Publicystyka filmowa
Gramy! FILMY SPORTOWE
W FILMACH SPORTOWYCH emocje sięgają zenitu! Odkryj pasjonujące historie z boiska, które łączą rywalizację i przyjaźń.
Wczorajszy 6 kwietnia to Międzynarodowy Dzień Sportu dla Rozwoju i Pokoju. Z tej okazji warto przyjrzeć się temu, jaka konkurencja panuje na filmowym boisku. Poniżej kilka najważniejszych tytułów dotyczących poszczególnych dyscyplin. Najważniejszych, ale nie jedynych, więc własne typy strzelajcie w komentarzach – byle celnie!
baseball
Pierwsza liga
Najbardziej amerykański z amerykańskich sportów, czyli machanie kijem na zawołanie, to jednocześnie bodaj najbardziej filmowa dziedzina. Liczba produkcji na ten temat idzie już w setki. Co zaskakujące, wiele z nich to naprawdę solidne dzieła. Wśród nich naprawdę trudno wskazać tę bezwzględnie najlepszą, w pełni chwytającą ducha baseballu i miłości do niego. To pisząc jednym z pierwszych i zarazem najfajniejszych filmów, które przychodzą tu na myśl, jest właśnie ta komedia w gwiazdorskiej obsadzie (grają m.in. Tom Berenger, Charlie Sheen, Rene Russo, Wesley Snipes i Dennis Haysbert). Ma bowiem wszystko to, czego można się po sportowej walce spodziewać, pokazuje olbrzymią popularność baseballu w USA, a sam sport zapodaje w niezwykle przystępnej formie. Play ball!
bieganie
Rydwany ognia
A to dla odmiany niezbyt atrakcyjny dla filmowców ruch, choć tytułów o nim znajdzie się jednak kilka (niektóre, jak Gallipoli, zahaczają nawet o… wojnę!). W czołówce wciąż pozostaje przy tym ten, który dał światu powód, aby biegać i/lub z biegania uczynić farsę – oczywiście w zwolnionym tempie. Mowa, rzecz jasna, o nieśmiertelnym temacie muzycznym Vangelisa, za który ten otrzymał wszak Oscara. Daną nutę zna każdy, bowiem przemielona została przez popkulturę tysiące razy. Bez niej sam film z pewnością nie byłby tym samym, choć, wbrew pozorom, ma do zaoferowania o wiele więcej, niż tylko pocztówkowy widok grupy gości zapierdzielających bez celu po plaży. Jakby nie było dostał też trzy inne statuetki Złotego Rycerza – w tym za najlepszy film. Słowem: klasyka.
bobsleje
Reggae na lodzie
Liczba filmów o tym zimowym widowisku rozgrywającym się w baaaaardzo długiej, krętej tubie, do której „sankami” wjeżdża banda kretynów, można policzyć na… dwóch palcach. Nie biorąc pod uwagę pięciu minut bobslejowania się Bonda z Blofeldem w Tajnej służbie Jej Królewskiej Mości, powstały wszak tylko dwa pełnoprawne filmy o tej wizualnej atrakcji. Jeden nakręcili Niemcy i nikt go nie oglądał. A drugi powstał w Hollywood i muzykę nagrał do niego Niemiec. Oczywistym wyborem jest zatem ten ostatni – przyjemna, letnia komedyjka z Johnem Candym w jednej z jego finałowych ról przed śmiercią. Nie jest na tyle dobra, żeby po seansie zakupić sobie obowiązkowy sprzęt i wejść do gry, ale jest lepszy od oglądania faktycznej relacji sportowej, więc można polecić.
boks
Rocky
Nie mówcie, że jesteście zaskoczeni. Chociaż filmów o tym, jak to dwóch facetów okłada się czerwonymi rękawicami po pyskach, powstało bez liku, a w jednym grał nawet przekozak Kirk Douglas, to kino nadal dzieli się na okres przed Rockym i po nim. Ba! Dla wielu on i jego kolejne sequele to nie tylko najlepsze, co nakręcono w temacie krótkich spodenek i ringu, ale też kwintesencja ukazania sportu na dużym ekranie. Coś w tym jest, bo Rocky to taki rodzaj ruchomego obrazu, który choć absolutnie niczym nie zaskakuje (no, może tylko tym, że na końcu nasz bohater nie zdobywa mistrza, jak nakazywałaby reguła „od zera do bohatera”), to ogląda się go dosłownie z zaciśniętymi pięściami. Do samego końca. Nawet po raz n-ty. Dodajmy do tego fanfary mogące spokojnie konkurować z wcześniejszym tematem Vangelisa i mamy gotowy przepis na inspirację. Wstyd nie znać!
futbol amerykański
Męska gra
Widowiskowa amerykańska wariacja na temat rugby – które tym samym olewamy w zestawieniu – to filmowy samograj. Podobnie jak w przypadku baseballu, powstało całkiem sporo filmów i seriali o futbolu (nie mylić z piłką nożną, choć tu też się kopie – najczęściej przeciwnika). I fani z pewnością lubią każdy z nich. Dogłębnie temat ugryzł przy tym Oliver Stone, który tytuł (w oryginale Any Given Sunday) zaczerpnął z zaadoptowanej na potrzeby dużego ekranu książki, napisanej przez weterana tego sportu. Tak powstało dzieło wyjątkowo gorzkie, które nie pozostawia marzycielom żadnych złudzeń względem futbolu.
