Filmy, podczas których ludzie UCIEKALI Z KINA
Wiele jest dzieł ekranu, które pozostawiają po sobie niezatarte wrażenie. Kino to jedna z najbardziej bezpośrednich, intymnych rozrywek, jego zadaniem i rolą jest wywoływanie w nas emocji – im silniejszych, tym lepiej. Czasami jednak widz zostaje postawiony w sytuacji wystawiającej jego wrażliwość na powaby Dziesiątej Muzy na najwyższą próbę – i czasami się poddaje.
Podobne wpisy
Rok 2005, pełna sala kinowa. Na ekranie młoda, atrakcyjna Japonka w skórzanym kostiumie powolnym, zmysłowym ruchem rozkłada swoje narzędzia. I mężczyzna, który bezsilnie leży przy niej, i ja, wciśnięta w fotel kinowy, wiemy co zaraz nastąpi. Ja mogę uciec.
Po raz pierwszy i jak na razie jedyny uciekłam z kina – to była Gra wstępna w reżyserii Takashiego Miikego, skądinąd bardzo dobry horror psychologiczny. Jak dla mnie – w scenie tortur trochę za dobry. Do dziś nie ponowiłam próby obejrzenia go do końca.
A oto przykłady filmów, których publika z takich czy innych przyczyn nie zniosła zbyt dobrze.
127 godzin (2010)
Zaskoczeni? Ja – trochę. Wydaje się, że akurat 127 godzin Danny’ego Boyle’a to film, na którym nie sposób się przejechać. Historia Arona Ralstona (James Franco) jest oparta na faktach i widz, idąc do kina, raczej ma świadomość tego, że będzie oglądał, jak uwięziony pod blokiem skalnym Ralston w desperacji własnym scyzorykiem oderżnie sobie ramię.
Najwyraźniej jednak dla części kinomanów ta scena była zaskoczeniem równie wielkim jak zatonięcie Titanica. Widzowie mdleli, wymiotowali i opuszczali sale kinowe. Co ciekawe, wśród tych, którzy wyszli przed końcem seansu, zdarzali się również tacy, którzy określali film mianem „doskonałego”.
Pasja (2004)
Ta historia także jest znana widzom całego świata. Najwyraźniej jednak nie byli oni przygotowani na aż tak plastyczną dosłowność, jaką zaserwował im Mel Gibson. Niesłychanie brutalne wyobrażenie męki i śmierci Chrystusa (tym razem o anielskiej twarzy Jima Caviezela) wygoniło z foteli kinowych wielu fanów reżysera i tematu. Urban legend głosi nawet, że scena ukrzyżowania spowodowała atak serca (i ostatecznie śmierć) jednej z mieszkanek stanu Kansas. Związek raczej nie do udowodnienia, jednak jestem w stanie uwierzyć, że spodziewając się typowego dla tego rodzaju filmu uduchowionego klimatu, mogła przeżyć podczas seansu spory szok.
2001: Odyseja kosmiczna (1968)
To dzieło Stanleya Kubricka (uznawanego przez wielu za geniusza) wystawiło na próbę cierpliwości wielu odbiorców. Przez fanów reżysera uważana za najlepszy film science fiction wszech czasów, 2001: Odyseja kosmiczna cieszy się również mianem najgorszego filmu, jaki kiedykolwiek powstał, co może przyprawić początkującego kinomana o lekką konfuzję. Przesłanie filmu jest najwyraźniej tak głębokie, że trudno się do niego dokopać poprzez rozwlekłe sceny. Z pewnością nie udało się to aktorowi Rockowi Hudsonowi, który po seansie krzyknął „Czy ktoś mi może do cholery powiedzieć, o czym to było?”. Widzowie, którzy nie doceniwszy geniuszu Kubricka, wyszli z kina, są w niezłym towarzystwie.