Inspiracja czy plagiat? WĄTKI, które zostały UKRADZIONE z innych filmów
Jak przyjęło się powtarzać: wszystkie historie zostały już opowiedziane, więc praktycznie niemożliwym jest, aby jakikolwiek współczesny autor wykazał się stuprocentową i pozbawioną jakiegokolwiek zewnętrznego wpływu oryginalnością. Zwłaszcza w kinie gatunkowym twórcy poruszają się w ramach określonych konwencji czy schematów, stąd wielokrotnie możemy mieć uczucie oglądania różnych wersji tej samej opowieści. Między innymi z tego powodu trudno jednoznacznie oskarżyć kogoś o plagiat – wskazanie cienkiej granicy między kopiowaniem a inspirowaniem się czymś jest bowiem nie lada wyzwaniem. W związku z tym zawartą w tytule „kradzież” należy wziąć w nawias. Poniższa lista nie ma na celu deprecjonowania osiągnięć autorów, lecz po prostu wskazanie filmów, w których podobieństwa do innych dzieł kultury są tak odczuwalne, że nie można przejść obok nich obojętnie. A jeśli nie widzieliście ich odpowiedników – to będzie jedynie dodatkowa zachęta, by się z nimi zapoznać!
Incepcja / Paprika
Myślę, że wielu widzom podczas oglądania filmu Christophera Nolana przyszło do głowy: „Jaki to jest świetny pomysł!”. Świat będący senną rzeczywistością, która na naszych oczach ciągle przekształca się i dostosowuje do sytuacji lub stanu emocjonalnego, w jakim znajduje się śniący, daje twórcy nieograniczone możliwości projektowania scen i scenografii. Nolan nie byłby jednak sobą, gdyby nie wcisnął całości w quasi-realistyczną otoczkę, a zabawę konwencją sprowadził do wieloetapowego skoku przeprowadzanego przez zawodowców. Przez to, o ile Incepcja sprawdza się jako świetny film akcji, o tyle Paprika Satoshiego Kona stanowi audiowizualne doświadczenie. Tutaj również wchodzimy do świata snów, lecz w celach terapeutycznych, a malujące się przed naszymi oczami obrazy zakrzywiają się, morfują i mienią setkami kolorów, tworząc jedyne w swoim rodzaju surrealistyczne widowisko. Co ciekawe, Nolan twierdzi, że nie widział anime japońskiego reżysera przed nakręceniem Incepcji, w co aż trudno uwierzyć, biorąc pod uwagę bliźniaczą scenę z dotykanym przez bohaterki rozpadającym się lustrem. Możemy jednak cieszyć się z tego, że oba filmy – mimo że oparte na podobnym koncepcie – funkcjonują na różnych zasadach i każdy z nich zapewnia zupełnie inne, choć równie fascynujące doświadczenie.
Czarny łabędź / Perfect Blue
Skoro już jesteśmy przy anime, to inny hollywoodzki reżyser także stworzył dzieło podobne do przedstawiciela twórczości Satoshiego Kona. W tym przypadku mowa jednak o niemal bliźniaczo podobnym zestawieniu. Czarnego łabędzia ogląda się trochę jak remake słynnego filmu Kona, zwłaszcza że opowiada zbliżoną historię popadającej w szaleństwo ambitnej młodej dziewczyny, której obecne zajęcie wpływa na psychikę do takiego stopnia, że zaczyna cierpieć na problemy z postrzeganiem rzeczywistości. W przeciwieństwie do Nolana Darren Aronofsky zdawał sobie sprawę z istnienia japońskiego filmu i wielokrotnie umieszczał go na listach swoich ulubionych produkcji. Inspirował się nim do takiego stopnia, że w Requiem dla snu znajdziemy cytat wizualny w postaci sceny w wannie pochodzący właśnie z Perfect Blue. Biorąc to wszystko pod uwagę, fakt, że Aronofosky zaprzecza, jakoby Czarny łabędź był jakkolwiek inspirowany anime, wybrzmiewa co najmniej zastanawiająco. To powiedziawszy, wszystkim zainteresowanym z całego serca polecam obejrzenie arcydzieła Satoshiego Kona i skonfrontowanie go z filmem o tancerce. Tylko koniecznie dajcie później znać, który z nich ostatecznie bardziej przypadł wam do gustu!
Szukając siebie / Zapach kobiety
Podobne wpisy
Choć złośliwie mógłbym powiedzieć, że Szukając siebie podbiera pomysły też od kilku innych dzieł (jednym z nich jest oczywiście Buntownik z wyboru), to ograniczając się do jednego, z pewnością najwięcej czerpie właśnie z Zapachu kobiety. Tutaj również poznajemy historię żyjącego w dużej mierze samotnie starszego mężczyzny, którego dni chwały i sławy już minęły, jednak pod zgorzkniałą powłoką wciąż kryje się ciepłe serce, które – początkowo niechętnie – wykorzystuje do pomocy młodemu chłopakowi. Tutaj również mężczyzna jest opryskliwy i sypie ciętymi ripostami jak z rękawa, na dodatek gra go charyzmatyczny aktor, Sean Connery (przypomnijmy, że w Zapachu kobiety show kradł Al Pacino). Ba, tutaj również znajdziemy scenę pod koniec, gdy zdenerwowany niesprawiedliwością bohater broni przed grupą wpływowych ludzi podopiecznego, korzystając przy okazji z mocy swojego autorytetu. Podobieństwa pomiędzy dwoma filmami są tak silne, że podczas seansu Szukając siebie z pewnością sięgniemy do internetowej wyszukiwarki, by sprawdzić, czy aby na pewno nie mamy do czynienia z remakiem.
Gwiezdne wojny / Ukryta forteca
Nie jestem pierwszym, który przywołał to porównanie. Ba!, przyznaje się do niego sam George Lucas, który nigdy nie krył inspirowania się filmami Akiry Kurosawy. Podobieństwa są zresztą liczne, począwszy od nazewnictwa („Jedi” pochodzi od „jidaigeki”, czyli gatunku filmowego, do którego należy Ukryta forteca), przez techniki filmowe (zestawienie scen możemy obejrzeć pod tym adresem), a skończywszy na bohaterach. Obi-Wan Kenobi jest odpowiednikiem granego przez Toshirô Mifunego generała Rokuroty, księżniczka Leia zapożycza cechy charakteru od księżniczki Yuki, podczas gdy R2-D2 i C-3PO to robotyczni krewni Tahei i Matakihiego. To tylko pokazuje, jak ogromny wpływ genialny japoński reżyser miał na ówczesne i współczesne kino rozrywkowe, biorąc pod uwagę, że jedna z największych filmowych marek w historii (o ile nie największa) prawdopodobnie nigdy by nie powstała, gdyby nie artystyczna siła przebicia jego twórczości. Tymczasem zainteresowanych tematem odsyłam do wszelkich wywiadów z Lucasem, podczas których opowiada o swoim uwielbieniu do filmów samurajskich. Szczególnie tego, gdzie skupia się właśnie na Ukrytej fortecy Kurosawy. Znajdziecie go tutaj.