Dopóki piłka w grze

Autorem gościnnej recenzji jest Krzysztof Kula.
Baseball, chluba narodowa Ameryki, to sport zazwyczaj niezrozumiały dla przeciętnego Europejczyka. Skomplikowane na pierwszy rzut oka (i piłki) zasady oraz znikoma popularność wspomnianej dyscypliny na Starym Kontynencie do spółki z brakiem zakorzenionej kulturowej tradycji (na baseballu wychowywał i wychowuje się, w przeciwieństwie do europejskich kolegów, każdy szanujący się Jankes) czynią ten fenomen jednym z symboli Stanów Zjednoczonych.
Hermetyczna tematyka nie przeszkodziła jednak filmowym produkcjom poświęconym baseballowi święcić triumfów również poza granicami Stanów. Wystarczy wspomnieć przesycony ciepłem obraz ery VHS „Anioły na boisku” czy nowszy oscarowy hit „Moneyball” z Pittem i Hillem, którzy wcielają się w menedżerów stopniowo odnoszących sukcesy dzięki użyciu statystyk komputerowych przy doborze graczy.
Sama tematyka filmów nie gra bowiem aż tak dużej roli, jeśli stanowi zaledwie podwalinę pod dobrze poprowadzoną historię, zostawiając miejsce na wyraziste postacie z dobrze nakreślonymi charakterami. O ile wspomniany „Moneyball” nie przypadł mi tak bardzo do gustu, o tyle w przypadku filmu „Dopóki piłka w grze” mogę jedynie podziękować Eastwoodowi za kurtuazyjny udział w tej produkcji, świadczący o (choćby tymczasowym) zaniechaniu zamiaru wycofania się z aktorskiego rzemiosła. Stary, dobry „Brudny Harry” udowodnił nielicznym niedowiarkom, iż mimo sędziwego wieku „nadal może”… występować przed kamerą, oczywiście.
Film „Dopóki piłka w grze” to kino obyczajowo-sportowe, w którym baseball gra ważną, aczkolwiek nie nadrzędną rolę. Główna oś historii oscyluje wokół starego skauta drużyny baseballowej Gusa Lobela (Clint Eastwood), który na swoim fachu pozjadał wszystkie zęby. Pracy poświęcił całe życie, zaniedbując przy okazji kontakty ze swoją dorosłą już córką Mickey (Amy Adams), która – pozbawiona matki – cierpiała na brak oparcia w wiecznie nieobecnym ojcu. Gus, jak przystało na starego wilka, nadal stosuje sprawdzone, choć przestarzałe metody wyłapywania boiskowych talentów. Przeglądanie gazet i wnikliwa obserwacja młodzików w akcji to codzienna rutyna Lobela. Jego córka jednak nie poszła w ślady tatusia, wybierając karierę w międzynarodowej korporacji. Jest przykładem typowej, upartej, lecz nieco samotnej bizneswoman. Los zbliży jednak do siebie wspomnianą dwójkę, gdy Gus, w wyniku pogarszającego się stanu zdrowia, nie będzie w stanie sam wykonywać swoich obowiązków. Po namowach dobrego przyjaciela rodziny Pete’a Kleina (John Goodman), Mickey postanawia pomóc ojcu w zleceniu stanowiącym jego zawodowe „być albo nie być”. W międzyczasie nieopierzony skaut Johnny Flanagan (Justin Timberlake), stary znajomy Gusa i niegdyś dobrze zapowiadający się gracz, również śledzi rozgrywki w celu wyłapywania talentów. Zawadiacki przystojniak szybko zbliży się do Mickey, zacierając granicę między obowiązkiem a przyjemnością…
Widoczne w tytule nawiązanie do poprzedniego dzieła z Eastwoodem pt. „Za wszelką cenę” bynajmniej nie jest przypadkowe. Podobnie jak w przypadku filmu z Hilary Swank, „Dopóki piłka w grze” również ukazuje powoli kiełkującą ojcowską (tutaj dosłownie) więź między zgorzkniałym głównym bohaterem a młodą i ambitną kobietą. Baseball stanowi siłę przyciągającą do siebie zwaśnione strony i spajającą zniszczone rodzinne relacje. Na szczęście dla widza, znajomość zasad gry rządzących tym specyficznym sportem nie jest do niczego potrzebna, większość akcji skupia się bowiem na powolnym procesie wzajemnego rozliczania się ze wspólnych uraz i krzywd między Gusem i Mickey.
