że to grafomański kryminał i niczym niewyróżniające się czytadło, jakich (zbyt) wiele ukazuje się co roku na polskim rynku wydawniczym. Podobno zbrodnia, jaką w książce popełnia bohater, bardzo przypomina morderstwo Dariusza J. Zdaniem innych czytelników podobieństwa te są jednak zbyt ogólne, by mówić o bezpośredniej inspiracji.
Krystian Bala, skazany prawomocnym wyrokiem i odsiadujący karę 25 lat pozbawienia wolności, z wykształcenia jest filozofem. Kiedy kończył studia, profesorowie dziwili się podobno, że nie chce zostać na uczelni. Zamiast tego Bala zajął się biznesem. Profilerzy kryminalni (specjaliści tworzący portrety psychologiczne zbrodniarzy) diagnozują go jako psychopatę i narcyza, który łaknie podziwu otoczenia. To narcystyczne aspekty osobowości miały go skłonić do napisania powieści o dokonanej zbrodni. Mordercy typu egocentrycznego lubią w ten czy inny sposób zostać docenieni za swe czyny, chcą być zapamiętani, chętnie wracają pamięcią do swoich morderstw i analizują je szczegół po szczególe, pełni podziwu dla własnego geniuszu. W opinii biegłych Bala miał napisać Amok, ponieważ chciał się pochwalić, podzielić ze światem swoimi „dokonaniami”. No właśnie: „miał napisać”, „miały go skłonić” – Bala nigdy nie przyznał się do zarzucanego mu morderstwa. Raz prawie by to zrobił, ale szybko wycofał się z deklaracji, twierdząc, że ironizował. Cały czas uparcie utrzymuje, że jest niewinny:
To jest układ zamknięty. Zostałem skazany przez niedouczonych chamów w todze (…) absolwentów Uniwersytetu Bolesława Bieruta. Domniemana niewinność nie przeszkadza mu w upajaniu się sławą. W wywiadzie dla TVN chwali się listami, jakie dostaje od zakochanych fanek. Występuje w teledyskach, chętnie udziela wywiadów – także zagranicznych. W chwili wydania książka Amok przepadła bez echa; po powiązaniu tej powieści z morderstwem jej cena na Allegro wzrosła do kilkuset złotych. Kiedy w amerykańskiej prasie ukazał się duży artykuł o całej sprawie, powstał pomysł nakręcenia o niej filmu. Rezultat to Prawdziwe zbrodnie z Jimem Carreyem – dzieło generalnie zjechane przez krytykę.
Amok Kasi Adamik jest filmem lepszym o całe lata świetlne – chociaż niepozbawionym wad. Krystiana Balę świetnie gra Mateusz Kościukiewicz, jego żonę: subtelna Zofia Wichłacz, a policjanta prowadzącego sprawę: Łukasz Simlat – cała trójka jest rewelacyjna. Jest w tym filmie coś z Finchera: elektroniczna muzyka w tle, tempo narracji, brudny klimat. Film jest słabszy niż znakomite, wcześniejsze o rok Jestem mordercą, ale to wciąż kawał pełnokrwistego kina kryminalnego. Premiera Amoku głośnym echem odbiła się w polskich mediach. Obraz budził kontrowersje jeszcze przed wejściem na ekrany. Rodzina zamordowanego mężczyzny usiłowała bojkotować kręcenie filmu, który odgrzebywał bolesną historię sprzed 17 lat. To rzeczywiście kwestia wymagająca przemyślenia: czy dokładać cegiełkę do pomnika mordercy nawet za cenę powstania choćby i dobrego dzieła? Film córki Agnieszki Holland krytykowano z jeszcze jednej przyczyny: reżyserka zapłaciła Krystianowi Bali za prawa autorskie i możliwość nakręcenia filmu o jego osobie…
Oblicze potwora – Gertrude Baniszewski Kiedy w 1965 r. rodzice 16-letniej Sylvii Likens oddali ją na wychowanie Gertrude Baniszewski, nie przypuszczali nawet, że to, czego ich córka zazna w domu opiekunki, po dziś dzień będzie określane najstraszniejszą zbrodnią, jaką kiedykolwiek popełniono w stanie Indiana.
