search
REKLAMA
Ranking

Gramy! FILMY SPORTOWE

Jacek Lubiński

7 kwietnia 2018

REKLAMA

Wczorajszy 6 kwietnia to Międzynarodowy Dzień Sportu dla Rozwoju i Pokoju. Z tej okazji warto przyjrzeć się temu, jaka konkurencja panuje na filmowym boisku. Poniżej kilka najważniejszych tytułów dotyczących poszczególnych dyscyplin. Najważniejszych, ale nie jedynych, więc własne typy strzelajcie w komentarzach – byle celnie!

 

baseball

Pierwsza liga

Najbardziej amerykański z amerykańskich sportów, czyli machanie kijem na zawołanie, to jednocześnie bodaj najbardziej filmowa dziedzina. Liczba produkcji na ten temat idzie już w setki. Co zaskakujące, wiele z nich to naprawdę solidne dzieła. Wśród nich naprawdę trudno wskazać tę bezwzględnie najlepszą, w pełni chwytającą ducha baseballu i miłości do niego. To pisząc jednym z pierwszych i zarazem najfajniejszych filmów, które przychodzą tu na myśl, jest właśnie ta komedia w gwiazdorskiej obsadzie (grają m.in. Tom Berenger, Charlie Sheen, Rene Russo, Wesley Snipes i Dennis Haysbert). Ma bowiem wszystko to, czego można się po sportowej walce spodziewać, pokazuje olbrzymią popularność baseballu w USA, a sam sport zapodaje w niezwykle przystępnej formie. Play ball!

 

bieganie

Rydwany ognia

A to dla odmiany niezbyt atrakcyjny dla filmowców ruch, choć tytułów o nim znajdzie się jednak kilka (niektóre, jak Gallipoli, zahaczają nawet o… wojnę!). W czołówce wciąż pozostaje przy tym ten, który dał światu powód, aby biegać i/lub z biegania uczynić farsę – oczywiście w zwolnionym tempie. Mowa, rzecz jasna, o nieśmiertelnym temacie muzycznym Vangelisa, za który ten otrzymał wszak Oscara. Daną nutę zna każdy, bowiem przemielona została przez popkulturę tysiące razy. Bez niej sam film z pewnością nie byłby tym samym, choć, wbrew pozorom, ma do zaoferowania o wiele więcej, niż tylko pocztówkowy widok grupy gości zapierdzielających bez celu po plaży. Jakby nie było dostał też trzy inne statuetki Złotego Rycerza – w tym za najlepszy film. Słowem: klasyka.

 

bobsleje

Reggae na lodzie

Liczba filmów o tym zimowym widowisku rozgrywającym się w baaaaardzo długiej, krętej tubie, do której „sankami” wjeżdża banda kretynów, można policzyć na… dwóch palcach. Nie biorąc pod uwagę pięciu minut bobslejowania się Bonda z Blofeldem w Tajnej służbie Jej Królewskiej Mości, powstały wszak tylko dwa pełnoprawne filmy o tej wizualnej atrakcji. Jeden nakręcili Niemcy i nikt go nie oglądał. A drugi powstał w Hollywood i muzykę nagrał do niego Niemiec. Oczywistym wyborem jest zatem ten ostatni – przyjemna, letnia komedyjka z Johnem Candym w jednej z jego finałowych ról przed śmiercią. Nie jest na tyle dobra, żeby po seansie zakupić sobie obowiązkowy sprzęt i wejść do gry, ale jest lepszy od oglądania faktycznej relacji sportowej, więc można polecić.

 

boks

Rocky

Nie mówcie, że jesteście zaskoczeni. Chociaż filmów o tym, jak to dwóch facetów okłada się czerwonymi rękawicami po pyskach, powstało bez liku, a w jednym grał nawet przekozak Kirk Douglas, to kino nadal dzieli się na okres przed Rockym i po nim. Ba! Dla wielu on i jego kolejne sequele to nie tylko najlepsze, co nakręcono w temacie krótkich spodenek i ringu, ale też kwintesencja ukazania sportu na dużym ekranie. Coś w tym jest, bo Rocky to taki rodzaj ruchomego obrazu, który choć absolutnie niczym nie zaskakuje (no, może tylko tym, że na końcu nasz bohater nie zdobywa mistrza, jak nakazywałaby reguła „od zera do bohatera”), to ogląda się go dosłownie z zaciśniętymi pięściami. Do samego końca. Nawet po raz n-ty. Dodajmy do tego fanfary mogące spokojnie konkurować z wcześniejszym tematem Vangelisa i mamy gotowy przepis na inspirację. Wstyd nie znać!

 

futbol amerykański

Męska gra

Widowiskowa amerykańska wariacja na temat rugby – które tym samym olewamy w zestawieniu – to filmowy samograj. Podobnie jak w przypadku baseballu, powstało całkiem sporo filmów i seriali o futbolu (nie mylić z piłką nożną, choć tu też się kopie – najczęściej przeciwnika). I fani z pewnością lubią każdy z nich. Dogłębnie temat ugryzł przy tym Oliver Stone, który tytuł (w oryginale Any Given Sunday) zaczerpnął z zaadoptowanej na potrzeby dużego ekranu książki, napisanej przez weterana tego sportu. Tak powstało dzieło wyjątkowo gorzkie, które nie pozostawia marzycielom żadnych złudzeń względem futbolu. Ale też pełne momentów boiskowej chwały. Wisienką na torcie jest jedna z najlepszych przemów motywujących w historii kina – i to w wykonaniu samego Ala Pacino. Oglądać!

Avatar

Jacek Lubiński

KINO - potężne narzędzie, które pochłaniam, jem, żrę, delektuję się. Często skuszając się jeno tymi najulubieńszymi, których wszystkich wymienić nie sposób, a czasem dosłownie wszystkim. W kinie szukam przede wszystkim magii i "tego czegoś", co pozwala zapomnieć o sobie samym i szarej codzienności, a jednocześnie wyczula na pewne sprawy nas otaczające. Bo jeśli w kinie nie ma emocji, to nie ma w nim miejsca dla człowieka - zostaje półprodukt, który pożera się wraz z popcornem, a potem wydala równie gładko. Dlatego też najbardziej cenię twórców, którzy potrafią zawrzeć w swym dziele kawałek serca i pasji - takich, dla których robienie filmów to nie jest zwykły zawód, a niezwykła przygoda, która znosi wszelkie bariery, odkrywa kolejne lądy i poszerza horyzonty, dając upust wyobraźni.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA