search
REKLAMA
Ranking

KARA ŚMIERCI na ekranie. Przegląd filmów fabularnych

Karolina Nos-Cybelius

2 grudnia 2017

REKLAMA

Zielona mila (1999)

Tego filmu chyba nikomu przedstawiać nie trzeba, dlatego krótko. Ekranizacja powieści Stephena Kinga, jeden z tych filmów, o których trudno powiedzieć, że nie dorasta do literackiego oryginału. Wyśmienite kino, cztery nominacje do Oscara i popisowa rola Toma Hanksa (Filadelfia, Forrest Gump). Film, do którego chce się wracać, mimo że nie jest to opowieść lekka ani łatwa. Film Franka Darabonta sprawia, że w widzu rodzi się autentyczny sprzeciw. Z jednej strony naiwnie oczekujemy happy endu, liczymy na to, że prawda i dobro zatriumfują, z drugiej rozumiemy decyzję niesłusznie skazanego na karę śmierci Johna Coffeya (nieżyjący już znany też z Armageddonu i Sin City Michael Clarke Duncan), by poddać się karze. Zielona mila to także jedne z najbardziej realistycznych i wstrząsających scen egzekucji w historii kina. Psychopatyczny krewny naczelnika więzienia Percy Wetmore zamienia tytułową zieloną milę w swój makabryczny plac zabaw. Stare krzesło elektryczne, próby przed egzekucją, wreszcie sama egzekucja, która nie przebiega zgodnie z planem, a skazaniec cierpi dantejskie męki. Film, który na zawsze zostaje w pamięci. Okrutny i baśniowy zarazem. Wielkie kino.

Prawdziwa zbrodnia (1999)

Kolejna produkcja z 1999 roku z motywem skazanego na karę śmierci. Film Clinta Eastwooda i z Clintem Eastwoodem w roli głównej. Steve Everett był świetnie zapowiadającym się dziennikarzem, ale pociąg do alkoholu i kobiet zrujnował jego wielkomiejską karierę. Obecnie starzejący się mężczyzna pisze dla podrzędnej gazety i przypadkowo odkrywa, że przebywający w celi domniemany morderca Frank Beachum (Isaiah Washington), który zostanie stracony już za dwanaście godzin, jest niewinny. Czy w tej sytuacji istnieje jakakolwiek szansa, by wpłynąć na wyroki sądu i losu, i uratować niesłusznie skazanego człowieka? Dla Everetta to także ogromna szansa, żeby wykazać się jako dziennikarz, zawalczyć w słusznej sprawie. Już chociażby ze względu na punkt wyjścia film, który trzyma w napięciu. Nie tylko dla miłośników Eastwooda.

Tańcząc w ciemnościach (2000)

Dramatyczna rekonstrukcja zbrodni i najbardziej wstrząsająca filmowa egzekucja, jaką widziałam. I wcale nie dlatego, że jest to jeden z nielicznych filmów, w którym wykonuje się karę śmierci na kobiecie, a ponieważ sama jestem młodą kobietą, łatwiej mi się z bohaterką filmu Larsa von Triera utożsamiać. Nie. Tańcząc w ciemnościach jest – obiektywnie – najbardziej porażającym filmem z karą śmierci w tle. Dlaczego? Ze względu na formę. Bo z jednej strony jest to bardzo surowy, wręcz dokumentalistyczny zapis życia codziennego, zdarzeń, które poprzedziły zbrodnię, oraz okoliczności, które do niej doprowadziły. Ponieważ sportretowany przez von Triera fragment rzeczywistości to świat biednej prowincji, szarych i dusznych przemysłowych przedmieść oraz skontrastowany z nim pulsujący muzyką, tańcem, radością i nadzieją świat wyimaginowany.

Selma jest młodą kobietą, która prawie całkowicie straciła wzrok. To genetyczne i jej syn też stopniowo ślepnie. Jedynym marzeniem kobiety jest zarobić na operację dziecka. Od lat żyje bardzo skromnie, odkłada każdy grosz. Pewnego dnia pieniądze znikają. Aż trudno uwierzyć, że ktoś, kogo Selma uznawała za przyjaciela, okradł ją nie tylko z pieniędzy, ale też z marzeń i nadziei, wszystkiego, co trzymało ją przy życiu, kazało walczyć. Selma zabija winnego. W trakcie procesu na jaw wychodzą tajemnice z przeszłości Selmy, które – choć nie powinny, bo przecież nie za przeszłość jest sądzona – przypieczętowują jej los. Egzekucja przez powieszenie. Scena, której nie da się zapomnieć, nawet teraz staje mi przed załzawionymi oczami… Tańcząc w ciemnościach to film zamykający trylogię Złotego Serca. Ponadczasowy, trudny, piękny i rozdzierająco smutny zarazem, taki którego oglądanie naprawdę boli. A islandzka wokalistka Björk  w roli Selmy – bezkonkurencyjna.

Czekając na wyrok (2001)

Kara śmierci z nieco innej perspektywy. Nie ofiary, skazańca, jego obrońcy czy sędziego, a – można by rzec – wykonawcy. Billy Bob Thornton i Heath Ledger jako Hank i Sonny Grotowscy, ojciec i syn pracujący w więzieniu. Pośrednio zajmują się wyprawianiem ludzi na tamten świat, ponieważ przygotowują skazańców do egzekucji. To profesja przekazywana z pokolenia na pokolenie. Robił to ojciec Hanka, teraz on przyucza do tego trudnego zawodu swojego syna. Po pierwszej egzekucji młody chłopak załamuje się i popełnia samobójstwo.

