JESS FRANCO. „Cnota prowadzi do katastrofy, tak jak i ubóstwo”

Dracsploitation:
Książę Dracula (1970)
Christopher Lee zagrał Draculę w dziesięciu filmach. Występ u Franco był jego czwartym w roli najsłynniejszego krwiopijcy i pierwszym spoza oficjalnego nurtu (to znaczy niewyprodukowanym przez wytwórnię Hammer). Hiszpański twórca zdał egzamin z budowania nastroju grozy i powściągnął tym razem swoje erotyczne żądze, choć miał w obsadzie dwie seksowne aktorki: Marię Rohm i Soledad Mirandę. Jego adaptacja powieści Brama Stokera jest stylowa i konwencjonalna – dla tych, którzy widzieli dziesiątki filmów o wampirach, może być nawet nudna. Ale docenić należy obsadę. Christopher Lee, chociaż było wiadomo, że jest do roli stworzony, zbudował kreację trochę inną niż w serii Hammera. Inaczej też wygląda – ma siwy zarost, który wraz ze zwiększeniem liczby ofiar traci siwą barwę, co oznacza, że Dracula staje się młodszy po wypiciu krwi młodych dziewcząt.
Na listę płac trafił też Klaus Kinski, który podobnie jak w roli Markiza de Sade’a w Justynie nie uczestniczy w scenach dialogowych. Doświadczeni aktorzy nie lubią takich milczących ról, ale Kinski najwidoczniej nie miał nic przeciwko temu, przynajmniej nie musiał wkuwać tekstu na pamięć. Wcielił się w postać Renfielda – człowieka, którego znajomość z Draculą doprowadziła do szaleństwa. Teraz siedzi samotnie w pokoju bez klamek, łapie muchy i bezskutecznie próbuje złapać kontakt z rzeczywistością, bo działaniem jego mózgu steruje książę ciemności. Natomiast łowcę wampirów, profesora Van Helsinga, zagrał Herbert Lom. Dla wielu ludzi pozostanie przezabawnym inspektorem Dreyfusem z serii Różowej pantery, ale to również świetny aktor dramatyczny, sprawdzający się w majestatycznych, wytwornych rolach, takich jak Napoleon (Wojna i pokój, 1956), kapitan Nemo (Tajemnicza wyspa, 1961), generał Huerta (Villa Rides, 1968), Lord Cumberland (Znak diabła, 1970) i właśnie profesor Van Helsing. O kompozytorze Brunonie Nicolaiu już wspominałem, ale uwielbiam jego muzykę w filmach Franco i nawet tak oszczędny motyw muzyczny mnie ujął, zarówno swoją prostotą, jak i skutecznym działaniem na korzyść atmosfery.
Survival:
Piętnastoletni kapitan (1974)
Powieść Juliusza Verne’a z 1878 o przygodach młodego podróżnika Dicka Sanda była przenoszona na ekran bardzo rzadko. Dwukrotnie sięgali po nią Rosjanie: Wasilij Żurawlow (Piętnastoletni kapitan, 1946) i Andriej Praczenko (Kapitan „Wędrowca”, 1987). Nie wiem, jak film hiszpańskiego reżysera wypada w porównaniu do radzieckich adaptacji, ale pośród najsłynniejszych dzieł Franco prezentuje się ciekawie. Jest to historia nastolatka, który na polecenie ojca chrzestnego, admirała Marlowe’a (Edmund Purdom), uczestniczy wraz z macochą w podróży do Ameryki Południowej na pokładzie statku wielorybniczego. Dramatycznym zrządzeniem losu statek pozostaje bez kapitana, gdy ten wraz ze swoim zastępcą tracą życie podczas polowania na wieloryba. Każdy z pozostałych członków załogi ma swoją określoną już rolę w trakcie podróży, więc dowodzenie obejmuje 15-letni Dick Sand. Doprowadzenie statku do celu nie jest zadaniem łatwym, bo na pokładzie znajduje się szpicel. W wyniku jego działań jednostka dociera do Afryki, gdzie już czekają handlarze niewolników.
