search
REKLAMA
Action Collection

DŁUGI POCAŁUNEK NA DOBRANOC. Moja Kapitan Marvel

Krzysztof Walecki

10 marca 2019

REKLAMA

Sam uważam, że Davis prezentuje się obłędnie jako heroina kina akcji, choć jej rola wymusza na całym filmie niekiedy trudną do przełknięcia konwencję. Z jednej strony mamy czułą, kochającą, łagodną i pełną dobroci Samanthę, a z drugiej zimną jak lód, pozbawioną skrupułów i chętną na zupełne odcięcie się od rodziny Charly. Dwa przeciwległe bieguny, charaktery tak krańcowo różne, że muszą się ze sobą gryźć. Tę dychotomię Harlin początkowo prezentuje w formie koszmaru sennego, gdzie w lustrzanym odbiciu przykładna matka widzi swoje mroczne alter ego; ma to posmak b-klasowych horrorów, jakie fiński reżyser kręcił na początku swojej kariery (Więzienie, Koszmar z ulicy Wiązów 4). Ale za każdym razem, gdy jedna z osobowości bohaterki reaguje w sposób zarezerwowany dla tej drugiej, kontrast jest tak silny, że nawet Davis nie jest w stanie przezwyciężyć śmieszności bądź przesadnego melodramatyzmu sytuacji. To pierwsze widzimy w scenie, gdy Samantha kroi warzywa z wprawą szefa kuchni (lub zawodowego zabójcy), choć akurat Harlin świetnie puentuje ten moment; to drugie, kiedy Charly płacze za swoją córką, pozwalając sobie na ukazanie głęboko skrywanych uczuć. W obu przypadkach sceny te są w najlepszym razie nieprzekonujące, w najgorszym – bardziej nieprawdopodobne niż sekwencje akcji.

Długi pocałunek na dobranoc jest, jeśli nie najlepszy, to na pewno najciekawszy, kiedy skupia się na relacji dwójki głównych bohaterów, podszytej w jednym miejscu dosyć zaskakującym seksualnym napięciem. Moment, kiedy Charly postanawia wykorzystać Mitcha, tylko dlatego że ten jest pod ręką, a ona, jak sama mówi, osiem lat nie była na randce, zaskakuje i wprowadza kolejną zmianę w dynamice ich relacji. Ale nie tylko tam, czemu posłuży mała dygresja. Ówczesne kino akcji w większości pozbawione było pełnoprawnych duetów damsko-męskich, a co dopiero takich, w których to kobieta byłaby tą dominującą stroną. Najczęściej partnerami byli mężczyźni – by wymienić tylko 48 godzin, Zabójczą broń, czy Bad Boys – co automatycznie wykluczało relację o dwuznacznej naturze; wystarczy przypomnieć sobie panikę Marcusa Burnetta w ostatnim z wymienionych filmów, kiedy usłyszał, że wraz ze swoim policyjnym partnerem mogą być uważani za kochanków. Były jednak i duety mieszane, choć rola kobiety zawsze sprowadzała się do asystowania swojemu wspólnikowi lub wpadnięcia w tarapaty, z których wyciągnąć miał ją główny bohater (Liberator, Człowiek demolka, Speed). Odmianą była Czysta gra, w której debiutującej Cindy Crawford partnerował William Baldwin, a i w fabule jej postać odgrywała większą rolę niż jego, nawet jeśli to on wykonywał większość brudnej roboty. Być może dlatego film okazał się sporą klapą, choć nie bez znaczenia mógł być tu również ogólny poziom produkcji, realizacyjnie bez zarzutu, ale scenariuszowo korzystającej z najbardziej wyświechtanych schematów niemal w każdej scenie.

Nic dziwnego, że oglądanie, jak Geena Davis strzela, jeździ samochodem (i na łyżwach) oraz zabija lepiej niż Samuel L. Jackson w filmie akcji, gdzie zazwyczaj było na odwrót, jest dosyć osobliwe, a jakby tego było mało, Charly zachęca go do seksu, choć w domu czekają na nią kilkuletnia córka i narzeczony. Nie takich herosów mieliśmy w kinie sensacyjnym na co dzień.

