HORROR w 2020 roku. 13 filmów grozy, na które czekam
Nawiedzony dom na wzgórzu, sezon 2
Nakręcony przez Mike’a Flanagana pierwszy sezon Nawiedzonego domu na wzgórzu traktuję jako jeden z najlepszych horrorów 2018 roku. Ta wariacja historii, najpierw napisanej przez Shirley Jackson, a później dwukrotnie zekranizowanej przez Roberta Wise’a i Jana de Bonta, porażała emocjonalną siłą, która przełożyła się na strach. Pod tym względem chyba tylko Inni Amenábara wywołali we mnie większą trwogę. Rozgrywająca się na dwóch planach czasowych opowieść o rodzinie mieszkającej w nawiedzonym domu, a następnie radzącej sobie z traumą tamtych wydarzeń uczyniła z Flanagana już nie obiecującego twórcę horrorów, ale spełniony talent. Szkoda ckliwego finału dla tak znakomitej całości, ale sam reżyser był świadom popełnionego błędu.
Drugi sezon ma inny tytuł (The Haunting of Bly Manor), gdyż nie ma być kontynuacją, a całkiem nową historią. No, niekoniecznie nową – Flanagan ponownie bierze na warsztat literacki klasyk, tym razem W kleszczach lęku Henry’ego Jamesa, znane również dzięki wspaniałej ekranizacji Jacka Claytona sprzed prawie pół wieku. Co ciekawe, rok 2020 przyniesie nam jeszcze jedną nową wersję tej opowieści o guwernantce i jej nie tak znowu niewinnych małych podopiecznych – już w styczniu premiera The Turning z Mackenzie Davis i Finnem Wolfhardem w rolach głównych. Stawiam jednak na Flanagana. Po tak znakomitym pierwszym sezonie nie wyobrażam sobie innego reżysera, który umiałby uczynić grozę tak dojmująco tragicznym przeżyciem, a W kleszczach lęku tego właśnie wymaga.
Niewidzialny człowiek
Po klapie Mumii z Tomem Cruise’em, filmie, który miał zainicjować tak zwane Mroczne Uniwersum, a ostatecznie pogrzebał jakiekolwiek plany wspólnej serii z potworami wytwórni Universal, trudno było przewidzieć, kiedy i w jakiej formie zobaczymy innych bohaterów klasycznych horrorów z lat 30. poprzedniego wieku. Leigh Whannell, scenarzysta oryginalnej Piły, wydawał się być nietypowym wyborem na reżysera Niewidzialnego człowieka, choć swym B-klasowym, znakomicie przyjętym thrillerem science fiction Upgrade z pewnością przekonał do siebie wielu zainteresowanych. Albo i nie – koszt jego nowego filmu podobno wynosi kilka milionów dolarów, co w porównaniu z budżetem Mumii wydaje się żartem. Nikt jednak nigdzie nie powiedział, że Whannell potrzebuje dużo pieniędzy, aby nakręcić dobry horror.
Motyw człowieka, który wskutek niewidzialności odrzuca wszelkie skrupuły i moralność, zostaje tutaj uzupełniony o perspektywę maltretowanej kobiety (w tej roli Elisabeth Moss), terroryzowanej przez niewidocznego napastnika. Kino, również grozy, powinno karmić się współczesnymi nastrojami społecznymi, choć niedawne horrory inspirowane ruchem #MeToo do udanych nie należą (Countdown, Czarne święta). Wierzę jednak, że Whannell poradzi sobie z tym wyzwaniem i da nam coś autentycznego, nie zapominając przy tym o rozrywce. Zdradzający aż za dużo zwiastun sugeruje kino bliskie stylistyce Upgrade – mocne i efektowne – choć to również niespodzianki fabularne sprawiły, że tamten film był tak udany.
Poroże
Zwiastuny Poroża wskazują na ponury, zimny i makabryczny horror, odwołujący się do legendy o Wendigo, umieszczając potwora we współczesnym małym amerykańskim miasteczku. Nazwiska reżysera Scotta Coopera i producenta Guillermo del Toro nadają projektowi rangi, a i udział zawsze solidnych Keri Russell i Jessego Plemonsa jest dobrym prognostykiem.
To, co jednak najbardziej podoba mi się w zapowiedziach, to skupienie się na mitologicznej stronie grozy, obłaskawieniu horroru przez zamknięcie go w formie opowiadania, podania, przekazu. Jeśli będzie to równie ważnym, co spotkanie z bestią, elementem fabuły Poroża, może to być jeden z najciekawszych i najstraszniejszych filmów roku.
The Night House
The Night House ma być opowieścią o wdowie, która po śmierci męża poznaje jego przerażające sekrety. Wiadomo niewiele więcej poza obsadą – w roli głównej wystąpi Rebecca Hall, a partnerować jej będą znana z serialu Barry Sarah Goldberg oraz Stacy Martin (Nimfomanka). Czemu zatem umieściłem ten tytuł na liście? Wyłącznie ze względu na osobę reżysera – Davida Brucknera.
Najlepszą częścią nowelowego horroru sprzed kilku lat, Southbound, była historia mężczyzny, który potrąca nocą kobietę, a następnie stara się zrobić wszystko, aby uratować jej życie. Sam film był bardzo nierównym dziełem, ale dzięki tej jednej opowieści trudno było o nim zapomnieć. Jej autorem był właśnie Bruckner, który następnie zrealizował kupiony przez Netlix Rytuał, niezły horror o grupce Anglików na pieszej wyciecze po szwedzkich górach, których dopada tamtejsza folklorystyczna legenda. Film ten tylko potwierdził talent Brucknera w kreowaniu ponurej atmosfery i intensywnych scen grozy – tego właśnie spodziewam się po The Night House. Światowa premiera już w tym miesiącu na festiwalu w Sundance.
W lesie dziś nie zaśnie nikt
Polski horror, którego fabuła sugeruje typowy leśny slasher z lat 80., czyli grupka młodych ludzi na obozie, brak możliwości kontaktu ze światem zewnętrznym i czyhające na nich śmiertelne niebezpieczeństwo. Reżyser Placu zabaw, Bartosz M. Kowalski, musi być bardzo pewny siebie, aby wierzyć w powodzenie projektu, który wygląda na kopię niezliczonej ilości amerykańskich horrorów.
Niemniej jednak czekam. Bo pomimo coraz silniejszej potrzeby korzystania w Polsce z estetyki i repertuaru typowych dla kina grozy chwytów (czego dowodem niech będą Wieża. Jasny dzień, Monument, Wilkołak czy Córki dancingu) brak jest chęci nakręcenia rasowego horroru. Tymczasem W lesie dziś nie zaśnie nikt chyba takim właśnie filmem chce być, nadrabiającym brak oryginalności gatunkową czystością i entuzjazmem. Trzymam kciuki.