Ale też pełne momentów boiskowej chwały. Wisienką na torcie jest jedna z najlepszych przemów motywujących w historii kina – i to w wykonaniu samego Ala Pacino. Oglądać!
hokej
Potężne Kaczory
Nic tak nie sprzedaje dobrze filmu/sportu, jak niedopasowany zespół nie nadających się do niczego dzieciaków, które pod sam koniec sezonu pokazują wszystkim środkowy palec. Kwintesencją tego jest właśnie komediowa seria na lodzie, rozsławiona osobą Emilio Esteveza (czy też raczej ona rozsławiła jego). Sukces tego filmu był tak duży, że pociągnął za sobą parę sequeli i serial, ale nie ma co się oszukiwać – oryginał pozostaje najlepszy. Niekoniecznie w kwestii ukazania całej dobroci przepychania się zagiętymi kijami w poszukiwaniu czarnego krążka (a następnie bramki), gdyż pod tym względem powstało sporo innych, bardziej dorosłych i/lub ciekawszych rzeczy.
Mało która zyskała sobie jednak większą popularność od …Kaczorów. Te nawet w Polsce wychowały sobie całe pokolenie dzieciarni. Jako jeden z nielicznych w temacie, nie tonie on też pod naporem nadmiernego patosu.
koszykówka
Biali nie potrafią skakać
Z całą pewnością wielkim klasykiem filmowego wkładania dużej piłki do wiszącej trzy metry nad ziemią obręczy jest Mistrzowski rzut z 1986 roku. A i poza nim znalazłoby się kilka ciekawych pozycji, które mierzą się z tą domeną wysokich i/lub skocznych ludzi. Ale nic tak dobrze nie opisuje tego sportu, jak późniejsza o kilka lat komedia kumpelska, dla której kosz stanowi w sumie tylko pewne tło. Już sam tytuł mówi tu jednak wszystko, co chcielibyśmy wiedzieć na ten temat. A dalej jest tylko lepiej, bo kiedy odstawić wszelkie fabularnie niuanse na bok, to niemal każda scena na boisku – ulicznym dodajmy, a nie profesjonalnym – tętni energią i sercem do gry, a do ekranu przykuwa prawdziwą magią hollywoodzkich widowisk.
Wisienką na torcie jest niezawodny duet Woody Harrelson-Wesley Snipes, który wydatnie przysłużył się w latach 90. do tego, że młodzież częściej spędzała czas na świeżym powietrzu. W przerwie od wypożyczania kolejnych VHS-ów ma się rozumieć. Kult.
łyżwiarstwo
Na ostrzu
I wracamy na lód, tym razem aby potańczyć. Ubiegłoroczna Ja, Tonya w mocny sposób przypomniała widowni o tej dyscyplinie, choć to bardziej kino biograficzne aniżeli figurowe. Numerem jeden pozostaje więc nadal film, w którym słodka Moira Kelly z lubością wypomina swojemu partnerowi „ząbki”. To Dirty Dancing świata łyżew, czyli dzieło z nerwem, pasją, odpowiednią chemią między bohaterami, przyjemnym humorem, wystarczającą dramaturgią, aby w ogóle się przejąć tym, że ludzie się przewracają, i z miejscami równie przebojową ścieżką dźwiękową, co rzeczony hit.
Ot, ślizganie się parami po białej nawierzchni dla opornych i zarazem cały ten sport w pigułce. Co ważne, nie można go przedawkować i jeśli powoduje uzależnienie, to tylko od podejmowanego tematu. Warto rzucić okiem nawet bez konsultacji z lekarzem.
piłka nożna
Podkręć jak Beckham
W Stanach tak zwany soccer to rzadki rodzaj naprawdę widowiskowego sportu, którego wciąż dobrze nie uwieczniono na filmowej taśmie – i to pomimo całkiem wielu prób. Chociaż największym kultem cieszy się nadal Ucieczka do zwycięstwa ze Stallonem i masą gwiazd futbolu, to ostatecznie najbardziej na wyróżnienie zasługuje tu… kobiece spojrzenie na piłkę. Spojrzenie niedoskonałe, bo schemat goni tu schemat, podaje do schematu, który zalicza przepiękną asystę, w rezultacie której największy schemat na boisku strzela gola. W dodatku całość jest tak mocno przesiąknięta indyjskim klimatem, że można dostać zawrotu głowy.
Jest w tym wszystkim jednak sporo radości, jest nieznana wtedy jeszcze Keira Knightley w krótkich spodenkach, jak i kilka fajnie uchwyconych akcji. No i przede wszystkim sporo młodzieńczej wiary oraz energii, która wydatnie przyczyniła się do jeszcze większej popularyzacji tej dyscypliny wśród płci pięknej. Można lajkować.
żeglarstwo
Wiatr
Łódkowe bicie piany o miejsce w szeregu na falach i skradzione podmuchy powietrza to jedna z tych dyscyplin, które lepiej uprawiać, aniżeli oglądać. A jednak przynajmniej jeden film uczynił z tego oglądania nie tylko niesamowicie emocjonujące, trzymające w napięciu widowisko, co prawdziwą przygodę życia.
Mowa o produkcji Francisa Forda Coppoli z 1992 roku. Niby standardowe patrzydło o ambicjach, pasji, upadku na samo dno i powstaniu z niego w glorii chwały, ale w wiadomych scenach dosłownie zapierające dech w piersiach. Duża w tym zasługa świetnych zdjęć Johna Tolla i znakomitej, porywającej muzyki Basila Poledourisa. No i reżyserii Carrolla Ballarda. Na co dzień lubujący się w zwierzęcych opowieściach (Czarny rumak, Droga do domu, Duma) twórca tak dobrze manewruje sekwencjami wyścigów, że widzowi automatycznie udziela się duch rywalizacji i walki do ostatniego oddechu. Dobre kino, które w kwestii wyczynowego żeglarstwa pozostaje bezkonkurencyjne.
