Dlaczego TERMINATORY tak go nienawidzą… WSZYSTKIE wcielenia JOHNA CONNORA
9. Jude Collie / Edward Furlong / Aaron Kunitz
Terminator: Mroczne przeznaczenie (2019)
wiek Johna – 10 lat, czas akcji – 1995 rok
Spójrzmy bolesnej prawdzie w oczy: po pięciu filmach i serialu postać Johna Connora została przerobiona na wszystkie sposoby. Z kolejnych odsłon franczyzy dowiedzieliśmy się o nim i jego rodzicach wszystkiego, począwszy od narodzin owocu ich krótkiej miłości, poprzez wieloletnią tułaczkę najpierw dziecka, a potem nastolatka pod okiem matki i ucieczkę obojga przed Skynetem. W końcu zobaczyliśmy go w pełnej krasie (Terminator: Ocalenie) jako walczącego z maszynami bohatera z przyszłości, o którym tyle się mówiło w poprzednich filmach. Z braku pomysłów John Connor stał się nawet czarnym charakterem (Terminator: Genisys) i postać ta najzwyczajniej doszła do ściany. Connor to nie James Bond, który w kolejnych filmach może przeżywać coraz to nowe przygody, walcząc z nowym czarnym charakterem w nowej egzotycznej lokacji. John żyje i porusza się w obrębie jednej historii, ma zawsze tego samego wroga i za każdym razem chodzi z grubsza o to samo: Skynet poluje na Johna, a jakaś maszyna go broni; zmienia się tylko rok akcji. Ta ciągle od nowa opowiadana historia musiała się kiedyś znudzić i scenarzystom, i widzom.
W Mrocznym przeznaczeniu już na samym początku dostajemy zaledwie kilkunastosekundowy występ ekranowy Johna Connora, zakończony jego śmiercią (z rąk n-tej wersji T-800), co definitywnie kończy ekranowe losy postaci. Pałeczka odpowiedzialności za przyszłość zostaje przekazana w ręce odważnych kobiet (do roli Sary Connor po niemal trzech dekadach wraca Linda Hamilton). W buty Johna wskakuje dziewczyna imieniem Dani, która w przyszłości będzie prowadzić ludzkość w bój przeciwko maszynom i którą w pewnym momencie Sarah nazwie nowym Johnem. Reasumując, Dani to John w spódnicy, a film to kolejny Terminator opowiadający dokładnie tę samą historię co jedynka, dwójka, trójka i serial; warto zauważyć, że z utartego schematu wyrywa się jedynie Ocalenie i Genisys.
Podobne wpisy
Ciała młodemu Johnowi w retrospekcji użyczył Jude Collie, podobny z twarzy do Furlonga z 1991 roku. Była to pierwsza i jak dotąd ostatnia przygoda Jude’a Colliego z kinem (na zdjęciu powyżej pozuje z dublerem ciała T-800 Brettem Azarem). Głosu Johnowi użyczył z kolei 14-letni aktor serialowy Aaron Kunitz (John mówi coś po hiszpańsku do dziewczyny przy barze), a twarz Edwarda Furlonga została zaczerpnięta ze zdjęć z Dnia Sądu i cyfrowo nałożona na dublera. Wszyscy trzej nie mieli zbyt wiele do zagrania, a obecność Johna na ekranie ograniczyła się do przyjęcia kilku pocisków na klatę i wyzionięcia ducha. Trochę szkoda, że tak słynna postać skończyła w tak banalny sposób, nie dostąpiwszy ostatecznie zaszczytu zostania legendą, o której była mowa w części pierwszej. To już druga śmierć Johna Connora (pierwszą z roku 2032 ogłoszono w Buncie maszyn), a film, zważywszy na porażkę finansową – o czym pisałem już we wstępniaku – prawdopodobnie zabił nie tylko jego, ale i całą franczyzę. Cameron, wracając z dumą do produkowania serii, do której po latach odzyskał prawa, podobno nawet nie odwiedzał planu filmowego, ingerował za to w montaż i zdążył pokłócić się z reżyserem Timem Millerem (Deadpool). Twórca Avatara wyrzucił też z kanonu części trzecią, czwartą i piątą, które gryzły się z jego pomysłem na odświeżenie serii (wszak w Buncie maszyn Sarah Connor została uśmiercona). Powrócono przeto do punktu wyjścia z finału Terminatora 2, w którym do Dnia Sądu nie doszło. A skoro nie doszło, to postać Johna straciła fabularną rację bytu, bo nikt nie wyobrażał go sobie jako zwykłego człowieka, chodzącego do pracy jako, powiedzmy, informatyk.
Podobno były jakieś przymiarki do tego, aby w Mrocznym przeznaczeniu zbawcą ludzkości została córka Johna. Szybko jednak zrezygnowano z tego pomysłu, a główną bohaterką filmu została młoda dziewczyna Dani Ramos, nijak z Johnem niespokrewniona. Co ciekawe, następczyni Johna wysyła Terminatorkę Grace, by ta ją broniła, z roku 2042, co sprawia, że szósta odsłona cyklu wybiega najdalej w przyszłość ze wszystkich odsłon franczyzy. Żeby zachować związek z poprzednimi częściami i uzasadnić w filmie Millera obecność Arnolda Schwarzeneggera, postawiono na powrót Sary Connor i wykorzystano patent znany już z Genisys, że Terminatory się starzeją. Uśmiercając młodego Connora, scenarzyści chcieli zaszokować i zaskoczyć widzów, a jednocześnie sprawić, by w tej odsłonie Sarah była jeszcze bardziej cięta na maszyny niż jej wersja z Dnia Sądu, kiedy John żył. Mszcząc się za śmierć syna, z jeszcze większą zaciekłością rozwala kolejne Terminatory, a matczyne uczucia przelewa na Dani. Do tego, jak to Sarah Connor, do żywego nienawidzi Skynetu i postaci Arnolda.
Jednocześnie wydarzeniami ukazanymi w Mrocznym przeznaczeniu James Cameron, ojciec chrzestny obrazu Millera, niejako zanegował fabułę własnych filmów. Skoro bowiem John Connor jako dzieciak zostaje tu w końcu skutecznie odstrzelony przez Skynet, to oczywistym jest, że nie będzie mógł w przyszłości wysłać Kyle’a Reese’a w przeszłość, by ten stał się jego ojcem. A skoro John Connor się finalnie w ogóle nie narodzi, to… Skynet nie wyśle w przeszłość żadnego Terminatora i sam także nie zaistnieje, wszak w 1984 roku nie zostanie znaleziona ręka i chip T-800 zmiażdżonego przez Sarah Connor w alternatywnej linii czasowej.
8. John De Vito – Kroniki Sary Connor (2008–2009)
wiek Johna – około 7 lat, czas akcji – około 1992 roku
John De Vito zagrał w dwóch krótkich retrospekcjach (sceny w dżungli) w 5. epizodzie 1. sezonu oraz 20. epizodzie 2. sezonu. Widzimy go oczami Sary, gdy gra w szachy z jakimś żołnierzem. Gra uczy małego Johna cierpliwości, strategicznego myślenia i szacunku dla przeciwnika. Druga retrospekcja z udziałem De Vito to wędrówka przez dżunglę i zabawa w chowanego, gdzie małemu Johnowi udaje się wytropić Sarę, dzięki czemu zdobywa kolejne umiejętności w długim toku przyuczania do przyszłej roli lidera ludzkości.
Serial nie wskazuje czasu retrospekcji. John De Vito, rocznik 1998, w momencie kręcenia pierwszego sezonu Kronik Sary Connor miał dziewięć lat, biorąc jednak pod uwagę znacznie poważniejszy wygląd 10-letniego Johna Connora z Dnia Sądu (granego przez 13-letniego Furlonga) przyjąłem, że młodziutko wyglądający De Vito zagrał Johna Connora w wieku, powiedzmy, około siedmiu lat. John De Vito (niespokrewniony z Dannym) do dziś pozostaje mało aktywnym aktorem serialowym, jest też autorem zdjęć do kilku krótkometrażówek.
7. Nick Stahl – Terminator 3: Bunt maszyn (2003)
wiek Johna – 20 lat, czas akcji – 2005 rok
W pierwotnej wersji scenariusza T3 znajdowała się niezrealizowana ostatecznie scena, w której John Connor, siedząc z piwem na moście, rozważa samobójstwo, bo jego egzystencja bez Dnia Sądu pozbawiona została sensu. Taka właśnie miała być jego postać: zrezygnowana, przegrana, niepotrafiąca znaleźć sensu życia i miejsca w świecie; postać, której bliżej do włóczęgi niż zdolnego hakera z sequela Camerona (a także z Kronik Sary Connor). Może w rękach innego aktora taki materiał na rozbitą psychicznie postać zostałby lepiej wykorzystany. Nick Stahl umie grać, co udowodnił m.in. u boku Mela Gibsona w Człowieku bez twarzy czy świetną, charakterną rolą w dramacie Bully z 2001 roku. Dlatego do dziś przecieram oczy ze zdumienia, jak fatalnie wypadł w roli Johna Connora w obrazie Jonathana Mostowa. Zrozumiałe jest dla mnie, że Stahl miał zagrać człowieka pogubionego i bez celu w życiu, ale nawet w scenach akcji, gdy trzeba walczyć o życie, zachowuje się jak ten bohater mema, co naściemniał w CV i dostał się do pracy, o której nie ma pojęcia.
Nikt tu Johna nie słucha, nawet gdy ten próbuje popełnić samobójstwo. Niedoszły zbawca ludzkości przewraca się na motorze na widok sarny, daje zamknąć w klatce jak ostatnia lama, a zirytowany jego biadoleniem T-800 chce go nawet udusić. W dodatku ta Sierotka Marysia pyta T-800, czy jest on tym samym modelem i czy pamięta hasta la vista, choć dla wszystkich (włącznie z Terminatorem) jest oczywiste, że nie może być tym samym modelem. Dla Johna, który widział T-800 topiącego się w surówce, powinno być to najbardziej oczywiste, ale nawet tutaj Nick Stahl pokazuje, jak bardzo jego postać nie ogarnia rzeczywistości. Nawet w futurospekcji, gdy widzimy postarzonego Johna z bliznami stojącego na czele ruchu oporu, aktor wypada niewiarygodnie i tandetnie, niczym dziecko przebrane za pirata na akademii szkolnej. To wszystko oczywiście w dużej mierze także wina scenariusza, według którego John miał ustępować pola do popisu przyszłej żonie. Ale można było to usuwanie się Johna na drugi plan pokazać z odrobiną klasy, bez robienia z niego szmaty do podłogi.
Z filmu dowiadujemy się, że John Connor zostanie/został zabity w 2032 roku, a Terminatora do jego obrony w przeszłość nie wysłał/nie wyśle on, lecz jego żona Kate Brewster, a polować będzie na niego niejaka Terminatrix (Kristanna Loken). Zastępowanie silnymi kobietami męskich bohaterów nie jest zatem żadnym wymysłem naszych czasów (patrz Terminator: Mroczne przeznaczenie z trzema centralnymi postaciami kobiecymi) i poprawności politycznej drugiej dekady XXI wieku, co zarzuca się filmowi Tima Millera.
John Connor w wykonaniu Nicka Stahla przez niemal cały film jawi się jako pierdoła tak skończona, że nikt – ani widzowie, ani Kate Brewster – nie daje wiary temu, że ta para się w sobie zakocha. Gdyby świętej pamięci Kyle Reese (w żaden sposób nieobecny w Buncie maszyn) zobaczył, na kogo wyrósł jego syn, nie poszedłby w 1984 roku do łóżka z Sarą Connor, stosując wymówkę: “Nie dzisiaj, kochanie, goni nas Terminator”. Może to wszystko wina Nicka Stahla, ale trzeba otwarcie powiedzieć, że pozostali aktorzy (Claire Danes, Arnold Schwarzenegger, Kristanna Lokken) także zagrali na dość średnim poziomie. Może to więc ogólnie słabe prowadzenie aktorów przez reżysera Jonathana Mostowa?
Co ciekawe, rolę Johna Connora w trzeciej części miał pierwotnie zagrać Edward Furlong (Connor z Dnia Sądu), jednak jego ówczesne, a trwające z różnym natężeniem do dziś problemy z nałogami i prawem sprawiły, że w ostatniej chwili zastąpił go Stahl. Do roli Johna w trójce brani byli też pod uwagę: John Krasinski, Elijah Wood oraz Tobey Maguire. Postać Johna Connora jako faceta z krwi i kości miał kinu przywrócić dopiero Christian Bale w Ocaleniu, a w międzyczasie nieco zrehabilitował ją w oczach widzów telewizyjnych Thomas Dekker w Kronikach Sary Connor. Tymczasem warto odnotować, że w finale Buntu maszyn dowiadujemy się czegoś nowego o samym Skynecie, jak by nie patrzeć, czarnym charakterze całej franczyzy, nierozerwalnie powiązanym na wieki z bohaterem niniejszego rankingu. Otóż John Connor w finale wyjaśnia widzom, że Skynet to nie hardware, tylko software w cyberprzestrzeni, czyli w dużym skrócie mówiąc, Skynet to… Internet. Wybrzmi to jeszcze bardziej złowieszczo i dosadnie dla nas, uzależnionych od Internetu, social mediów i ciągłego bycia on-line, w Terminatorze Genisys.