Dodatkowo reakcja Henesseya wprowadza kolejny element do tego nietypowego obrazka, kiedy opisuje erotyczną sytuację między nim a Charly słowami Piękna biała pani uwodzi czarnego służącego. Scenariusz Blacka nie tylko pozwala sobie na odnotowanie koloru skóry Mitcha, który przez większość filmu paraduje w ciuchach białego, emerytowanego agenta (tweedowe spodnie, żółty golfik, zielona klubowa marynarka i beret), czym tylko podkreśla swoją taniość – i właśnie fakt, że jest czarny! – lecz w jednej ze scen wprowadza również zastanawiającą konotację. Nagi, pobity, związany i wystraszony detektyw leży w piwnicy, czekając na śmierć, a ja mam wrażenie, że w dobie dzisiejszej politycznej poprawności obraz, który jawnie kojarzy się z niewolnictwem, nie miałby prawa pojawić się w kinie rozrywkowym. Czy w jakikolwiek sposób umniejsza to postaci Jacksona, czyniąc z niego kogoś słabszego, niż był do tej pory? Nie. Czy zmienia naszą optykę jego bohatera? Nie. Widok ten dopełnia jednak obrazu samego siebie, jaki Henessey ma w głowie – osobnika przegranego, upokorzonego i ukaranego (dowiadujemy się, że wcześniej był policjantem, który dopuścił się kradzieży i trafił za kratki), celowo spychającego siebie na margines, tylko po to, aby nikomu się nie narazić.

Nieprzypadkowo również tylko on jeden komentuje swój kolor skóry, czy to wspomnianą kwestią podczas uwodzenia go przez Charly, czy też, gdy nazywa ją „panią Daisy”, utożsamiając się z czarnoskórym kierowcą z oscarowego filmu. Czy w ten sposób tłumaczy również swoją własną porażkę? Tak daleko Black i Harlin nie zagłębiają się, woląc ukazać go jako straceńca w stylu Joego Hallenbecka z Ostatniego skauta, gotowego na największe poświęcenie, jeśli stawka jest tego warta. Nie dziwię się, że sam Jackson uważa Henesseya za ulubioną postać, jaką zagrał w całej swojej karierze. Również widzowie pokochali jego bohatera i niejako ocalili – w oryginalnym zakończeniu Mitch ginie, ale po słabo przyjętych pokazach testowych kazano zrobić dokrętki, w których oglądamy jego zupełnie inny koniec.

https://www.youtube.com/watch?v=b5UUxuvIeMY

Dla Geeny Davis był to ostatni raz, gdy pojawiła się w głównej roli w dużym filmie kinowym, chyba że wziąć pod uwagę dwie części Stuarta Malutkiego. Dla Shane’a Blacka był to ostatni scenariusz przed trwającą prawie dekadę przerwą, po której triumfalnie wrócił, już nie tylko jako pisarz, ale i reżyser. Renny Harlin w latach 90. zrobił jeszcze popularną Piekielną głębię, po czym stoczył się do drugiej ligi, kręcąc coraz to tańsze i gorsze produkcje, zanim zawitał do Chin, gdzie dosyć zaskakująco robi karierę. Być może uda mu się wrócić do Hollywood nowym, realizowanym właśnie filmem akcji z Pierce’em Brosnanem i Timem Rothem. Samuel L. Jackson natomiast jak pracował wytrwale wtedy, tak pracuje i teraz, wracając ostatnio do swoich ulubionych ról. Na początku roku widzieliśmy go w Glassie, gdzie zagrał tytułową postać, znajomą dla każdego, kto widział Niezniszczalnego, a obecnie w kinach hula Kapitan Marvel z nim jako Nickiem Furym. I naprawdę trudno mi nie widzieć w komiksowym widowisku kopii Długiego pocałunku…, nawet jeśli tylko na bardzo szkicowym poziomie. Tyle że gdy obecny film wydaje się nie robić nic nowego, Harlinowska perełka kina akcji nic nie straciła ze swej energii i wywrotowości w zamianie ról. A major Baltimore, jak dowiadujemy w filmie, jest siłą rzeczy wyższa stopniem od jakiejś kapitan.

REKLAMA
https://www.perkemi.org/ Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor 2024 Situs Slot Resmi https://htp.ac.id/