SIEDMIU NIEZBYT WSPANIAŁYCH: Gliniarze z problemami
Niezgodne z zasadami decyzje – niezależnie, czy dyktowane dobrymi chęciami, czy też jakże ludzką żądzą władzy i pieniądza – nieraz narażają imię naszych policyjnych bohaterów na szwank. Pal licho, jeśli mowa o nazbyt poważnym potraktowaniu zabawy w dobrego i złego glinę (szczególnie tego drugiego), przecież problemy policjantów często wychodzą poza sprawy stricte służbowe – w końcu to też ludzie. I właśnie dlatego mam dziś dla was szybki przegląd moich ulubieńców w kategorii “gliniarze z problemami”.
Mogłoby się wydawać, że policja nie ma większego problemu niż skorumpowani gliniarze, ale zebranie gromadki tego typu postaci byłoby zdecydowanie zbyt łatwe. Uznałem, że takie podejście do tematu będzie najzwyczajniej w świecie sztampowe, a przecież nie o to chodzi. Stąd mój pomysł, by podejść do tego jakże trudnego, acz nieszczególnie poważanego zawodu bardziej po ludzku. W końcu – jak mawia mój znajomy, Sebastian – “pies też człowiek”.
Harry Callahan – agresywny gość
Miało nie być sztampowo, ale Brudny Harry dał swym stylem bycia podwaliny pod wiele innych kreacji filmowych, które w realnym świecie nie miałyby prawa bytu. Agresywny i brutalny glina działający na granicy prawa jest bowiem postacią żywcem wyjętą z typowo westernowych opowiastek o rewolwerowcach. Zimny drań, nie cackający się z nikim w imię prawa, niejednokrotnie sam przemykał ponad nim, co zresztą nieraz przysparzało mu problemów. Jeśli prześledzimy karierę Harry’ego Callahana, na przestrzeni pięciu filmów, w których w latach 1971–1988 postać tę odgrywał Clint Eastwood (Brudny Harry, Siła Magnum, Strażnik prawa, Nagłe zderzenie i Pula śmierci), widzimy, jak nasz główny bohater coraz bardziej izoluje się od świata, jednocześnie odbiegając od posiadanych praw. To z kolei skutkuje różnymi zawodowymi turbulencjami, które wprawiają Harry’ego w spiralę agresji. A wszystko w imię sprawiedliwości.
Frank Pierzynski – z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu
Podobne wpisy
Lata siedemdziesiąte, Nowy Jork. Główny bohater Więzów krwi to nieźle rokujący glina, Frank Pierzynski (Billy Crudup), który nieco ze swoim zajęciem wybija się na tle starszego brata, Chrisa (Clive Owen). Nie ma znaczenia fakt, że Chris nie jest typowym bandziorem, a do pudła trafił na skutek – nazwijmy to – wypadku przy pracy. Jego wyjście na wolność mocno utrudnia życie młodszego, Franka, co prowadzi do spięć zarówno między braćmi, jak i między nimi a ich życiowymi partnerkami. I choć w gruncie rzeczy obaj próbują uporać się ze zorganizowaną przestępczością w Brooklynie, niestosujący się do powszechnie obowiązujących norm prawnych Chris mocno bruździ w życiu brata. Koniec końców, stara jak świat maksyma “z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu” idealnie obrazuje zawodową sytuację Franka.
John Hartigan – honor niejedno ma imię
W słynnym Basin City aż roi się od podłych gliniarzy, którzy drwią sobie z odznaki, korzystając z przewagi, jaką daje ona nad przeciętnym mieszkańcem. Przykładów, na czele z Jackiem Raffertym (Benicio Del Toro), jest aż nadto, jednak w tej sytuacji postacią problemową jest ten, który próbuje strzec prawa jak gdyby nigdy nic. Ostatni sprawiedliwy, można by rzec. Nie ulega wątpliwości, że największymi bolączkami detektywa Hartigana (Bruce Willis) były dobre serce i honor, który nie pozwolił mu przymknąć oka na szerzącą się patologię. Pech chciał, że jego rewir przypadał w Mieście Grzechu, gdzie nieskorumpowani gliniarze właściwie nie mieli prawa bytu. Chęć ochronienia dziecka przed synem prominentnego polityka z Basin City musiała skończyć się tragicznie. Z bohatera zrobiono przestępcę, zniszczono mu życie, ale on się nie poddał. Przyjął wszystko na siebie, przetrwał więzienie, a po wyjściu wyrównał rachunki i dokończył sprawę – pech chciał, że do jej zamknięcia musiał zdecydować się na ostateczną ofiarę.