search
REKLAMA
Artykuły o filmach, publicystyka filmowa

EKRANIZACJE WEDŁUG STEPHENA KINGA. Od najgorszej do najlepszej

Karolina Chymkowska

13 sierpnia 2017

Filmorg - grafika zastępcza - logo portalu.
REKLAMA

Przeklęty, 1996 (oparte na powieści Chudszy z 1983 roku, wydanej pod pseudonimem Richard Bachman)

W życiu Billy’ego wszystko funkcjonuje na tip-top. Kochająca i troskliwa żona, udana i posłuszna córka, fantastyczna kariera prawnicza, wysoko postawieni przyjaciele, finansowa stabilizacja – jedyny jego problem to otyłość, chociaż pod opieką żony próbuje stopniowo zrzucić zbędne kilogramy. Wszystko funkcjonuje znakomicie do momentu, gdy potrąca samochodem staruszkę, Cygankę z bawiącego w mieście taboru. Sędzia, bliski przyjaciel Billy’ego, bez problemu zamiata sprawę pod dywan. Rozwścieczony tą jawną niesprawiedliwością nestor klanu i ojciec zabitej Suzanne, 106-letni Tadzu Lempke, rzuca na sprawcę jej śmierci klątwę utraty wagi. Gasnący w oczach Billy ma przed sobą zaledwie kilka tygodni życia, zanim umrze z wyczerpania.

Przeklęty służy za ostrzeżenie przed igraszkami erotycznymi za kierownicą, które mogą się skończyć naprawdę tragicznie… jest też przewrotną zabawą z często powtarzanym stereotypem o tym, że ludzie przy kości są dobroduszni, serdeczni i pogodni, a wychudzeni – złośliwi i podstępni. Pod tym względem radzi sobie dobrze. Ciekawie wygląda też pokazanie procesu przemiany fizycznej głównego bohatera, a prawdziwą ozdobą ekranu jest Kari Wuhrer. Ale… no właśnie. To kolejna z ekranizacji Stephena Kinga, która wykorzystuje pomysł początkowy, po czym nie dorównuje jego widocznej w oryginale realizacji. Książka Kinga bowiem bardziej niż opowieścią o zemście jest rozprawą na temat moralnej degrengolady: śliski prawnik, przyzwyczajony, że wszystko przychodzi mu łatwo i że jest niezwyciężony, nie widzi powodu, by przyjmować odpowiedzialność za własne czyny i przejmować się kimś poza sobą samym. Film koncentruje się raczej na oprawie, dostając za to ode mnie ocenę w granicach 6/10.

Dobrane małżeństwo, 2014 (oparte na opowiadaniu ze zbioru Czarna bezgwiezdna noc z 2010)

Czy po 25 latach twój ślubny może jeszcze mieć przed tobą jakieś szokujące tajemnice? O tak, jak najbardziej. Kiedy Darcy odkrywa, jak mroczne sekrety ukrywa jej mąż, musi uciec się do drastycznych środków, żeby ochronić przed tą wiedzą swoje dorosłe dzieci.

Opowiadania w tym zbiorze trzymają równy, wysoki poziom – chociaż ja osobiście wolę 1922 i Wielkiego kierowcę od Dobranego małżeństwa. Film literackiemu pierwowzorowi, rozważającemu w szczery, przejmujący sposób kwestię sprawiedliwości i winy, zupełnie nie dorównuje. Po pierwsze za wcześnie wykłada karty – wątek policjanta, który powinien pojawić się na końcu, co zupełnie zmienia wydźwięk finału, przewija się od samego początku. Po drugie, chociaż Joan Allen kreuje wyrazistą, pełnowymiarową postać, z którą łatwo się identyfikować, to już Anthony LaPaglia jest w swojej roli kompletnie niewiarygodny. Ściślej, można uwierzyć, że jest albo zabawnym, czułym, kochającym mężem, albo psychopatycznym mordercą. Do obu tych rzeczy jednocześnie za bardzo nas przekonać nie potrafi.

Ciekawostka: Postać Boba została przez Kinga oparta na niesławnym Dennisie Raderze, zwanym BTK (Bind, Torture, Kill) Killer.