Stetryczały Gus odrzuca jakiekolwiek nowinki techniczne na rzecz starych, sprawdzonych metod, których żaden komputer nie jest w stanie zastąpić (prztyczek w nos w stronę „Moneyball”). Zaprawiony w bojach skaut niejedno już widział i nieraz miał zapewne okazję obserwować dobrze zapowiadający się talent, z różnorakich względów kończący w rynsztoku. Dzięki wprawnemu oku i ogromnemu doświadczeniu, Lobel jest w stanie wyczuć przyszłą gwiazdę baseballu na kilometr, co zresztą nie pozostanie bez znaczenia, gdy zacznie tracić swoje podstawowe narzędzie pracy, czyli wzrok właśnie. W tak newralgicznym momencie oczami Gusa zostaje karierowiczka Mickey, która nie jest w stanie wybaczyć ojcu odrzucenia zaznanego w dzieciństwie. Jak się jednak okazuje, niedaleko pada jabłko od jabłoni…
Świetnie nakreślone relacje pomiędzy postaciami (przeszłość Gusa zaskoczy niejednego kinomana) są jeszcze bardziej wiarygodne i uwypuklone dzięki więcej niż dobrym kreacjom aktorów grających pierwsze skrzypce. Z jednej strony Eastwood powtarza swoją rolę zgorzkniałego emeryta z „Gran Torino”, z drugiej jednak takie właśnie charaktery pasują do niego jak ulał. Oschły, doświadczony przez życie, twardy skurczybyk w skórze dziadka wciąż będącego w stanie skopać kilka młodych tyłków to plakietka idealna dla fizys obecnego Eastwooda. Amy Adams i Justin Timberlake również dobrze odnaleźli się w swych rolach, zaś panteon znanych nazwisk udanie uzupełnia John Goodman.
Jedyne, do czego można by się przyczepić, to fakt, iż fabularnie „Dopóki piłka w grze” to obyczajowa sztampa. Ot, typowa historyjka o odbudowywaniu relacji rodziciela z latoroślą poprzez pasję stanowiącą nieodłączną część (z wyboru tudzież przymusu) życia obojga. Poza jednym, wyróżniającym się na tle reszty elementem (pewne wydarzenie z mrocznych kart historii Lobela), scenariusz jest do bólu przewidywalny, z wyświechtanymi kliszami mającymi wzbudzać w widzu emocje… Co się jednak, w zaskakująco magiczny sposób, udaje.
Czy to dzięki aktorstwu, czy pełnokrwistym postaciom, „Dopóki piłka w grze” naprawdę potrafi wzruszyć, zaś tak odszczepiony od naszej kultury temat jak baseball nie stanowi żadnej przeszkody w kibicowaniu Gusowi i Mickey w ich wysiłkach zmierzających do nadrobienia straconych lat. Na dobrą sprawę wspomniana dyscyplina mogłaby zostać zastąpiona każdą inną bez większej straty dla warstwy fabularnej. Jeżeli Eastwood ma wrócić na stałe przed kamerę miast stać tylko za nią, to życzę go sobie widzieć w produkcjach tej klasy co „Dopóki piłka w grze”. Na pozór banalnych opowieściach o sile pasji, pozwalającej pokonać wszelkie trudności i niesnaski przy odpowiedniej sile woli i samozaparciu, o wartości rodziny, w końcu również o przewadze elementu ludzkiego nad bezdusznymi kalkulacjami. Eastwood rzucił piłkę nie do odbicia, uderzając prosto w zaskoczonego łapacza. Kawał dobrego sportowego kina obyczajowego.
https://www.youtube.com/watch?feature=player_detailpage&v=UdJPvXLemVs