search
REKLAMA
Ranking

Gramy! FILMY SPORTOWE

Jacek Lubiński

7 kwietnia 2018

REKLAMA

hokej

Potężne Kaczory

Nic tak nie sprzedaje dobrze filmu/sportu, jak niedopasowany zespół nie nadających się do niczego dzieciaków, które pod sam koniec sezonu pokazują wszystkim środkowy palec. Kwintesencją tego jest właśnie komediowa seria na lodzie, rozsławiona osobą Emilio Esteveza (czy też raczej ona rozsławiła jego). Sukces tego filmu był tak duży, że pociągnął za sobą parę sequeli i serial, ale nie ma co się oszukiwać – oryginał pozostaje najlepszy. Niekoniecznie w kwestii ukazania całej dobroci przepychania się zagiętymi kijami w poszukiwaniu czarnego krążka (a następnie bramki), gdyż pod tym względem powstało sporo innych, bardziej dorosłych i/lub ciekawszych rzeczy. Mało która zyskała sobie jednak większą popularność od …Kaczorów. Te nawet w Polsce wychowały sobie całe pokolenie dzieciarni. Jako jeden z nielicznych w temacie, nie tonie on też pod naporem nadmiernego patosu.

 

koszykówka

Biali nie potrafią skakać

Z całą pewnością wielkim klasykiem filmowego wkładania dużej piłki do wiszącej trzy metry nad ziemią obręczy jest Mistrzowski rzut z 1986 roku. A i poza nim znalazłoby się kilka ciekawych pozycji, które mierzą się z tą domeną wysokich i/lub skocznych ludzi. Ale nic tak dobrze nie opisuje tego sportu, jak późniejsza o kilka lat komedia kumpelska, dla której kosz stanowi w sumie tylko pewne tło. Już sam tytuł mówi tu jednak wszystko, co chcielibyśmy wiedzieć na ten temat. A dalej jest tylko lepiej, bo kiedy odstawić wszelkie fabularnie niuanse na bok, to niemal każda scena na boisku – ulicznym dodajmy, a nie profesjonalnym – tętni energią i sercem do gry, a do ekranu przykuwa prawdziwą magią hollywoodzkich widowisk. Wisienką na torcie jest niezawodny duet Woody Harrelson-Wesley Snipes, który wydatnie przysłużył się w latach 90. do tego, że młodzież częściej spędzała czas na świeżym powietrzu. W przerwie od wypożyczania kolejnych VHS-ów ma się rozumieć. Kult.

 

łyżwiarstwo

Na ostrzu

I wracamy na lód, tym razem aby potańczyć. Ubiegłoroczna Ja, Tonya w mocny sposób przypomniała widowni o tej dyscyplinie, choć to bardziej kino biograficzne aniżeli figurowe. Numerem jeden pozostaje więc nadal film, w którym słodka Moira Kelly z lubością wypomina swojemu partnerowi „ząbki”. To Dirty Dancing świata łyżew, czyli dzieło z nerwem, pasją, odpowiednią chemią między bohaterami, przyjemnym humorem, wystarczającą dramaturgią, aby w ogóle się przejąć tym, że ludzie się przewracają, i z miejscami równie przebojową ścieżką dźwiękową, co rzeczony hit. Ot, ślizganie się parami po białej nawierzchni dla opornych i zarazem cały ten sport w pigułce. Co ważne, nie można go przedawkować i jeśli powoduje uzależnienie, to tylko od podejmowanego tematu. Warto rzucić okiem nawet bez konsultacji z lekarzem.

 

piłka nożna

Podkręć jak Beckham

W Stanach tak zwany soccer to rzadki rodzaj naprawdę widowiskowego sportu, którego wciąż dobrze nie uwieczniono na filmowej taśmie – i to pomimo całkiem wielu prób. Chociaż największym kultem cieszy się nadal Ucieczka do zwycięstwa ze Stallonem i masą gwiazd futbolu, to ostatecznie najbardziej na wyróżnienie zasługuje tu… kobiece spojrzenie na piłkę. Spojrzenie niedoskonałe, bo schemat goni tu schemat, podaje do schematu, który zalicza przepiękną asystę, w rezultacie której największy schemat na boisku strzela gola. W dodatku całość jest tak mocno przesiąknięta indyjskim klimatem, że można dostać zawrotu głowy. Jest w tym wszystkim jednak sporo radości, jest nieznana wtedy jeszcze Keira Knightley w krótkich spodenkach, jak i kilka fajnie uchwyconych akcji. No i przede wszystkim sporo młodzieńczej wiary oraz energii, która wydatnie przyczyniła się do jeszcze większej popularyzacji tej dyscypliny wśród płci pięknej. Można lajkować.

 

żeglarstwo

Wiatr

Łódkowe bicie piany o miejsce w szeregu na falach i skradzione podmuchy powietrza to jedna z tych dyscyplin, które lepiej uprawiać, aniżeli oglądać. A jednak przynajmniej jeden film uczynił z tego oglądania nie tylko niesamowicie emocjonujące, trzymające w napięciu widowisko, co prawdziwą przygodę życia. Mowa o produkcji Francisa Forda Coppoli z 1992 roku. Niby standardowe patrzydło o ambicjach, pasji, upadku na samo dno i powstaniu z niego w glorii chwały, ale w wiadomych scenach dosłownie zapierające dech w piersiach. Duża w tym zasługa świetnych zdjęć Johna Tolla i znakomitej, porywającej muzyki Basila Poledourisa. No i reżyserii Carrolla Ballarda. Na co dzień lubujący się w zwierzęcych opowieściach (Czarny rumak, Droga do domu, Duma) twórca tak dobrze manewruje sekwencjami wyścigów, że widzowi automatycznie udziela się duch rywalizacji i walki do ostatniego oddechu. Dobre kino, które w kwestii wyczynowego żeglarstwa pozostaje bezkonkurencyjne.

Avatar

Jacek Lubiński

KINO - potężne narzędzie, które pochłaniam, jem, żrę, delektuję się. Często skuszając się jeno tymi najulubieńszymi, których wszystkich wymienić nie sposób, a czasem dosłownie wszystkim. W kinie szukam przede wszystkim magii i "tego czegoś", co pozwala zapomnieć o sobie samym i szarej codzienności, a jednocześnie wyczula na pewne sprawy nas otaczające. Bo jeśli w kinie nie ma emocji, to nie ma w nim miejsca dla człowieka - zostaje półprodukt, który pożera się wraz z popcornem, a potem wydala równie gładko. Dlatego też najbardziej cenię twórców, którzy potrafią zawrzeć w swym dziele kawałek serca i pasji - takich, dla których robienie filmów to nie jest zwykły zawód, a niezwykła przygoda, która znosi wszelkie bariery, odkrywa kolejne lądy i poszerza horyzonty, dając upust wyobraźni.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA