DOM Z KART, KTÓRY RUNĄŁ. O porażce finałowego sezonu “House of Cards”
Pamiętam doskonale premierę pierwszego sezonu House of Cards, w lutym 2013 roku. Serial zaskakiwał podejściem Netfliksa – udostępnieniem jednego dnia całego sezonu, obecnością w obsadzie pierwszoligowego aktora filmowego w postaci Kevina Spaceya i zaangażowaniem w projekt samego Davida Finchera. Całość okazała się wciągającą i budzącą kontrowersję rozrywką na najwyższym poziomie. Jak w ciągu pięciu lat twórcy doprowadzili do tego, że ostatni odcinek serialu użytkownicy serwisu IMDb ocenili w dziesięciopunktowej skali na 3,1, a cały sezon podobał się zaledwie 27% widzów oceniających go na Rotten Tomatoes?
Uwaga! Tekst zdradza zakończenie serialu!
Musimy sobie powiedzieć jasno, że krytycy i widzowie już w poprzednich sezonach zwracali uwagę na spadający poziom produkcji, zauważali mielizny scenariusza i naciągane rozwiązania, ale nie przeszkadzało to im pozytywnie oceniać kolejnych odsłon serialu i cieszyć się wizytami w Białym Domu państwa Underwood.
W październiku zeszłego roku – na fali rodzącego się ruchu #MeToo – Anthony Rapp oskarżył Kevina Spaceya, największą gwiazdę House of Cards, o molestowanie seksualne w 1986, kiedy Rapp miał zaledwie 14 lat. Aktor publicznie przeprosił Rappa za ewentualne nadużycia wobec jego osoby i przyznał się do swojego homoseksualizmu. Niestety dla kariery gwiazdora nie zamknęło to sprawy, bo kolejne osoby zaczęły dzielić się swoimi historiami związanymi z jego niewłaściwym zachowaniem, wśród nich również ludzie związani z produkcją serialu. Wszystko to w momencie, kiedy ekipa była już na planie szóstego sezonu. Netflix najpierw zawiesił pracę nad produkcją, a następnie podjął decyzję o zwolnieniu Spaceya, skróceniu sezonu z pierwotnych trzynastu do ośmiu odcinków oraz ogłoszeniu, że najnowsza odsłona House of Cards będzie jednocześnie ostatnią. Już ze zwiastunów dowiedzieliśmy się, że twórcy zdecydowali się poza kadrem uśmiercić postać prezydenta Francisa Underwooda.
Chociaż wszystkie decyzje streamingowego giganta były w pełni zrozumiałe i zasadne, nie zmienia to faktu, że wielu fanów serialu nie było zadowolonych z takiego rozwiązania i jeszcze przed premierą sezonu nie kryło swojego krytycznego stosunku – w sieci dość powszechna była opinia, że House of Cards bez Spaceya i jego postaci nie ma sensu.
Podobne wpisy
Śmiało można powiedzieć, że to, co widzimy na ekranie, nie jest tylko wynikiem przeróbki i dopasowania całości do braku Spaceya. Śmierć Franka Underwooda jest kluczowym elementem sezonu i wyraźnie całość została napisana i nakręcona od nowa. Wyraźnie też w pośpiechu, na kolanie. Powstał zatem materiał realizacyjnie mdły, a scenariuszowo nie tylko zły, ale obrażający widza i fana serialu.
Całość jest niezwykle nużąca, dokładne śledzenie wątków wydaje się niemożliwym wyzwaniem, a oglądanie kolejnych odcinków bez pauz nieludzką torturą. Zawodzi praktycznie wszystko. Źle napisane postaci, fatalne linie dialogowe, karykaturalny feminizm, leniwe rozwiązania (wyciągnięty z kapelusza dziennik audio prezydenta Underwooda jako element szantażu!) i kuriozalne decyzje – od zupełnie niepasujących do formuły serialu retrospekcji z młodą Claire po wyznaczające zupełnie nową jakość żenady rozwiązanie wątku tajemniczej śmierci Underwooda, które przy okazji stanowi finał całego serialu.
Z czytelnikami, którzy słusznie nie widzą sensu poświęcania na tego potworka ośmiu godzin swojego życia, dzielę się ze spoilerem z finałowego odcinka – okazuje się, że Frank chciał zabić Claire, dlatego Doug, żeby Frank nie zniszczył swojej spuścizny, zabija… Franka. A na koniec chce zmusić Claire, żeby przyznała – uwaga! – że to Frank ją stworzył, więc grozi jej nożem, który Claire od niego przejmuje i wbija mu w brzuch, tym samym go zabijając. Nic nie zmyślam, obiecuję.
Koniec końców najbardziej boli fakt, że w finale House of Cards przestało być political fiction. Całość koło polityki nawet nie stała, dla twórców ważniejsze było wymyślanie absurdalnie głupich twistów.
Z jednej strony niechęć do serialu kojarzącego się ze zdyskredytowaną postacią Spaceya, z drugiej uprzedzenie do decyzji o kontynuowaniu formatu bez niego. Scenariusz pisany w pośpiechu, który przyniósł kuriozalne rozwiązania fabularne i konieczność ekspresowej pracy na planie, która nie pozwoliła na realizacyjną jakość. Wszystko to doprowadziło do fatalnych ocen sezonu i niezwykle gorzkiego pożegnania z niezwykle cenionym wcześniej serialem.
O ironio, Frank Underwood po raz kolejny wyszedł z opresji obronną ręką i jako jedyny bohater nie musiał uczestniczyć w tym festiwalu żenady.