GDY ŚMIERĆ ZAJRZY NAM W OCZY. Najciekawsze wizje zaświatów
Linia życia (1990), reż. Joel Schumacher
Ze sfery bajkowych opowieści przyszedł czas na śmierć w objęciach nauki. Grupka studentów medycyny postanawia przekroczyć nieprzekraczalną dotychczas granicę. Przeprowadzają eksperyment, który ma dowieść, że istnieje życie po śmierci. Co jednak zaskakujące, doświadczenia studentów podczas śmierci klinicznej różnią się między sobą. Okazuje się, że po drugiej stronie czekały na studentów największe grzechy oraz zaniedbania ich przeszłości. I będą się musieli z nimi ponownie zmierzyć. Linia życia to bodaj najbardziej znany film bazujący na doświadczeniach ludzi, którzy przeżyli śmierć kliniczną. Prócz świetnego pomysłu na siebie filmowi Joela Schumachera nie można odmówić także ujmującego klimatu, przywodzącego na myśl gotyckie horrory.
Źródło (2006), reż. Darren Aronofsky
Film rozgrywa się na trzech płaszczyznach fabularnych. W przeszłości – XVI wiek, teraźniejszości oraz przyszłości – wiek XXVI. W tej głównej płaszczyźnie czasowej protagonista za wszelką cenę stara się nie dopuścić do śmierci chorej żony. Trzy historie i trzej bohaterowie tylko pozornie się od siebie różnią. Zadaniem widza jest dostrzeżenie związku między nimi. Tajemnica kryje się w założeniach reinkarnacji. Z kolei uniwersalnym kluczem do zrozumienia zarówno filmu, jak i życia w całej swojej niezwykłości jest miłość. To właśnie dzięki niej, według reżysera, w przyszłości będzie nam dane przekroczyć własną fizyczność i połączyć się z Absolutem. Aronofsky sięgnął zarówno po symbolikę chrześcijańską, jak i kabałę i buddyzm – miks wyszedł z tego osobliwy.
Wkraczając w pustkę (2009), reż. Gaspar Noé
A to już prawdziwy odlot. Za sprawą niezwykle oryginalnej wizji Gaspara Noé, niepokornego europejskiego twórcy, mamy okazję spojrzeć na śmierć oczyma ducha śmiertelnie postrzelonego chłopaka, narkotykowego dilera. Pozostał on biernym obserwatorem rzeczywistości, nie mogąc znaleźć dla siebie miejsca. A wszystko nakręcone z pierwszoosobowej perspektywy i przy udziale przeplatających się onirycznych tudzież psychodelicznych obrazów. To, w jaki sposób ukazany jest koniec podróży ducha bohatera, który w zaskakujący sposób zatacza koło, podkreśla jednocześnie artystyczną odwagę i nutkę urzekającego szaleństwa tkwiącą w reżyserze.
Podobne wpisy
Sok z żuka (1988), reż. Tim Burton
Na koniec, w celu rozluźnienia atmosfery, zdecydowałem się na żart. I to żart nie byle jaki, bo iście burtonowski. Małżeństwo ginie tragicznie w wypadku samochodowym, a do domu, w którym mieszkali, wprowadzają się nowi lokatorzy. Jako że główni bohaterowie są niedoświadczonymi w straszeniu duchami, postanawiają wynająć specjalistę, bioegzorcystę Beetlejuice’a, przed którym stawiają zadanie wykurzenia mieszkańców z domostwa. Sok z żuka to kwintesencja twórczości Tima Burtona. Nacisk położono na oprawę wizualną (zasłużony Oscar za charakteryzację) oraz humor. Uwielbiam ten osobliwy polot, a także dystans i przymrużenie oka, z jakim Burton podchodzi do kwestii ostatecznych. Nikomu wcześniej ani później się to nie udało. No i zaświaty Burtona są, co oczywiste, wyjątkowo oryginalne. Ciekawe, jaki mnie będzie dane otrzymać numerek w kolejce do wieczności.
korekta: Kornelia Farynowska