search
REKLAMA
Książka a film

DOKTOR NO. Connery jako JAMES BOND w pierwszej kinowej adaptacji powieści o agencie 007

Jacek Lubiński

12 listopada 2020

REKLAMA
Książka a film #27
Wszyscy znamy jego imię i numer. Wszyscy wiemy, gdzie pracuje i jak zaczynał… ale czy na pewno? Film Terence’a Younga z premierą na jesieni 1962 roku na stałe zmienił oblicze kina, tworząc markę i serię, która bezustannie pobudza wyobraźnię kolejnych pokoleń. Doktor No wprowadził do świadomości ludzi z całego świata Bonda, Jamesa Bonda – najsłynniejszego szpiega popkultury. Był to jego kinowy debiut, ale bynajmniej nie narodziny.

„Chciałem, żeby Bond był niesamowicie nudnym, mało interesującym facetem, któremu historie po prostu się przydarzają; chciałem, żeby był tępym narzędziem”.

Ian Fleming

Historia

O agencie MI-6 Ian Fleming zaczął pisać w 1953 roku, czerpiąc poniekąd z własnych doświadczeń, a po części wzorując się na osobach, które znał (zarówno jeśli idzie o imiona, jak i wygląd czy charakter). James Bond – ponoć ochrzczony tak po amerykańskim ornitologu, a być może mający swoje źródło w prawdziwym agencie brytyjskich SOE, Jamesie C. Bondzie – wpierw pojawił się na kartach Casino Royale, po którym Fleming stworzył jeszcze 11 innych powieści oraz dwa zbiory opowiadań. Napisany w 1957 roku i opublikowany rok później Doktor No był szóstą z kolei, choć do kronik przeszedł jako pierwsza zekranizowana – Harry Saltzman i Albert R. Broccoli przenieśli ją wraz z reżyserem Terence’em Youngiem na duży ekran na dwa lata przed śmiercią Fleminga, tym samym zapewniając sobie intratny biznes na całe życie. Wbrew pozorom nie była to jednak pierwsza adaptacja książek Fleminga.

Przygody 007 bardzo szybko zyskały zainteresowanie ze strony producentów. Wspomniane Casino Royale, współcześnie kojarzone z produkcją z 2006 roku z Danielem Craigiem w roli głównej, wykupiła w 1954 roku  za zaledwie tysiąc dolarów stacja CBS, wypuszczając na jesieni tego samego roku godzinny film telewizyjny z Barrym Nelsonem jako Bondem, ale… Jimmym Bondem – amerykańskim agentem pracującym dla „Combined Intelligence”. Nie był to sukces na miarę późniejszych produkcji kinowych, ale swoje zrobił. W trzy lata później „Daily Express” zaczął drukować historyjki Fleminga jako komiksowe paski, co trwało nieprzerwanie aż do 1983 roku (Doktor No był drukowany od maja do października 1960 roku, ze scenariuszem Petera O’Donnella i rysunkami Johna McLusky’ego). Na ich potrzeby Fleming opisał rysownikom, jak widzi swojego agenta, co poskutkowało jego pierwszymi kanonicznymi wizerunkami w kulturze. Z kolei w 1958 roku głosu Bondowi użyczył Bob Holness w radiowym słuchowisku na bazie Moonrakera. Takowego doczekał się też Doktor No, w 2008 roku pojawiając się na antenie BBC Radio 4, z wcielającym się w Bonda Tobym Stephensem – pamiętnym przeciwnikiem 007 ze Śmierć nadejdzie jutro. Wcześniej powieść dostała się też na łamy amerykańskiego pisma „Stag”, pod pulpowym tytułem Nude Girl of Nightmare Key.

Co ciekawe, ta konkretna przygoda już u samych swoich podstaw miała być filmowa. Fleming zaczął ją tworzyć jako scenariusz do telewizyjnej produkcji Commander Jamaica, ale ta nigdy nie powstała. Twórca przekuł więc go w liczący sobie ponad 200 stron manuskrypt zatytułowany The Wound Man. Tytułowego antagonistę pisarz stworzył na modłę tego z popularnej serii Fu Manchu Saxa Rohmera (również przeniesionej na duży ekran, acz z mniejszym sukcesem). Tłumaczy to ostatecznie przyjętą nazwę, z którą już na zawsze świat miał kojarzyć Bonda.

Pierwszy szkic wizerunku 007 po lewej vs jego komiksowa wersja autorstwa Johna McLuskyego

Gotowa książka okazała się hitem, w samym tylko roku premiery filmu sprzedając się w liczbie półtora miliona egzemplarzy. Od tego momentu została przetłumaczona na wiele innych języków i praktycznie bezustannie pozostaje wznawiana w kolejnych edycjach (w Polsce po raz pierwszy ukazała się dopiero w 1989 roku dzięki Wydawnictwu G&G, a w nowym wieku, z innym przekładem i koszmarną okładką, pod szyldem PW Rzeczpospolita). Lecz pomimo swojego – oraz filmu – sukcesu była to pierwsza szeroko krytykowana fabuła Fleminga. Nieszczędzący mu gorzkich słów Raymond Chandler napisał wprost, iż „porywcza wyobraźnia autora nie zna żadnych zasad”. Po latach jednak ten lód wydaje się coraz bardziej topnieć i obecnie Doktor No wzbudza raczej pozytywne emocje. Pisarz Simon Winder twierdzi na przykład, iż jest to jedna z, a być może nawet ta najbardziej atrakcyjna powieść bondowska – a już na pewno „najbardziej luzacka i pewna siebie”. Czy tak jest w istocie?

Fabuła

Wszystkie książki, które napisał Fleming, toczą się w przedziale 1951–1964, choć sam autor unika w opisach epatowania datami. Akcja Dr. No osadzona została w 1956 roku, na Jamajce, gdzie działająca pod przykrywką komórka brytyjskiego wywiadu zostaje spalona – niemalże dosłownie – a dwójka jej agentów zabita i zutylizowana. Śledztwo nic nie wykazuje, zupełnie jakby pracownicy zniknęli. Do zadania przydzielony zostaje James Bond, kod 007, z licencją na zabijanie. Ma on dyskretnie zbadać sprawę – z pozoru nudną, ale gdy tylko ląduje na wyspie, szybko odkrywa, że coś jest nie tak, a na jego życie ktoś bezustannie czyha. Tropy prowadzą na niewielką i odseparowaną od świata zewnętrznego wysepkę tuż obok Jamajki – pilnie strzeżoną twierdzę niejakiego doktora No, który wydaje się dobrze pilnować swoich naukowych sekretów oraz głównego celu jego tajemniczej wyspy. Wkrótce Bond przekonuje się, iż w rzeczywistości jest to niebezpieczny i bardzo inteligentny człowiek, będący częścią większej organizacji, która dąży do panowania nad światem…

Podobnie jak w przypadku poprzednich powieści, mamy tu do czynienia z typową, napisaną już trochę na autopilocie B-klasową przygodówką szpiegowską z wątkami romantycznymi i politycznymi charakterystycznymi dla ówczesnych czasów (acz część rzeczy, które znajdziemy w tej historii, wydaje się wciąż aktualna). Autorowi nie można odmówić przy tym znajomości tematu, odpowiedniego naszkicowania tła wydarzeń oraz ich wiarygodności. Fleming raz jeszcze przy tworzeniu książki sięgał zresztą do rzeczywistości, nie tylko po konkretne fakty i terminologię, ale też i po osoby, na których bazował.

I tak też, pomijając samego Bonda, wprowadzony tu po raz pierwszy kwatermistrz Q wzorowany był na brytyjskim ekspercie od broni palnej, Geoffreyu Boothroydzie; urocza Honeychile Rider (w filmie: Honey Ryder) wzięła swoje personalia od przydomku przyjaciółki pisarza, Patricii Wilder, a poczciwy Jamajczyk Quarrel, który pojawił się wcześniej na kartach Żyj i pozwól umrzeć, był rybakiem, z którym Fleming często wypływał w morze. Tyczy się to również kilku postaci drugoplanowych, których imiona, cechy charakterystyczne bądź osobowość wywodzą się z bliskiego środowiska autora. Fleming potrafił przy tym przewrotnie wpleść je do swoich fantazji, co zaowocowało na przykład łodzią o nazwie “Blanche” – na cześć kochanki Blanche Blackwell, którą de facto uwodził swego czasu na Jamajce… Tego typu rzeczy sprawiają, że Doktor No zgrabnie lawiruje pomiędzy prawdą a fikcją, i nawet jeśli nie jest to żadne wiekopomne dzieło ani nawet ponadprzeciętna opowieść, to zapewnia niezłą rozrywkę i dobrze spędza się przy niej czas – i to w obu formatach.

Avatar

Jacek Lubiński

KINO - potężne narzędzie, które pochłaniam, jem, żrę, delektuję się. Często skuszając się jeno tymi najulubieńszymi, których wszystkich wymienić nie sposób, a czasem dosłownie wszystkim. W kinie szukam przede wszystkim magii i "tego czegoś", co pozwala zapomnieć o sobie samym i szarej codzienności, a jednocześnie wyczula na pewne sprawy nas otaczające. Bo jeśli w kinie nie ma emocji, to nie ma w nim miejsca dla człowieka - zostaje półprodukt, który pożera się wraz z popcornem, a potem wydala równie gładko. Dlatego też najbardziej cenię twórców, którzy potrafią zawrzeć w swym dziele kawałek serca i pasji - takich, dla których robienie filmów to nie jest zwykły zawód, a niezwykła przygoda, która znosi wszelkie bariery, odkrywa kolejne lądy i poszerza horyzonty, dając upust wyobraźni.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA