search
REKLAMA
Artykuły o filmach, publicystyka filmowa

GRINDHOUSE vol. 1: DEATH PROOF. Próba interpretacji kina Quentina Tarantino

Jacek Kozłowski

20 lipca 2017

death zajawka
REKLAMA

Eda Wooda, Johna Watersa, Wesa Cravena, Rogera Cormana i wielu innych reżyserów (…) nakręcało to, czego im brakowało w gładkich, wypieszczonych produkcjach Hollywoodu: seks, przemoc, narkotyki, potwory, zboczenia, okrucieństwo. W ich oczach znajdowało uznanie wszystko to, o czym nie wypadało mówić publicznie, co uznawano za niemoralne, głupie, prymitywne, wulgarne i zakazane.
Mnie interesują podobne rzeczy.

Ja osobiście nie odczuwam czegoś takiego jak grzeszna przyjemność.
Bo nie czuję się winny.

Quentin Tarantino, “Polityka” Nr 28/2007

Na początku był Tadeusz Sobolewski. W swoim tekście o “Grindhouse” pisał on: “Muszę przyznać, że dość późno doceniłem Tarantino jako artystę. Po tym filmie – w pełni”. Dystrybutor filmu czym prędzej wyciął więc ów fragment z recenzji, umieścił w materiałach prasowych i rozesłał do dziennikarzy od morza po Tatry. Tarantino jako artysta? – pomyślałem sobie nagabywany przez Sobolewskiego ze wszech stron – Artysta na pewno. Ale artysta czego? Z jednej strony wykracza Tarantino daleko poza konwencję kina klasy B, taniego kina akcji czy schematycznych thrillerów z lat 80. Wielka jakościowa przepaść wyziera spomiędzy konstrukcji, którą Tarantino buduje z tanich hollywoodzkich klocków, a samymi marnymi gatunkowo klockami, których do budowania konstrukcji używa. Jest więc Tarantino czymś więcej niż Michael Bay czy Joel Schumacher – wykracza poza pojęcie reżysera do wynajęcia i rzemieślnika na usługach producenta.

Ale jest też Tarantino czymś mniej niż Ozon, Polański czy Lynch. Jego nazwisko wybrzmiewa z mniejszą doniosłością. Dla Quentina Tarantino nie ma miejsca na skali, na której krańcach znajdowaliby się Wolfgang Petersen i Pedro Almodovar. Kiczowatość Tarantino jest zbyt przemyślana jak na Petersena i zbyt chłopacka jak na Almodovara. Nie jest więc Tarantino “artystą” o jakim pisał Sobolewski. Nie jest też “nie-artystą”. Kim zatem jest? Odpowiedź, że jest “czymś pomiędzy” równałaby się z brakiem odpowiedzi. Może zatem Tarantino nie jest sam jeden, może Quentinów jest kilku? Jeden Quentin dla pana Sobolewskiego i jego kliki krytyków. Drugi Quentin dla publiczności niewyrobionej, która przyszła posłuchać, jak tu pięknie kurwy lecą i krew się leje po masce samochodu. Trzeci Quentin dla oddanych fanów Quentina, którzy uważnie śledzą fetysze reżysera – obserwują, co się w nich zmienia, co drga, ale nad sensem tego ruchu nie mają ochoty się zastanawiać. Istnieje zapewne jeszcze czwarty, piąty, szósty i trzydziesty szósty Quentin. W przeciwieństwie do Felliniego czy Petersena – Tarantino posiada co prawda przypisany sobie styl i zestaw środków, ale jest twórcą, którego ciężko zaklasyfikować. Jaką miarkę przyłożyć więc do filmów Tarantino? Jak je traktować? Sztuka to już czy jeszcze zabawa?

Czy w kontynuacji THE BATMAN zobaczymy Jokera Nowe plotki

Tak się składa, że literatura polska zna przypadek autora cierpiącego na tę samą co Tarantino przypadłość. Mówili o nim “artysta”, choć się przed tym bronił. Twierdził, że kultura wysoka go poniża, a sam stawał się jej częścią. Mówił, że woli niskie i niedojrzałe, a wszedł do kanonu literatury. Zawsze przewrotny, czasem nieprzyzwoity. “Miałem zwyczaj, że z moimi wiejskimi krewniakami byłem (żeby ich zdenerwować) artystą, a z artystami byłem (żeby ich rozwścieczyć) obywatelem ziemskim, jak się patrzy” – pisał w swoich Dziennikach. Wśród artystów, ale nie artysta; dla widowni, lecz niekoniecznie z widownią – pomiędzy Witoldem Gombrowiczem a Quentinem Tarantino można poprowadzić zaskakującą oś symetrii. Postarajmy się wskazać podobieństwa pomiędzy tym, jak traktował kulturę Gombrowicz, a tym, jak traktuje ją Tarantino. Jeden z gruntu polski, drugi z gruntu amerykański. Pierwszy literat, drugi filmowiec. Obaj równie niebezpieczni, bo dokonujący rekonstrukcji z dawna okrzepłych mitów swej kultury. Przypatrzmy się zatem poniższej hipotezie oraz temu, co z niej wynika dla obu autorów. Niech to pytanie wreszcie wybrzmi! A zatem: “Czy Quentin Tarantino jest Gombrowiczem Hollywoodu?”.

BABYTEETH Niewinność stracona niczym mleczaki

Podzielmy zatem myśl Gombrowicza na trzy zasadnicze części i postarajmy się zaadaptować Gombrowiczowskie tezy do twórczości Tarantino. Potraktujmy “Grindhouse vol.1” jak pozycję, która doskonale oddaje charakter i styl reżysera, a więc może być świetną ilustracją postawionych tutaj tez. Sprawdźmy, czy da się odnaleźć w nowym filmie Tarantino podstawowe dla twórczości Gombrowicza idee. A były nimi po pierwsze dowartościowanie wszystkiego, co w kulturze młode, niedojrzałe i niskie; po drugie spojrzenie na kulturę rodzimą z perspektywy Innego oraz po trzecie nieustanne poszukiwanie swej tożsamości – słynnego gombrowiczowskiego “ja”.

MŁODY

My kulturze naszej nie możemy wręcz sprostać. (…) W głębi jesteśmy wszyscy chłystkami. (…) Nie zapominajmy także, że człowiek nie lubi dojrzałości – ponieważ lubi młodość swoją. (…) czyż człowiek będący zawsze poniżej wartości, zawsze skompromitowany nie poszuka wyładowania w sferze jemu właściwej, to jest w sferze tandety?

Czy pod każdym z tych zdań wypisanych z “Dziennika” Witolda Gombrowicza – dodajmy zdań dla autora sztandarowych – nie podpisałby się Tarantino? Na pewno zrobiłby to z ochotą. Obaj wszak cenią niedojrzałość i obaj ze swojej niedojrzałości uczynili wartość. Dołączył tym samym Gombrowiczowski (ale także Tarantinowski) “Młody” do wielkich tematów kultury, stanął obok Raskolnikowa, zaczął mu się przyglądać i popukał się w głowę. Jednak Młodego Tarantinowskiego, w przeciwieństwie do Młodego Gombrowiczowskiego, nie należy szukać w warstwie fabularnej. Młodego nie ma w opowieści. Młody nie musi kształtować tu dojrzałego, gdyż dojrzały nigdy dojrzałym nie był. Młody pozostał Młodym. Tym Młodym jest tu sam Tarantino, który ze swoich fascynacji – ze światów kinowego kiczu i tandety – czyni główny temat swych autorskich wypowiedzi. To tymi światami Tarantino się bawi, w tych światach umieszcza opowieści o śmierci, honorze, zemście, a ostatnio o feminizmie. Filtruje je on jednak przez swą chłopacką wyobraźnię, są one percypowane i opowiadane przez Młodego, który nigdy nie wyrósł z komiksów, horrorów i tanich filmów akcji. Zwróćmy uwagę, że gdy Tarantino cytuje w swoich scenariuszach spaghetti westerny czy thrillery w rodzaju “Znikającego punktu”, robi to zawsze w sposób niezwykle natarczywy. To nie jest kino wysmakowane! To kino wyreżyserowane przez Młodego (trzeba przyznać Bystrego Młodego), który cytaty ze swoich ulubionych filmów ostentacyjnie wrzuca do własnych obrazów. I czyni to w sposób niekoniecznie logiczny i uporządkowany. Tak było w “Pulp fiction”, tak było w “Kill Billu”, tak jest i w “Grindhouse”.

PRZEMINĘŁO Z WIATREM tymczasowo zniknęło z biblioteki HBO Max Powodem jest przedstawienie uprzedzeń rasowych

REKLAMA