Egzekucja Lawrence’a Musgrove’a (w tej roli Sean Combs znany w muzycznym świecie jako raper Puff Daddy), który miał żonę i dorastającego syna, wstrząsnęła Sonnym. Młody mężczyzna był rozdarty pomiędzy potrzebą wypełnienia ojcowskich ambicji, udowodnienia, że jest prawdziwym twardym mężczyzną, a skrywaną wrażliwością i niezgodą na karę śmierci. Wypisał się ze świata, zanim kazano mu ponownie przyłożyć rękę do pozbawienia życia bliźniego. Samobójstwo syna sprawia, że Hank przewartościowuje swoje życie i poglądy. Dodatkowo los skrzyżuje jego drogę z wdową po Musgrovie.

Czekając na wyrok trochę inaczej niż pozostałe filmy rozkłada akcenty i uzmysławia, że ci, na których wykonano karę śmierci, w pewnym sensie cierpią najmniej. Ciężar zmierzenia się z konsekwencjami oglądania czyjejś śmierci spoczywa na tych, którzy towarzyszyli skazańcowi w ostatniej mili. Prowadzili go wąskim ciemnym korytarzem, krepowali ręce i nogi grubymi pasami, a następnie patrzyli, jak ten człowiek jest eksterminowany w imię prawa, dla dobra społeczeństwa etc.

Życie za życie (2003)

Zaangażowany film Alana Parkera (Ściana, Ptasiek), filmowy manifest przeciwko karze śmierci, obraz obnażający pomyłki wymiaru sprawiedliwości – takie, których już nie da się naprawić – a do tego film o najbardziej przewrotnym zakończeniu ze wszystkich, które znajdują się w owym zestawieniu. Jest niemal pewne, że żaden z widzów nie przewidział takiej wolty w fabule. Zaskoczenie do sześcianu. David Gale (Kevin Spacey), który niejako składa się w ofierze na ołtarzu walki o zniesienie kary śmierci.

Gale opowiada reporterce Bitsey Bloom (Kate Winslet) o wydarzeniach, które zaprowadziły go wprost do celi śmierci. Szanowany obywatel, wykładowca akademicki, aktywista walczący o zniesienie kary śmierci, pomagający w fundacji swojej wieloletniej przyjaciółki Constance Harraway, staje przed sądem oskarżony o jej zamordowanie. Wyrok – o ironio – kara śmierci. Mężczyzna utrzymuje, że jest niewinny, ktoś bardzo skutecznie wrobił go w morderstwo, a tym samym zabójca Constance pozostaje na wolności. Życie za życie ma punkty zbieżne z Eastwoodowską Prawdziwą zbrodnią, ale jest to film o nieporównywalnie większym ładunku emocjonalnym, dramatyzmie i napięciu. Kate Winslet po raz kolejny daje popis swoich aktorskich umiejętności, wciela się w kobietę miotającą się pomiędzy nieufnością a intuicyjnym przeczuciem i wiarą, że człowiek, który siedzi po drugiej stornie krat, jest rzeczywiście niewinny. Zakończenie obrazu Parkera może jest nieco zbyt patetyczne (przygotujcie chusteczki), ale w ogólnym podsumowaniu Życie za życie z pewnością należy zaliczyć do najlepszych filmów traktujących o karze śmierci.

Pierrepoint: ostatni kat (2005)

Na zakończenie brytyjska produkcja, filmowa biografia Alberta Pierrepointa, kata, który na przestrzeni dwóch dekad dokonał ponad sześciuset egzekucji, po czym przeszedł na zasłużoną emeryturę. Aktor wybitnie charakterystyczny, Timothy Spall (na zdjęciu profilowym artykułu), w wyjątkowej roli budzącego jednocześnie antypatię i współczucie. Nie spodziewajcie się historii o socjopacie, który wykonując egzekucje, kompensował sobie przeróżne niedostatki i kompleksy. Pierrepoint miał oddaną żonę, grono znajomych, był szanowanym obywatelem. Profesja, którą się trudnił, była oczywiście pilnie strzeżoną tajemnicą, tylko najbliżsi znali prawdę o celach delegacji mężczyzny, sam Pierrepoint był profesjonalistą w każdym calu. Mężczyzna kontynuował rodzinną tradycję. Ojciec i wuj Alberta też byli katami. Z jednej strony dziwi, że ten specyficzny zawód był marzeniem Alberta już w wieku kilkunastu lat. Chłopak edukował się w tym kierunku. Później wykonywał między innymi wyroki na odpowiedzialnych za holokaust zbrodniarzach nazistowskich. Był prawdziwym mistrzem w swoim fachu, jego egzekucje były ekspresowe, nie dopuszczał pomyłek, pobił rekord w najszybszym wykonaniu wyroku. Wszystko to brzmi dość makabrycznie, ale film w reżyserii Adriana Shergolda wcale nie epatuje przemocą i makabrą. Jego ambicją jest raczej ukazanie ludzkiej twarzy człowieka stojącego za setkami egzekucji. Kontrowersyjny już ze względu na głównego bohatera obraz. Jednych pewnie zniesmaczy, innym da do myślenia… Sprowokuje pytania w stylu: jakim trzeba być człowiekiem, żeby bez mrugnięcia okiem, bez najdrobniejszego wahania czy moralnych rozterek odsyłać ludzi na tamten świat? Czy kat to zawód jak każdy inny, który można wykonywać profesjonalnie, bez cienia emocji? Czy fakt, że przez ponad dwadzieścia lat dokonywało się egzekucji, może pozostać bez wpływu na ludzka osobowość i psychikę?

korekta: Kornelia Farynowska

Avatar

Karolina Nos-Cybelius

REKLAMA