search
REKLAMA
Zestawienie

Filmowe PORAŻKI FINANSOWE z lat 90., które WARTO obejrzeć

Box office’owe klapy warte nadrobienia.

Przemysław Mudlaff

17 października 2023

REKLAMA

Dla wielu miłośników filmu ostatnia dekada XX wieku była jedną z najlepszych w historii kinematografii. Był to bowiem okres, w którym swoje premiery miały tytuły postrzegane dziś za klasyki, w którym swój talent ujawnili współcześni mistrzowie reżyserii oraz wreszcie w którym publiczność zwróciła większą uwagę na kino niezależne. Lata 90. XX wieku to jednocześnie czas wielkich filmowych hitów, których nadzwyczajna popularność nierzadko przyczyniała się do porażek finansowych niemniej interesujących produkcji. Poniższe zestawienie skupia się na ciekawych, mniej znanych tytułach, które choć na papierze wydawały się skazane na względny sukces, to w rzeczywistości okazały się tzw. box office’owym flopem.

W związku z powyższym, na niniejszej liście nie znajdziecie takich ówczesnych porażek finansowych, jak np. Prawdziwy romans (1993), Bohater ostatniej akcji (1993), Skazani na Shawshank (1994), Ukryty wymiar (1997) czy Człowiek z księżyca (1999). To, że są to filmy warte obejrzenia, jest po prostu aż nazbyt oczywiste.

„Gremliny 2” („Gremlins 2: The New Batch”, 1990)

Gremliny 2

W historii kinematografii można wyróżnić wiele różnych dziwacznych etapów. Są one związane z popularnymi w danym czasie tematami lub postaciami. Od kilkudziesięciu lat popularnym motywem są np. przygody superbohaterów, co doprowadziło do powstania już najpewniej setek różnego rodzaju produkcji ich dotyczących. W latach 80. XX wieku duże wzięcie miały z kolei filmy, których bohaterami były małe potworki. Zapoczątkował go w 1984 Joe Dante swoją produkcją Gremliny rozrabiają. Dzięki Gremlinom świat wkrótce poznał oślizgłe gobliny z serii filmów Ghoulies oraz kosmiczne stworki zwane Crittersami. Etap ten nie trwał jednak zbyt długo. Potworkowy trend wyczerpał się pod koniec lat 80., czego dowodem były wyniki finansowe kontynuacji wspomnianych Crittersów. Podobny los spotkał Gremliny 2, które przy budżecie ok. 50 milionów dolarów zarobiły zaledwie 41 milionów, czyli ponad trzykrotnie mniej od części pierwszej. Czy jednak za sprawą nie najlepszych box office’owych wyników kontynuacji przygód sympatycznego Gizmo i jego niesfornych kumpli należy odpuścić sobie ich oglądanie? Bynajmniej! Film Gremliny 2 jest bowiem świadectwem błyskotliwości, świadomości i nieskrępowanej wyobraźni Joe’ego Dantego. To przecież sequel, który jawnie kpi z idei sequela! To ultrakolorowy film, który śmieje się z pomysłu kolorowania starych czarno-białych produkcji! To metakomedia, którą rządzi czysta anarchia rodem z kreskówek Warner Bros.! To wreszcie zabawa na całego!

„Ed Wood” (1994)

W 1994 roku Tim Burton miał na swoim koncie tak kochane przez miliony widzów filmy, jak Sok z żuka (1988), Batman (1989), Edward Nożycoręki (1990) oraz Powrót Batmana (1992). Amerykański reżyser stał się tym samym czymś w rodzaju dojnej krowy dla wielkich filmowych studiów. Wyłożenie 18 milionów dolarów na dzieło dotyczące życia i pracy najgorszego twórcy kina wszech czasów nie stanowiło więc dla producentów większego problemu. Wszak to Tim Burton. Pewnie będzie kolorowo, efektownie, będzie trochę horroru, będzie też komedia i w rezultacie na pewno osiągniemy spektakularny komercyjny sukces – myśleli. Ed Wood nie był kolorowy, nie był też ani horrorem, ani komedią. Był natomiast pełnym osobistych wstawek autora czarno-białym, niezwykle dojrzałym dramatem, który zarobił zaledwie 13 milinów dolarów. Chociaż hołd dla najgorszego reżysera w historii kina może na pierwszy rzut oka wydawać się czymś zupełnie nowym i innym w filmografii Burtona do 1994 roku, to tak naprawdę twórca Soku z Żuka wciąż z niezwykłą wrażliwością oraz umiejętnością zaciekawienia widza, opowiada historie outsiderów (Ed Wood, Béla Lugosi). Ed Wood to piękny i wzruszający twór doskonale oddający klimat Hollywoodu lat 50. XX wieku, w którym aż roiło się od pełnych pasji, energii oraz pomysłów filmowych twórców. Z nich zaś największe serce miał tytułowy bohater.