Cujo, 1983 (oparte na powieści z 1981 roku)

W sumie niezły film, ale jako wielbicielka psów mam problem, żeby do niego wracać, to samo zresztą tyczy się książki. Główny bohater to bowiem bernardyn o imieniu Cujo, który z powodu ugryzienia zapada na wściekliznę i z łagodnego, wesołego psiaka przeobraża się w agresywną maszynę do zabijania. Horror opiera się tutaj na wyścigu z czasem – bohaterka jest uwięziona z synem w Fordzie Pinto, gdzie schroniła się przed atakiem Cujo, musi jednak szybko wymyślić jakieś wyjście, ponieważ bezlitosne, intensywne słońce grozi odwodnieniem i udarem.

Srebrna kula, 1985 (oparte na noweli Rok wilkołaka z 1983)

Podczas oglądania Srebrnej kuli można się świetnie bawić pod jednym warunkiem: nie biorąc tego filmu na serio. W gruncie rzeczy to bowiem parodia, zgrabna i zabawna, w co najmniej kilkunastu miejscach celowo (ewidentnie celowo) odbiegająca od oryginału. Nie dajcie się zwieść poważną w tonie narracją z offu. Narratorką jest Jane, kilkunastoletnia dziewczynka zmęczona ciągłymi konfliktami w rodzinie i opieką nad niepełnosprawnym bratem Martym (młodziutki Corey Haim, kolejny pokaz jego zmarnowanego talentu). Dynamika rodzinnych relacji zmienia się jednak po serii morderstw w miasteczku Tarker’s Mills, położonym w tym siedlisku zbrodni i występku, stanie Maine.

Chociaż zarys fabularny jest poniekąd podobny do miniserii TO – dzieci w konfrontacji z zagrażającym im zabójczym Złem – to ciężar jest zupełnie inny, mniej mroczny, bardziej zbliżony do kina przygodowego z krwawymi elementami niż do horroru. Nie dorównuje Goonies czy Straconym chłopcom, ale ma w sobie to sympatyczne, kreatywne, typowe dla lat osiemdziesiątych coś. No i zawsze miło popatrzeć, jak brat i siostra odnajdują drogę do siebie.

Smętarz dla zwierzaków, 1989 (oparte na powieści z 1983 roku)

Nigdy nie byłam w stanie pojąć, dlaczego człowiek, któremu przecież nie brakuje rozsądku, wpadł na pomysł, żeby zamieszkać w nieogrodzonym domu tuż przy trasie szybkiego ruchu, wiecznie przecinanej przez rozpędzone ciężarówki, mając w domu dwoje dzieci, w tym jedno w okolicach buntu dwulatka. No ale wpadł na taki pomysł i o tym, jak bardzo jest głupi, przekonuje się gdzieś w pierwszych dziesięciu minutach filmu.

Smętarz dla zwierzaków – występuje też pod tytułem Cmętarz zwieżąt – to powieść o oswajaniu się ze śmiercią jako nieodłączną częścią życia. Gdzie awers, tam rewers. Gdzie świt, tam i zmierzch. Dzieci chowające swoje ukochane zwierzęta na smętarzu uczą się od małego, jak się żegnać, jak tęsknić i jak wybaczać, jak pielęgnować więzi, które stworzyły, i jak je cenić nawet wtedy, gdy ktoś bliski odchodzi. Drugim ważnym elementem jest motyw męskiej odpowiedzialności (ziemia serca mężczyzny jest kamienista…) jako opiekuna rodziny, kogoś, kto nie kwestionuje swoich obowiązków, choćby były jak najcięższe. Nie rozważa, nie negocjuje, po prostu stawia im czoła, w duchu, po cichu. Trzecim motywem natomiast jest zmaganie się z żałobą i stratą na więcej niż jednym poziomie.

Film ma więcej elementów klasycznego horroru niż książka (jump scares również, jak najbardziej), jest natomiast dużo płytszy pod względem psychologicznym czy wręcz filozoficznym. Mówiąc szczerze, grający główną rolę Louisa Creeda Dale Midkiff ma wprawdzie bardzo sympatyczną, chłopięcą twarz, ale aktor z niego marniutki. Niemniej film ma w sobie sporo intrygującego klimatu, narastającej stopniowo grozy pod hasłem „coś się niedługo wydarzy”, a sceny z udziałem Zeldy są hipnotyzujące i odstręczające zarazem. Szkoda tylko, że reżyserka zakłada, iż ma do czynienia z mało kumatym widzem, któremu trzeba wszystko po trzy razy tłumaczyć.

REKLAMA