HORROR W BIAŁY DZIEŃ. Przerażające filmy grozy, które DZIEJĄ SIĘ ZA DNIA
Osada (2004)
To zupełnie zapomniany film M. Nighta Shyamalana, który dla 11-letniej mnie był najstraszniejszym filmem, z najbardziej niespodziewanym zwrotem akcji na zakończenie, jakie widziały moje młode, niewyrobione filmowo oczy. Dzisiaj patrzę już na niego inaczej, ale to wciąż najlepszy po Szóstym zmyśle (i może Znakach) film tego reżysera, z gwiazdorską obsadą (Bryce Dallas Howard, Adrien Brody, Sigourney Weaver, William Hurt, Joaquin Phoenix) i całkiem udaną opowieścią o toksycznym społeczeństwie odizolowanym od świata przez gęsty las, który otacza wioskę. Mieszkańcy nie mogą się z niej wydostać, bo pośród drzew grasują tajemnicze, humanoidalne stwory. Shyamalan tworzy obraz konserwatywnej społeczności, wyznającej sztywne zasady i absurdalne przesądy, i pokazuje, jak cienka jest granica pomiędzy kłamstwem a prawdą, przesądem a rzeczywistością.
Funny Games (1997)
Chociaż Michael Haneke stworzył w 2007 roku hollywoodzki remake swojego własnego filmu, zdecydowanie wolę oryginał. Być może nieprzyjemne brzmienie języka niemieckiego dodaje temu filmowy grozy, której i tak ma w nadmiarze. To niewątpliwie jeden z bardziej brutalnych i wstrząsających filmów w historii kinematografii, w którym rozpoczynającą sielskie wakacje w domku nad jeziorem rodzinę odwiedzają dwaj psychopatyczni mordercy. Napięcie towarzyszące ekranowej eskalacji przemocy, kręconej chłodnym, naturalistycznym okiem Hanekego, szybko staje się trudne do zniesienia. Film wysysa z widza energię i przeraża do granic, bo zagrożenie jest tak realne, że wydaje się, że mogłoby spotkać każdego z nas.
Film Hanekego jest jednak przede wszystkim krytyką wykorzystywania przemocy jako rozrywkowego widowiska w przemyśle filmowym, co widać w scenie, w której reżyser burzy czwartą ścianę, pozwalając jednemu z morderców mrugnąć do widzów. Jednocześnie Haneke łapie nas w zastawione przez siebie sidła – krytyka przemocy staje się jej afirmacją, w końcu przecież on sam stworzył film o przemocy, który my z zainteresowaniem oglądamy.
Midsommar. W biały dzień (2019)
O tym kinowym hicie ze studia A24 napisano już wiele w ostatnim czasie, ale nie sposób go pominąć – to jeden z bardziej ciekawych horrorów ostatnich lat, którego akcja rozgrywa się za dnia. W swoim drugim filmie Ari Aster opowiada o grupce młodych Amerykanów trafiających do odciętej od świata szwedzkiej wioski. Mieszkańcy osady świętują właśnie Midsommar – święto celebrujące letnie przesilenie. Niepokój bohaterów rośnie wprost proporcjonalnie do ilości dziwnych obrzędów i skonsumowanych przez Szwedów narkotyków, a pogłębia go fakt, że w wiosce nigdy nie nastaje noc. Chociaż Aster wykorzystuje motywy znane już chociażby z Kultu, jest to dzieło zupełnie oryginalne, okraszone świetną scenografią i kostiumami budującymi z każdą minutą coraz bardziej paranoiczny klimat szwedzkiej wioski skąpanej w blasku słońca.