Sylvia Likens pochodziła z dysfunkcyjnej rodziny. Jej rodzice na przemian schodzili się i rozchodzili, do tego wiedli wędrowny tryb życia, jeżdżąc za cyrkiem ze swoim przenośnym sklepikiem ze słodyczami. Państwa Likens niespecjalnie interesowało wychowywanie piątki swoich dzieci, więc podrzucali je, komu tylko mogli – rodzinie, znajomym, a nawet całkiem obcym osobom. Sylvię przerzucano z miejsca na miejsce jak niepotrzebny przedmiot, często bywała też bita i źle traktowana, np. kiedy jej młodszy brat dla zabawy wybił jej przedni ząb, rodzice pożałowali jej pieniędzy na wstawienie nowego, każąc dziewczynce po prostu się nie uśmiechać.
Sylvia była zahukana i zakompleksiona, jednak nikt nigdy nie traktował jej równie źle jak kobieta, do której w lipcu 1965 r. została oddana na wychowanie wraz ze swoją młodszą o rok, okaleczoną przez polio siostrą Jenny. Sylvia Likens Gertrude Baniszewski – co absolutnie nie usprawiedliwia jej późniejszych występków – również nie miała łatwego życia. Wyniszczona 37-latka z siódemką dzieci była przez lata żoną alkoholika o polskich korzeniach (stąd jej nazwisko), który podobno bił ją i się nad nią znęcał. Swoje frustracje wyładowywała, paląc nałogowo papierosy, a także uciekając w dewocję, hipochondrię i użalanie się nad sobą.
Nie radziła sobie z utrzymaniem własnym i dzieci – w jej domu panował brud, brakowało łóżek dla wszystkich domowników, nie było ogrzewania, w kuchni znajdowały się tylko trzy łyżeczki, którymi jedzono na zmianę. Ojciec Jenny i Sylvii, który dogadał się z Gertrude „na gębę” o opiekę nad jego córkami w zamian za 20 dolarów tygodniowo, nie zwrócił uwagi na te kiepskie warunki. Decyzję o pozostawieniu swoich własnych dzieci obcej kobiecie podjął pół godziny po poznaniu jej i krótkiej rozmowie. Następnie wyjechał, nie pozostawiając żadnej informacji o swoim aktualnym miejscu zamieszkania.
Więzienne zdjęcie – Paula Baniszewski powstrzymuje się od śmiechu Nie wiadomo, czemu nienawiść domowników skoncentrowała się na Sylvii, nie na Jenny. Gertrude wraz z szóstką starszych dzieci (najmłodsze było niemowlęciem) od początku znęcała się nad cichą i nieśmiałą dziewczynką, która nie umiała się obronić. Zaczęło się od wyśmiewania z drobnych rzeczy i absurdalnych zarzutów, jakie wymyślał chory umysł Gertrudy.
Kobieta oskarżała Sylvię o irracjonalne rzeczy, np. o utrzymywanie się z prostytucji, podczas gdy Sylvia była dziewicą. Ubzdurała sobie też, że Sylvia jest w nieślubnej ciąży (mimo iż w ciąży, do tego z żonatym mężczyzną, była jej najstarsza córka Paula; także najmłodsze dziecko Gertrude było dzieckiem nieślubnym – można więc mówić tutaj o projektowaniu przez starą dewotkę własnych kompleksów na inne osoby). Gertrude starała się doprowadzić do poronienia wyimaginowanego płodu, kopiąc Sylvię w krocze butem o stalowym okuciu: czasem nawet kilka razy dziennie. Pomysły matki szybko podłapały jej dzieci. Przez ten cały czas posiniaczona i pobita Sylvia chodziła do szkoły, do kościoła, do sklepu – nikt nie zainteresował się, czy wszystko z nią w porządku. Sąsiadka, na której oczach 17-letnia Paula Baniszewski rzuciła w Sylvię szklanką z wrzątkiem, nie zadzwoniła nawet na policję.
Wystrojona Baniszewski na procesie sądowym Kiedy Sylvia zaczęła w niekontrolowany sposób oddawać mocz – ze względu na nieodwracalne uszkodzenia układu moczowego wywołane biciem – przeniesiono ją do piwnicy, jako „nieczłowieka, który nie zasługuje na spanie w łóżku”. Ostatni miesiąc życia dziewczynka spędziła w lodowatej piwnicy, przetrzymywana w charakterze „zabawki do tortur”.
Do „zabawy” przyłączyły się także dzieci z sąsiedztwa, z których większość nie ukończyła 15 lat. Bicie i kopanie związanej Sylvii szybko zostało uznane za najlepszą rozrywkę dostępną w okolicy, a kreatywność młodocianych zwyrodnialców i ich dorosłej, psychopatycznej przywódczyni nie znała granic: kąpiele we wrzątku, nacieranie ran solą, wkładanie butelek do pochwy, zmuszanie do jedzenia kału, używanie jako worka treningowego czy wreszcie oszpecenie podbrzusza wykonanym zardzewiałą igłą tatuażem o treści „Jestem prostytutką i jestem z tego dumna”. Ta gehenna ciągnęła się miesiącami – nikt z sąsiedztwa nie zareagował i dziewczynka zmarła. W chwili śmierci Sylvia Likens ważyła ok. 30 kilogramów. Jej oprawcom w zasadzie uszło to na sucho, w większości przypadków zostali uniewinnieni ze względu na młody wiek. Zdjęcia z sądu pokazują uśmiechnięte, zadowolone z siebie twarze oskarżonych dzieci; jak wyznał jeden z młodocianych przestępców, wszyscy bardzo lubili rozprawy sądowe, bo czuli się ważni i w centrum uwagi. Proces był także pokazem rodzinnej niesolidarności: dzieci zrzucały całą odpowiedzialność na matkę, która miała zmuszać je do torturowania i karania Sylvii, natomiast udająca obłożnie chorą Gertrude zgrywała niewinną i próbowała pogrążyć własne dzieci.
Adwokat, który bronił Gertrudy w sądzie, grał kartą złego stanu zdrowia – kobieta miała być na tak silnych psychotropach i antydepresantach, że nie wiedziała, co działo się w jej własnym domu. Skonsternowany sąd poprzyznawał śmiesznie niskie wyroki: była to pierwsza sprawa w stanie Indiana, w którą zamieszanych było tak wielu nieletnich, doszło także do rozproszenia odpowiedzialności – zabili ją wszyscy, a więc zabił ją nikt . Początkowo skazana na dożywocie Gertrude wyszła z więzienia po kilku latach „za dobre sprawowanie”… Co ciekawe, była ponoć wcieleniem dobroci względem młodszych więźniarek, nazywających ją „matką” – którą w odpowiednim czasie i miejscu tak bardzo nie potrafiła być względem Sylvii. O tej wstrząsającej historii nakręcono dwa filmy. Mocniejsza i bliższa horrorowi Dziewczyna z sąsiedztwa (2007) została już omówiona przez mojego redakcyjnego kolegę w zestawieniu o horrorach, które wydarzyły się naprawdę. Dojrzalsza Amerykańska zbrodnia zostaje w pamięci przede wszystkim ze względu na doskonałe aktorstwo Ellen Page w roli ofiary oraz Catherine Keener w roli kata.
Poprzez drobiazgowy portret społeczności reżyserowi udaje się sugestywnie oddać znieczulicę sąsiadów i znajomych, która walnie przyczyniła się do tragedii. Amerykańska zbrodnia to kino bardzo dobre, chociaż pozbawione błysku – rzetelnie odtwarza fakty, punktuje najbardziej dramatyczne momenty i węzły historii, ale brakuje tu refleksji nad tragedią czy autorskiego spojrzenia. To kino skierowane na szerokiego widza. Bardzo szanuję i popieram decyzję twórców o nieepatowaniu przemocą. Nie udało im się jednak znaleźć dla niej substytutu, czegoś, co oddałoby sprawiedliwość ogromowi piekła, przez jakie przeszła dziewczynka. Jest to obraz zbyt poprawny i ostrożny, by w pełni uzmysłowić grozę sytuacji Sylvii. Na osobach nieznających jej historii film nie wywrze oczekiwanego wrażenia. Najwięcej kontrowersji budzą próby racjonalizacji – a nawet usprawiedliwiania! – zachowań katów poprzez dopisanie im niezgodnych z faktami motywacji i problemów.
Główna prowodyrka prześladowań, Paula Baniszewski, została przedstawiona jako najwrażliwsza z całej grupy… Tak, jakby twórcy bali się postawić widzów przed niewygodną prawdą – niektórzy ludzie są po prostu źli. Jeżeli już kręcić filmy o bestialskich zbrodniach, to nie po to, by oglądający czuli się komfortowo. Pamiętać o takich zbrodniach należy z takich samych powodów, z których nie można zapomnieć o Holokauście: jako istoty ludzkie mamy moralny obowiązek nie przechodzić na takimi tragediami do porządku dziennego. Ostrzegam. Zbrodnia, którą zaraz opiszę, jest najdrastyczniejsza z całego zestawienia. Nagłówek nie kłamie – to naprawdę jest najokrutniejsze morderstwo, jakiego dokonano w Japonii od czasów II wojny światowej. Sprawa Junko Furuty przypomina nieco historię Sylvii Likens, jest jednak jeszcze bardziej makabryczna.
17-letnia Junko Furuta była córką, o której marzyłby każdy rodzic. Grzeczna, miła i uczynna, najlepsza uczennica w klasie i najładniejsza dziewczyna w szkole. Nie piła, nie paliła, rzadko chodziła na imprezy. Miała pecha, że wpadła w oko 18-letniemu Hiroshiemu Miyano. Chłopak był jej całkowitym przeciwieństwem: świeżo przyjęty do Yakuzy, uważał się za pępek świata. Czuł się bezkarny. Miał już na koncie kilka gwałtów i innych wykroczeń. Dla rozrywki gnębił innych uczniów, a że jego powiązania z Yakuzą były w szkole tajemnicą poliszynela, bano się zgłaszać jego nadużycia. Junko gardziła Hiroshim. Kiedy ten zaprosił ją na randkę, odważna i wierna swoim przekonaniom dziewczyna dała mu kosza. Chłopak wpadł w szał. Junko Furuta 25 listopada 1988 roku Hiroshi wraz z trójką innych kryminalistów (z których żaden nie miał więcej niż 18 lat) zaczaił się na Junko, kiedy ta wracała rowerem do domu. Porwali ją i wywieźli do opuszczonego warsztatu, gdzie dokonali na niej brutalnego, zbiorowego gwałtu. Następnie wywieźli Junko do domu jednego z oprawców: postanowili, że będą przetrzymywać ją w jego pokoju, by mieć do dziewczyny stały dostęp.
Junko została zmuszona do wykonania telefonu do rodziców, w którym poinformowała ich, że uciekła z domu i mają jej nie szukać. Powiedzieli, że jeśli spróbuje uciec lub sprowadzić pomoc, to Yakuza zabije całą jej rodzinę. Na wszelki wypadek i tak zostawiali ją związaną. Tak zaczęła się niewola Junko Furuty, która miała trwać 44 dni – aż do śmierci. Szacuje się, że przynajmniej 100 osób wiedziało o tym, gdzie znajduje się dziewczyna i co się z nią dzieje.
Jak oprawcy zeznali w sądzie, w sumie zgwałcili ją około 400 razy. Przypuszcza się, że w gwałtach uczestniczyli także wyżej postawieni w hierarchii członkowie Yakuzy, którzy często przyjeżdżali do domu państwa Minato, by zostawiać w nim narkotyki. Sami państwo Minato pozostawali całkowicie obojętni zarówno na te wizyty, jak i na cierpienie przetrzymywanej dziewczyny – nigdy nie podjęli nawet próby udzielenia jej pomocy. Podobno się bali: Yakuzy i własnego syna. Niekontrolowana władza nad Junko szybko rozbudziła w młodych zwyrodnialcach zwierzęce instynkty: zaczęli ją torturować. Ich ulubioną zabawą było wkładanie jej do pochwy i odbytu różnych ostrych albo wybuchowych przedmiotów, np. zapalonych fajerwerków. Lubili wieszać dziewczynę za nogi pod sufitem i używać w charakterze worka bokserskiego. Bili metalowymi hantlami, zmuszali do jedzenia żywych karaluchów, przypalali.
