EKRANIZACJE WEDŁUG STEPHENA KINGA. Od najgorszej do najlepszej
Sprzedawca śmierci, 1993 (oparte na powieści Sklepik z marzeniami z 1990 roku)
W tradycyjnie podpadniętym miasteczku Castle Rock zjawia się tajemniczy Leland Gaunt. W jego sklepie można znaleźć niespodziewane skarby. Takie, o których marzyliśmy, więcej, to spełnienie najskrytszych pragnień. Trzeba jednak za nie zapłacić. Ot, niewiele. Nic groźnego. Zaledwie mały, niewinny figielek wypłatany innemu mieszkańcowi…
Jest dla mnie prawdziwą tajemnicą, jakim cudem udało się schrzanić tak dobry wyjściowy materiał literacki. Ekranizacja zawodzi na całej linii, i to mimo ciekawej obsady, z Maxem von Sydowem i Edem Harrisem na czele. Brakuje zupełnie tego, co było siłą książki: stopniowego moralnego upadku, łudzenia się mirażem szczęścia, narastającego egoizmu i okrucieństwa, rozmaitości pobudek i niewinnych, którzy są po drodze zmiatani. Podczas gdy Stephen King pokazuje, jak w pogoni za własną korzyścią brat powstaje przeciwko bratu, w filmie mamy wyłącznie chaos, postaci opętane wariactwem i jeszcze więcej chaosu.
Łowca snów, 2003 (oparte na powieści z 2001 roku)
Książka jest kiepska, z ekranizacją jest podobnie. Pomysł wyjściowy wydaje się ciekawy: grupa przyjaciół dzieląca dar telepatii, otrzymany po tym, jak przyszli z pomocą upośledzonemu umysłowo chłopcu. Potem jest już tylko gorzej i fabuła staje się coraz bardziej fekalna – zupełnie dosłownie. Zawartość jelit tryska na wszystkie strony, toaleta pokrywa się krwią, a wszystko prowadzi do konfrontacji z dosyć obrzydliwym potworem. Między aktorami odtwarzającymi główne role nie da się wyczuć najmniejszej chemii, żaden z nich nie budzi sympatii. Książka jest przegadana, a film po prostu miałki. Jedyną jego zaletą jest jak zawsze charyzmatyczny Morgan Freeman w roli pułkownika Abrahama Curtisa. W książce jego postać nosi nazwisko Kurtz, co ma być oczywistą aluzją do Waltera E. Kurtza z Czasu apokalipsy.
Cmentarna szychta, 1990 (oparte na opowiadaniu ze zbioru Nocna zmiana, 1978)
Cmentarna szychta może znaleźć sobie ciepły kącik w sercach widzów, którzy cenią sobie horrory z dużą ilością gore, tego bowiem tu nie brakuje. Z sentymentem pewnie myślą o tym filmie również ci, którzy w ukryciu przed czujnym rodzicielskim okiem oglądali go w dzieciństwie. Dla pozostałych ta historia o robotnikach walczących z plagą szczurów w wiekowej fabryce okaże się raczej mało strawna, z jednego podstawowego powodu: wszyscy bohaterowie, jak jeden mąż, są tak irytujący i tak odstręczający, że wprost marzymy o chwili, w której coś ich unicestwi, rozszarpując na strzępy.
Sekretne okno, 2004 (oparte na opowiadaniu Tajemnicze okno, tajemniczy ogród ze zbioru Czwarta po północy, 1990)
Podobne wpisy
Johnny Depp wciela się w postać Morta Raineya, pisarza z problemami, który cierpi zarówno z powodu rozwodu, jak i blokady twórczej. Próbując jakoś pozbierać się do kupy, zaszywa się w domku w lesie, gdzie niespodziewanie odwiedza go John Shooter (John Turturro), na dzień dobry wyskakując z oskarżeniem o plagiat.
Opowiadanie Kinga, podobnie jak Mroczna połowa, eksploruje temat iskry twórczej pisarza, tego, że nieustannie okrada sam siebie, czerpie z własnej energii, eksploatuje się do maksimum, a powołane przez niego postacie stają się istotami z krwi i kości: żyją, chodzą, mówią, można się im przyglądać, ale wpływać na ich poczynania tylko częściowo. Ten syndrom zna każdy, kto kiedyś zagłębił się całym sercem w pisanie. Masz poczucie, że powołujesz do życia coś, co istnieje, jest samodzielne, ma wykształconą osobowość. King idzie w swoich rozważaniach dalej, zastanawiając się, co będzie, gdy postać, którą stworzyłeś, stanie się tak bardzo realna, że zawładnie twoim życiem i przejmie nad nim w pełni kontrolę, udowadniając ci tym samym, iż niejako potrafi być tobą lepiej niż ty sam.
Film, niestety, kompletnie wypacza wyjściową ideę Kinga, stając się tym samym kolejnym schematycznym thrillerem o zaburzeniach tożsamości z niezbyt satysfakcjonującym zakończeniem. Depp i Turturro dodają historii nieco aktorskiego polotu, ale w gruncie rzeczy po zakończeniu seansu ma się ochotę zapomnieć, iż obejrzało się ten film. I dokładnie tak się dzieje.
Ciekawostka: Zmagania z oskarżeniem o plagiat są Kingowi znane z autopsji. Prowadził bowiem długą batalię sądową z pisarką z New Jersey, niejaką Anne Hiltner, która oskarżała go o to, że oparł postać Annie Wilkes z Misery na niej, przy okazji kradnąc kilka pomysłów fabularnych, które sama umieściła w swoich opowiadaniach. Żadne z zarzutów nie znalazły uzasadnienia w oczach sądu.
Podpalaczka, 1984 (oparte na powieści z 1980)
Intro Podpalaczki to absolutny oldschool. Czarna plansza z okazjonalnymi kłębami dymu, jaskrawopomarańczowe nazwiska i muzyka Tangerine Dream w tle. A i obsada niezła: mamy tu dziewięcioletnią Drew Barrymore w głównej roli, jak również Martina Sheena, Louise Fletcher, Davida Keitha i George’a C. Scotta. No, i Heather Locklear.
Drew wciela się w Charlie McGee, nieletnią ofiarę eksperymentu, jakiemu poddali się na studiach jej rodzice. Ojciec potrafi wpływać na umysły siłą woli, matka jest telepatką, a u dziewczynki rozwinęły się moce pirokinezy i prekognicji.
King ocenia Podpalaczkę jako jedną z najgorszych ekranizacji jego książek i chociaż ta ocena jest może trochę za surowa (wspomnijmy Maglownicę i Komórkę…), to jednak ma swoje uzasadnienie. Film cierpi z powodu jednego podstawowego mankamentu, który trudno wybaczyć: ani jedna postać nie jest tam wiarygodna. Bynajmniej nie z powodu nadnaturalnych mocy, to po prostu pacynki wyzute z jakiegokolwiek charakteru. Trudno im współczuć, kibicować czy jakoś szczególnie przejąć się ich losem. Ogląda się to więc bez większego zaangażowania, co jakiś czas czerpiąc radość z ognistych pokazów.