Hiszpański filmowiec zrobił na zlecenie film przygodowy adresowany do całych rodzin, a więc pozbawiony drastycznych scen. Nie mówiąc już o erotyce – zresztą niezbyt by pasowała do filmu o morskiej przygodzie. Jess Franco nie był mistrzem gatunku, więc jego film nie jest zbyt ekscytujący. Jak na produkcję podejmującą temat handlu niewolnikami także nie wykorzystuje potencjału – sunie powoli, delikatnie dotykając problemu, nie próbując go zgłębiać. Przy okazji po raz kolejny promując nepotyzm – w roli tytułowej został obsadzony José Manuel Marcos, syn producenta Artura Marcosa. Możliwe, że mankamenty scenariusza i reżyserii udałoby się zatuszować przy większym budżecie. Ograniczanie środków finansowych, gdy bierze się na warsztat twórczość Juliusza Verne’a, nie jest dobrą strategią.
Gothic giallo:
Noc zabójców (1974)
W Hiszpanii, gdzie powstał film, zatytułowano go La noche de los asesinos, czyli Noc zabójców, ale znany jest również tytuł Night of the Skull, czyli Noc czaszki. Trafny, bo film wyróżnia się tym, że zabójca nosi maskę z wizerunkiem ludzkiej czaszki. W napisach początkowych można przeczytać, że fabułę zaczerpnięto z opowiadania Edgara Allana Poego The Cat and the Canary, co nie może być prawdą, gdyż w twórczości Poego nie ma takiej noweli. Kot i kanarek to sztuka Johna Willarda z 1922 roku. Autor czołówki nie pomylił tytułu, tylko autora, to znaczy Kot i kanarek rzeczywiście musiał być źródłem inspiracji, gdyż scenarzysta uczynił punktem wyjścia odczytywanie testamentu, które powoduje konflikt w rodzinie (motyw wykorzystywany z powodzeniem także współcześnie, ostatnio np. w komedii kryminalnej Na noże). Właściciel posiadłości został zamordowany, każdy z potencjalnych spadkobierców może być zabójcą. Plan zbrodniarza jest nieszablonowy, opracowany według klucza apokaliptycznego: ziemia, wiatr, woda, ogień (np. pierwsza ofiara została pochowana żywcem).
Jesús Franco, aby udowodnić, że jego specyficzny styl nie wynika z nieudolności lub nieznajomości klasycznych reguł filmowania, kręcił od czasu do czasu „normalne” filmy, budując atmosferę w sposób klasyczny. Tutaj mamy do czynienia z gotyckim kinem grozy połączonym z bezkrwawym kryminałem (aczkolwiek pobicie jednej z bohaterek wygląda sugestywnie, choć słychać głównie krzyki i nie widać krwi). Ze względu na współpracę z włoskim kompozytorem Carlem Saviną nasuwają się skojarzenia z filmem giallo, ale niewykluczone, że ten włoski gatunek miał wpływ na twórców (jeśli tak, to w znacznie mniejszym stopniu niż gotyckie horrory Hammera czy nawet niemieckie krimi według Edgara Wallace’a). Klimat kreowany jest głównie poprzez burzę i fale uderzające w skaliste wybrzeże. To solidna reżyserska robota, ale też pełen zaskakujących zwrotów scenariusz. Poza jedną krótką sceną nie ma tu golizny, również przemoc ukazywana jest w sposób zachowawczy, przez co można odnieść wrażenie niewykorzystanego potencjału. Ale najwidoczniej twórcy uznali, że intryga jest na tyle zajmująca i skomplikowana, że nie warto rozpraszać widza erotycznymi lub krwawymi ozdobnikami.
Mroczna baśń:
Kuba Rozpruwacz (1976)
Podobne wpisy
Uprawiając wędkarstwo, różne rzeczy można złowić, np. ludzką rękę. Przydarzyło się to bohaterowi jednego z filmów Jesúsa Franco. Mgliste noce w tym filmie wyglądają złowieszczo, przy czym warto podkreślić, że londyńską dzielnicę czasów wiktoriańskich udawał Zurych. Obraz jest szorstki i zimny, tak jak główny bohater, niemal pozbawiony emocji. Każdy wie, że Jack the Ripper (Kuba Rozpruwacz) nigdy nie został złapany ani nawet nie odkryto jego tożsamości, dlatego dla widza nie ma znaczenia, jak ta historia się skończy. Mają być morderstwa – to z ich powodu ogląda się tę produkcję i pod tym względem ona nie zawodzi. A wśród potencjalnych ofiar są Lina Romay (życiowa partnerka reżysera i najczęstsza wykonawczyni w jego filmach) oraz Josephine Chaplin (córka Charlesa).
Z pewnością nikogo nie zaskoczę, jeśli powiem, że największym atutem produkcji jest odtwórca głównej roli Klaus Kinski. Po obejrzeniu filmu trudno sobie wyobrazić kogoś innego w roli najsławniejszego psychopaty. Wystarczy spojrzeć mu w oczy, by zobaczyć prawdziwego szaleńca. Ale potrafi być także całkiem normalny, bo wciela się właściwie w podwójną rolę – na co dzień jest miłym i szanowanym lekarzem, nocą bezwzględnym złoczyńcą. To najbardziej złożona i najlepsza spośród ról Kinskiego w filmach Franco (razem zrobili cztery filmy). Scenariusz pozostawia jednak wiele do życzenia, momentami jest naprawdę głupio, np. gdy jedyny świadek morderstwa, ślepy włóczęga, jest w stanie po zapachu poznać psychikę zbrodniarza i stwierdza, że to „bardziej ofiara niż kat”. Autorzy nie dbają o realizm i film przypomina raczej mroczną baśń, a nie wiarygodny thriller psychologiczny.
EuroWar:
Upadek orłów (1989)
Siódmy i ostatni wspólny film Jessa Franco i Christophera Lee (Krwawy sędzia, Książę Dracula). Upadek orłów to wyprodukowany we Francji dramat wojenny, w którym wspomniany aktor oraz Mark Hamill i Ramon Estevez (syn Martina Sheena) odgrywają postacie Niemców, zaś akcja toczy się w trakcie II wojny światowej, między innymi podczas bitwy stalingradzkiej. Walter Strauss (Christopher Lee), bogaty bankier i zdeklarowany nazista, wydaje przyjęcie, podczas którego goście dowiadują się, że Francja i Wielka Brytania wypowiedziały wojnę Niemcom. Na front wschodni trafia dwóch mężczyzn zakochanych w córce bankiera, Lillian (Alexandra Ehrlich), artystce kabaretowej dającej występy dla żołnierzy. Wkrótce kobieta (na złość ojcu) postanawia, że pójdzie walczyć. Szybko przekonuje się, że Hitler poprowadził naród ku przepaści i na zwycięstwo nie ma co liczyć.
Choć nie brakuje tu akcji typowych dla kina wojennego, widać także podejście psychologiczne. Jeden z bohaterów mówi: „Jestem miłym facetem udającym złego, ponieważ nikt nie szanuje miłego faceta”. Wszyscy na tej wojnie muszą udawać – jeśli jesteś Żydem, gejem albo wątpisz w sens ideologii nazistowskiej, nie powinieneś się do tego przyznawać. Najciekawszy jest konflikt Waltera i Lillian – to najbardziej wyraziste postacie scenariusza i można w nie uwierzyć dzięki niezłemu aktorstwu. Jedna ze scen, w których Walter Strauss czyta list od córki, jest wzruszająca. A zakończenie daje do myślenia. Można w niektórych źródłach wyczytać, że sceny batalistyczne to tak naprawdę fragmenty innych filmów. Cóż, budżet był pewnie niewielki, bo i koniec lat 80. to nie był dobry czas dla filmów o II wojnie światowej. Ryzyko porażki finansowej było zbyt duże. Ale całość jest dobrze zmontowana, a niedoskonałości scenariusza i braki w budżecie takiemu reżyserowi jak Jess Franco się wybacza, jeśli widać na ekranie entuzjazm i wrażliwość.