Kiedy ze względu na zmasakrowane narządy rodne, ropę sączącą się z ran i smród gnijącego ciała dziewczyna przestała być dla zwyrodnialców atrakcyjna pod kątem seksualnym, i tak nie zostawili jej w spokoju – mimo iż sama Junko codziennie z płaczem prosiła ich o śmierć. Zamykali ją w zamrażarce albo wystawiali na balkon w grudniową noc. Wypalili jej powieki i łechtaczkę, wyrwali sutki kombinerkami, przekłuli piersi krosnem… Kiedy 14 stycznia 1989 roku – po polaniu benzyną i podpaleniu – zmarła w wyniku ran, pozbyli się jej ciała: wsadzili do beczki i zalali betonem. Udręczone ciało Junko Furuty odnaleziono po roku i do tego przypadkiem – jeden z jej oprawców był przesłuchiwany w zupełnie innej sprawie. Odniósł mylne wrażenie, że policjant robi aluzje do zabójstwa dziewczyny i spanikowany zaczął przyznawać się do zbrodni, licząc na łagodniejszy wyrok. Tylko dzięki temu policja – a zaraz po niej świat – dowiedziała się o tym odrażającym mordzie.
To oburzające, ale ta straszna historia zainspirowała wiele japońskich, półamatorskich produkcji z kręgu exploitation. Mam duży moralny problem z wykorzystywaniem tak ogromnej tragedii do kręcenia gore; czyli najzwyczajniejszego w świecie robienia widowiska z niewyobrażalnego cierpienia prawdziwej osoby. Japonia to jednak naprawdę specyficzny kraj. Jedyny film, który podchodzi do całej historii z jakimkolwiek taktem i szacunkiem dla zmarłej, to Konkurîto (znany też pod nazwą angielską: Concrete) z 2004. Tytułowe „konkurîto” to po polsku „beton”, co jest nawiązaniem do zalania ciała Junko właśnie tą substancją. Już przed premierą film szeroko komentowano, bojkotowano jego kręcenie. Protesty przyniosły efekty: Konkurîto otrzymało mniejszy niż początkowo zakładano budżet, sponsorzy się wycofali, film nie trafił też do kin, tylko od razu na DVD.
Bałam się tego filmu. Długo zwlekałam z rozpoczęciem seansu. Co innego czytać o jakiejś sprawie, a co innego to oglądać. Czy sceny tortur są bardzo brutalne? Tak, w końcu to Japonia – nieraz zamykałam na nich oczy. To oczywiście kwestia wrażliwości, na pewno znajdzie się szereg twardszych ode mnie widzów. Przede wszystkim jednak reżyser nie fetyszyzuje przemocy, nie jest ona ukazana w sposób ukierunkowany na szok czy też z brakiem poszanowania dla ofiary, a tortury nie stanowią głównego tematu filmu. W centrum jest historia jednego ze sprawców: reżyser obserwuje stopniową degenerację chłopaka. Pokazuje, że wszystko zaczyna się od drobnych przestępstw, które – wobec bierności rodziców i macek Yakuzy, werbującej potencjalnych członków wśród młodych kryminalistów – prowadzą do późniejszych, niewybaczalnych zbrodni. Konkurîto pokazuje patologię organizacji przestępczych, takich jak Yakuza, nie ma tu jednak mowy o wybielaniu sprawców. W filmie widać niski budżet, to produkcja słabo zagrana, ale ze względu na poruszany temat i tak robi z widza emocjonalny wrak.
Ciąg dalszy w części drugiej, w której przedstawię kolejne cztery wybrane filmy opowiadające o prawdziwych zbrodniach. A może napiszę i dalsze części? Jeśli taka tematyka was interesuje, dajcie znać w komentarzach, a przygotuję więcej podobnych zestawień. Filmów opartych na prawdziwych zbrodniach jest wiele i tytułów na pewno nie zabraknie.
Morderstwo opisane w książce – sprawa Krystiana Bali
Amok (reż. K. Adamik, 2017)
Opiekunka do dzieci z piekła rodem – tragedia Sylvii Likens
Amerykańska zbrodnia (reż. T. O’Haver, 2007)




Najokrutniejsze morderstwo dokonane w Japonii od czasów II wojny światowej – gehenna Junko Furuty
Konkurîto (reż. H. Nakamura, 2004)