„Dziwne dni” („Strange Days”, 1995)

Dziwne dni to jeden z najbardziej niedocenionych filmów science fiction wszech czasów. To także film, którego finansowa klęska zahamowała reżyserską karierę Kathryn Bigelow na 5 lat. Chociaż z perspektywy czasu łatwo formułuje się takie opinie, to doprawdy nie potrafię wskazać słabych stron tej niezwykle klimatycznej i uniwersalnej opowieści. Jedynym usprawiedliwieniem dla dorosłej publiczności z lat 90. oraz krytyków, którzy nisko ocenili tytuł Bigelow, jest chyba to, że film Dziwne dni wyprzedził swoje czasy. Odbiorcy, którym Strange Days reklamowano jako wysokooktanowe kino akcji, zderzyli się z proroczymi, mrocznymi i niezwykle niepokojącymi wizjami wykorzystywania technologii jutra. Dziwne dni są niestety aktualne również dziś i choć zyskały obecnie status niedocenionego filmowego diamentu, to widniejąca tu krytyka społeczeństwa oraz niebywale interesująca eksploracja możliwości i zagrożeń, jakie stwarza wirtualna rzeczywistość, wciąż – mam wrażenie – nie ma mocy przyciągania widzów. Produkcja Kathryn Bigelow zarobiła jedynie 8 milionów dolarów przy budżecie wynoszącym 42 miliony.

„Mężowie i żona” („Multiplicity”, 1996)

Mężowie i żona

Myśleliście kiedyś o tym, żeby się sklonować? Ja na przykład kiedyś o tym marzyłem. Miałbym wówczas więcej czasu na pracę, przebywanie z najbliższymi i na realizowanie swoich pasji, z których jedną jest pisanie dla was o filmach. Z marzeniami trzeba jednak ostrożnie, bo któregoś dnia mogą się spełnić. Posiadanie klona/klonów może bowiem przynieść jednocześnie dużo frajdy i kłopotów. Skąd wiem? Widziałem film Mężowie i żona, w którym postać grana przez Michaela Keatona jest kserowana kilkakrotnie. Wspomniany aktor w poczwórnej roli Dougha Kinneya, Dougha Kinneya 2, Dougha Kinneya 3 i Dougha Kinneya 4 daje tu prawdziwy popis swoich komediowych umiejętności, a wtórująca mu Andie MacDowell prezentuje się po prostu pięknie jako matka, żona i właściwie też kochanka. Być może produkcja Harolda Ramisa (przypomnę, że jest to reżyser Dnia Świstaka z 1993 rok) nie należy do komedii najwyższych lotów i trąci przewidywalnością, ale doprawdy trudno jej nie polubić. Dodatkowo użyto tutaj nowoczesnej jak na tamte czasy technologii, dzięki której widok jednego aktora, który w jednym kadrze wciela się w kilka postaci, nie wygląda sztucznie. Mimo ciepłego humoru, gwiazd i wykorzystywania nowinek technicznych film Mężowie i żona zarobił na całym świecie prawie 37 milionów dolarów przy budżecie na poziomie 45 milionów.

„Śmiertelny rejs” („Deep Rising”, 1998)

śmiertelny rejs

Śmiertelny rejs był tak ogromną klapą finansową (zarobił ledwo ponad 11 milionów dolarów przy 45 milionach dolarów budżetu), że prawie zakończył karierę późniejszego twórcy Van Helsinga – Stephena Sommersa. Szczęśliwie Sommers wykaraskał się z niełaski wytwórni filmowych za sprawą Mumii i flop Śmiertelnego rejsu został mu ostatecznie wybaczony. Czy jednak finansowa wpadka reżysera rzeczywiście zasługuje na zapomnienie? Absolutnie nie! Być może nie jest to kino na miarę Obcego, ale posiada tyle elementów, które można pokochać, że trudno zrozumieć mi jego całkowite wręcz odrzucenie przez publiczność końca XX stulecia. Śmiertelny rejs to doskonała rozrywka, pełna błyskotliwych dialogów, porządnej akcji i macek podwodnego potwora. Ma również fajnych bohaterów z Johnem Finneganem (Treat Williams) na czele. Powiecie, że pewnie brakuje tu jakiejś pięknej kobiety. Ależ jest! Zagadkowa Trillian St. James (Famke Janssen, czyli Xenia z GoldenEye), która walczy z Krakenem w pięknej, czerwonej sukni balowej.

„W sieci zła” („Fallen”, 1998)

w sieci zła

Na podstawie wymienionych wyżej tytułów można dojść do wniosku, że świetna obsada aktorska nie jest wcale gwarantem sukcesu filmu, a obsada W sieci zła jest tej obserwacji ostatecznym dowodem. Występujący w obrazie Gregory’ego Hoblita Denzel Washington, Donald Sutherland, John Goodman oraz James Gandolfini okazali się bowiem zbyt słabym wabikiem na publiczność. W sieci zła kosztował 45 milionów dolarów, w kinach zarobił ledwie ponad połowę tego budżetu. Czy gra aktorska wspomnianych aktorów była aż tak marna? A może film Hoblita był po prostu nieudany? Trudno odpowiedzieć mi twierdząco na oba powyższe pytania, ponieważ lubię ten thriller z 1998 roku. Za co go lubię? Za panującą w nim atmosferę grozy, za świetne występy aktorskie, za doskonałą pracę kamery, za pomysłowość i kreatywność twórców, za scenę na komisariacie, gdy postaci śpiewają pod nosem Time is on My Side i za zakończenie, które zawsze mnie przygnębia.

„Mroczne miasto” („Dark City”, 1998)

Mroczne miasto

Jeżeli Dziwne dni wyprzedziły swoje czasy o lata, to Mroczne miasto Alexa Proyasa pospieszyło się ze swoją premierą o kilka miesięcy. Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że to właśnie dzięki tym filmom legendarny Matrix (1999) stał się kulturowym fenomenem. Wachowskie do pomysłów z obu powyższych produkcji dodały mnóstwo energii, efektowności oraz nieco komiksowego stylu, dostarczając publiczności oryginalnej, pełnej akcji wizji przyszłości. Mroczne miasto było zdecydowanie bardziej stonowanym tworem. To stylowa, ale bardzo ponura, ekspresjonistyczna wizja świata, w którym ludzkość jest inwigilowana i na której wciąż przeprowadza się eksperymenty. Proyas potrafi tutaj skutecznie wciągnąć widza w paranoiczną grę iluzji. Mroczne miasto jest sennym labiryntem przypominającym burtonowskie Gotham, po którym błądzi przebudzony i ścigany za serię brutalnych morderstw na prostytutkach John Murdoch (Rufus Sewell). Film Proyasa otwarty jest na przeróżne interpretacje. Ja odbieram go jako psychologiczne science fiction, które stanowi metaforę stanów paranoidalnych. Mroczne miasto to wymagające, inteligentne kino. W kasie produkcja ta poradziła sobie zdecydowanie lepiej aniżeli Dziwne dni, ale pieniądze z biletów pozwoliły jej jedynie pokryć koszty budżetu (27 milionów dolarów).

Przemysław Mudlaff

Przemysław Mudlaff

Od P do R do Z do E do M do O. Przemo, przyjaciele! Pasjonat kina wszelkiego gatunku i typu. Miłośnik jego rozgryzania i dekodowania. Ceni sobie w kinie prawdę oraz szczerość intencji jego twórców. Uwielbia zostać przez film emocjonalnie skopany, sponiewierany, ale też uszczęśliwiony i rozbawiony. Łowca filmowych ciekawostek, nawiązań i powiązań. Fan twórczości PTA, von Triera, Kieślowskiego, Lantimosa i Villeneuve'a. Najbardziej lubi rozmawiać o kinie przy piwku, a piwko musi być zimne i gęste, jak wiecie co.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA