search
REKLAMA
Analizy filmowe

Funny Games, czyli po co to oglądasz? Analiza filmu Michaela Hanekego

Jędrzej Dudkiewicz

25 lipca 2013

REKLAMA

Haneke kilka razy pokazuje, że za to, jak wygląda współczesna popkultura w znacznym stopniu odpowiada telewizja. Po pierwsze, Paul podsumowuje zakład z rodziną słowami: „Jak to mówią w telewizji: zakład stoi!”. Po drugie zaś, moment gdy Peter, pilnując Georga i Annę, ogląda telewizję, co chwilę zmieniając programy, nie mogąc na niczym się zatrzymać, bo wszystko staje się natychmiast nudne odzwierciedla przeciętnego widza, który również przeskakuje z kanału na kanał, a chcąc się zabawić sięga po coraz bardziej ekstremalne sposoby zabicia nudy. Za bardzo znaczącą można też uznać scenę, gdy po zastrzeleniu małego Georga widzimy zakrwawiony telewizor, w którym można zobaczyć ścigające się samochody. Sugeruje to właśnie brak wrażliwości dzisiejszej telewizji, która błyskawicznie przechodzi do porządku dziennego nad tragicznymi wydarzeniami, bo przecież trzeba iść dalej, pokazać kolejne obrazy, kolejne tragedie. Jak napisała Wisława Szymborska w wierszu, pt. „Koniec i początek”: „Wszystkie kamery wyjechały już na inną wojnę”. 

Kolejną metodą, którą Haneke wykorzystuje do wpływania na emocje widza jest sposób kręcenia. Scena, w której Paul i Peter zostawiają Georga i Annę z ciałem martwego syna w domu wyraźnie różni się od sposobu, w jaki nakręcona została większość filmu. Ujęcia są zdecydowanie dłuższe (taki sposób ich budowania to znak rozpoznawczy Hanekego), momentami niemal nieruchome. Sprawia to, że widz po pierwsze, może zacząć się nudzić, oczekując jakiejś akcji (podświadomie może chcieć powrotu zabójców, bo wtedy „zacznie się coś dziać”), po drugie zaś, będzie go irytować zachowanie bohaterów, będących w szoku, podejmujących nieskuteczne próby szukania ratunku. Wybija to odbiorcę z rytmu, niemal sprawia, że krzyczy „Zróbcie coś, jeszcze nie jest za późno”, co wynika ze wspomnianych już oczekiwań, że całość skończy się dobrze. 

W ten sposób Haneke uświadamia odbiorcy, że właśnie obejrzał prawie dwie godziny materiału, w którym dwóch młodych ludzi znęca się nad bezsilną rodziną i każe zastanowić się, z czego to wynika. Widz, czekając na znane sobie rozwiązania fabularne jest w stanie zaakceptować wszystko, co zobaczył. A reżyser nie przebiera w środkach. Paul i Peter znęcają się nie tylko fizycznie, ale także psychicznie nad swoimi ofiarami, nierzadko poniżając je, jak w momencie, kiedy pod groźbą zamordowania małego Georga zmuszają jego ojca, by kazał Annie się rozebrać. Wszystko po to, żeby sprawdzić, czy mieli rację dyskutując na temat jej figury i zawartości tłuszczu w organizmie. Równie okrutnym zachowaniem jest zmuszenie Anny do zmówienia dowolnej modlitwy, co nagrodzone zostanie możliwością wybrania, kto pierwszy (ona czy mąż) zostanie zabity i jakim przedmiotem (do wyboru jest strzelba i nóż). To także jest czytelne nawiązanie do telewizyjnych show, w których decyduje się, kto odpadnie z programu. Tutaj widzowie czekają, żeby zobaczyć, jakiego wyboru dokona umęczona kobieta. 

„Funny Games” jest często określane mianem brutalnego filmu, pełnego przemocy. Po dokładnej analizie zauważymy jednak bardzo ciekawą rzecz. Tak naprawdę Haneke wprost pokazuje bardzo niewiele. Wszystkie najokrutniejsze sceny, jak zabicie psa, złamanie nogi kijem golfowym, czy zastrzelenie syna odbywają się poza kadrem, nie widzimy ich. Reżyser ukrywa je przed naszymi oczami, co prawdopodobnie ma sprawić, że odbiorca w pewien sposób będzie zawiedziony (w końcu w innych filmach bez skrępowania pokazywane są makabryczne sceny morderstw). Kiedy jednak zastanowi się nad tym, dlaczego jest rozczarowany, zrobi swoisty rachunek sumienia, będzie czuć się źle (a przynajmniej powinien). W tym sensie dzieło Hanekego jest brutalne – przemoc nie jest obecna jednak na ekranie, tylko zastosowana wobec widza i jego umysłu. Twórca zdecydowanie bardziej znęca się nad odbiorcą niż nad bohaterami[5].

 Wypada jeszcze napisać słów kilka o ścieżce dźwiękowej. Jedyną muzyką, jaką usłyszymy podczas projekcji są utwory klasyczne na samym początku, mające podkreślić pozorny spokój wycieczki beztroskiej rodziny oraz nagrany przez Johna Zorna bardzo szybki i ostry motyw, w którym słychać wrzaski i jęki, użyty w filmie trzykrotnie: jako podkład do czołówki, która szybko burzy ów spokój (także widza), zaś krzyki te niejako zapowiadają dalsze wydarzenia[6], gdy Paul szuka małego Georga w domu sąsiadów, co prawdopodobnie ma wzmóc napięcie widza oraz na sam koniec filmu, gdy ponownie pojawia się tytuł, co ma podkreślać, że na tym działania Paula i Petera z pewnością się nie skończą. 

W „Funny Games” Michael Haneke postanowił podjąć perwersyjną grę z widzem, by pokazać i uświadomić mu, że światowa popkultura (w największym stopniu amerykańska) została opanowana przez wszechobecną przemoc i brutalność, a jednym z głównych powodów, dla którego tak się stało są potrzeby samej publiczności. Wszystko po to, by  odbiorca choćby przez chwilę zastanowił się nad samym sobą, nad tym, co lubi oglądać i co jest dla niego rozrywką. Po tym, że Haneke dziesięć lat później nakręcił amerykański remake (będący bardzo wierną kopią oryginału) sądzić można, że jego cel nie został osiągnięty, a przesłanie odbiło się od ściany.

Plakat amerykańskiej wersji Funny Games z 2007 roku

 

Bibliografia: 

Arest Dariusz, Haneke: Not so funny, „Gazeta Filmowa” 2008 
Brunette Peter, Contemporary film directors: Michael Haneke,Urbana and Chicago 2010, Wyd.University ofIllinois Press. 
Syska Rafał, Michael Haneke – okrutny moralista, „Kino” 2009, nr 11, s. 23-27. 
Syska Rafał, Thriller jako gatunek [w:] Wokół kina gatunków, pod red. K. Loski, Kraków 2001, Wyd. Rabid, s. 79-115. 

REKLAMA