search
REKLAMA
Ranking

FILMY, KTÓRE IGRAJĄ Z CZASEM, czyli kolejność (nie)przypadkowa

Szymon Skowroński

10 grudnia 2017

REKLAMA

Oto filmy, które igrają z czasem. Ich bohaterowie są świadomi (od początku, lub domyślają się tego z rozwojem akcji), że czas płynie dla nich nieco odmiennie niż dla pozostałych. Nie cofają się w przeszłość, nie powracają do przyszłości – nie wsiadają do wehikułów czasu, a jednak – wydarzenia wokół nich zdają się biec z zupełnie inną logiką, niż wskazują na to prawa fizyki. Alternatywne linie czasu i pętle wydarzeń to dla nich… codzienność.

Dzień  świstaka

Klasyczny przykład filmu, którego bohater zostaje uwięziony w pętli czasowej. Scenarzyści ani myślą tłumaczyć widzowi, w jaki sposób się to stało. Po prostu – stało się. Bohater Billa Murraya – zarozumiały i egocentryczny dziennikarz, budzi się każdego ranka, by ponownie przeżyć dokładnie ten sam dzień. Niezależnie od jego poczynań, następny ranek przynosi dokładnie to samo. Phil Connors może wpływać na wydarzenia podczas tego jednego dnia – co szybko odkrywa i skrzętnie wykorzystuje do spełniania hedonistycznych zachcianek. Jednak po pewnym czasie zauważa, że jego zmęczenie i zgorzknienie powiększają się wprost proporcjonalnie do jego próżnej postawy, nastawionej na osiąganie korzyści. Dopiero, kiedy uświadamia sobie, co w życiu jest naprawdę ważne, pętla odpuszcza, a Phil budzi się… następnego dnia.

Pattinson-Edward

Dzień świstaka to doskonała komedia, która pogrywa sobie z koncepcją linearnego czasu, jednak jestem jak najbardziej przeciwny od swatania jej z gatunkiem science fiction. Pętla czasowa nie ma tu żadnego naukowego wyjaśnienia – nawet sam bohater w pewnym momencie przestaje się zastanawiać, co mogło do niej doprowadzić. Dla bohatera czas płynie inaczej niż dla pozostałych, ale najważniejsze jest tutaj wyciągnięcie wniosków na temat swojego zachowania, a nie zmienienie linii czasowej w celu chociażby uratowania świata.

Kod nieśmiertelności

Po fenomenalnym debiucie Moon Duncan Jones miał bardzo wysoko postawioną poprzeczkę. Prywatnie syn Davida Bowiego, utalentowany reżyser po raz drugi podjął próbę realizacji filmu science fiction, w rezultacie czego powstał kolejny bardzo udany film. Bohater (zwyczajowo koncertowy Jake Gyllenhaal) budzi się w pociągu i nie pamięta, jak się tam znalazł. Wkrótce dowiaduje się, że jego przeszłość nie ma znaczenia – liczy się to, że w ciągu ośmiu minut pociąg eksploduje, a on musi poświęcić ten czas na uratowanie siebie i reszty pasażerów. Niestety ponosi porażkę… chociaż nie do końca – znów budzi się w tym samym pociągu, z tą samą misją. Wykorzystując wspomnienia i fakty, które przyswoił wcześniej, stara się zapobiec terrorystycznemu zamachowi. Podczas jednej z kolejnych prób wychodzi na jaw, że prawda jest jeszcze bardziej skomplikowana, a bohater nie jest tym, za kogo się początkowo uważał.

Film wykorzystuje Dickowskie motywy, takie jak cofanie czasu w celu zmiany biegu wydarzeń i stan „półżycia”, w którym wytwory wyobraźni śpiącego mają realny wpływ na rzeczywistość (czymkolwiek by ona nie była), i zamyka je w zgrabnej konwencji przemyślanego thrillera ze świetnymi postaciami, wartką akcją i ekscytującym scenariuszem.

Częstotliwość

Ciekawy przykład filmu nieco chyba zapomnianego i pomijanego w różnorakich zestawieniach – z tym większą przyjemnością polecam jego seans! Świat Częstotliwości zakłada, że przeszłość i teraźniejszość wcale nie muszą istnieć osobno, w formie wydarzeń dziejących się w różnych punktach entropicznej strzałki czasu, ale mogą współistnieć jednocześnie. To bardzo ciekawa wizja, w dodatku podparta realnymi naukowymi teoriami (czas jako wymiar dodatkowy, niewidoczny dla istot zamieszkujących trójwymiarową przestrzeń). Tak więc bohater filmu używa odbiornika radiowego do wyłapywania fal nadanych w przeszłości przez jego ojca. W ten sposób wydarzenia, które – teoretycznie – już miały miejsce, mogą zostać niejako przeżyte na nowo, tym razem z innym skutkiem. Dzięki temu bohater może naprawić błędy z przeszłości i uratować swojego ojca od śmierci.

Częstotliwość unika ogranej formuły wehikułu czasu, w zamian wykorzystując przyziemny mechanizm fal radiowych jako narzędzia umożliwiającego bohaterom oddziaływanie na siebie pomimo istnienia w dwóch różnych wymiarach czasu. Ale na tym nie kończą się plusy filmu – sama historia i jej bohaterowie są świetnie napisane, nad całością czuwa sprawna reżyserska ręką Gregory’ego Hoblita, a role Dennisa Quaida i Jima Caviezela pozwalają na przeżycie tej opowieści i uwierzenie w nią.

Incepcja

Christopher Nolan niejednokrotnie bawił się czasem jako narzędziem filmowej narracji. Jego świetny, wczesny film Memento opowiadał historię od końca – w dodatku zabieg ten był nie tylko bajerem, ale pozwalał idealnie wczuć się w emocje głównego bohatera, który cierpiał na zanik pamięci krótkotrwałej i pamiętał tylko ostatnie kilka minut. W serii filmów o Batmanie i najnowszej Dunkierce również wykorzystywał możliwości filmowego montażu do jednoczesnego prowadzenia różnych linii czasowych, których kulminacją była jedna, dramatyczna scena. W Incepcji Nolan idzie jeszcze głębiej – pozwala swoim bohaterom wchodzić do snów. Według wewnątrzfilmowych praw Incepcji czas we śnie płynie wolniej niż w rzeczywistości. Całość komplikuje się jeszcze mocniej, kiedy bohaterowie wchodzą do snów w snach i do snów w snach w snach… w najgłębszym śnie czas płynie już kilkukrotnie wolniej, zatem spędzenie tam całego życia równa się kilku obrotom ciężarówki podczas wypadku na autostradzie w prawdziwym świecie. Tylko czy prawdziwy świat nie jest po prostu jeszcze jednym snem?

Bohaterowie Incepcji zmyślnie i pomysłowo wykorzystują wiedzę na temat rozciągliwości i kurczliwości czasu w różnych poziomach snu, co prowadzi do serii oszałamiających akcji, ze słynną strzelaniną w obracającym się hotelu na czele.

REKLAMA