Dewianci, mordercy, demony, szaleńcy i niedorajdy, czyli… ŚWIĘCI MIKOŁAJOWIE
Elf albo fałszywy Święty Mikołaj w klatce (Knut Osa Greger), Rare Export: Opowieść wigilijna (2010), reż. Jalmari Helander
Kto jak kto, ale Finowie mają chyba największe prawo do opowiadania historii o Mikołaju. W końcu święty pochodzi z Laponii. I faktycznie, w porównaniu do Amerykanów fińscy twórcy opowiedzieli tę historię zupełnie inaczej, wręcz postawili ją na głowie, obcinając przy tym nogi, żeby było jeszcze dziwniej. Są więc dwie wersje genezy fińskiego świętego Mikołaja, obie spod ręki reżysera Jalmariego Helandera. Pierwsza, wcześniejsza, składa się z dwóch krótkometrażowych filmów (Rare Exports Inc., The Official Rare Exports Inc. Safety Instructions) zrobionych w stylu firmowych prezentacji. Według nich Święty Mikołaj jest gatunkiem bardzo rzadkiej, dzikiej bestii żyjącej w fińskiej tajdze, którą wyspecjalizowane grupy łowców odławiają z naturalnego środowiska, brutalnie oswajają, żeby nie zagryzł niewinnych dzieci, a następnie już jako gotowy produkt w czerwonym wdzianku wysyłają na eksport do 150 krajów na świecie. Zaś w pełnometrażowej produkcji z 2010 roku Święty Mikołaj powstał dość przypadkowo. Prawdziwy Mikołaj był diabłem, który torturował i zabijał dzieci. Służyły mu równie krwiożercze co on elfy. Za swoje złe uczynki bardzo dawno temu został uwięziony w bryle lodu i zakopany głęboko pod ziemią. Elfy pochowały się wraz z nim. Gdy w XXI wieku ekipa badaczy wydobyła demona z wnętrza ogromnej góry-kurhanu, sługi Mikołaja powróciły. Co ciekawe, każdy z elfów był stary i nosił białą brodę. Ludzie nie byliby ludźmi, gdyby nie zwietrzyli szansy na zarobek. Złego Mikołaja z rogami, zanim jeszcze został odmrożony, wysadzili w powietrze, natomiast elfy wyłapali i poddali reedukacji. Po przebraniu w odpowiednie stroje okazało się, że elfy są łudząco podobne do wizerunku współczesnego Świętego Mikołaja. Z krwiożerczych stworzeń stały się więc przyjaciółmi dzieci. Warto tylko pamiętać, żeby przy nich nie palić ani nie dawać im alkoholu, bo wtedy na okolicznych ścianach pojawi się niewinna krew. Bestia w pewnym sensie więc zawsze pozostanie bestią.
Niklas (Huub Stapel), Święty (2010), reż. Dick Maas
W dzisiejszych, laickich czasach historia biskupa, który ma skłonność do mordowania dzieci, już nikogo nie szokuje. W historii kościoła morderców nie brakowało na każdym stanowisku, tyle że ten właśnie biskup był i jest jedynym w swoim rodzaju symbolem dobra, nadziei i radości, zwłaszcza dla dzieci. Dick Maas, reżyser znany z popularnego u nas w latach 90. serialu Flodderowie, tym razem zabrał się za kino w zupełnie innym klimacie. Napisał scenariusz i wyreżyserował horror z elementami komediowymi i pastiszowymi, w którym głównym antagonistą bohaterów jest zmartwychwstały demon mordujący ludzi zawsze w nocy z 5 na 6 grudnia. Pomagają mu uzbrojeni tzw. Czarni Piotrusiowie Kiedyś był biskupem Niklasem, zwyrodnialcem, który czerpał przyjemność z uśmiercania dzieci. Został za to ukarany przez lokalnych mieszkańców – spłonął na własnym statku. W scenariuszu Maasa powraca co 42 lata, w czas pełni 5 grudnia, by nadal mordować, pod postacią zupełnie podobną do tej z XV wieku, czyli biskupa na białym koniu, z długa laską, tylko że jego twarz teraz bardziej przypomina potwora, a nie człowieka. Kiedy pojawia się w pobliżu, w powietrzu daje się wyczuć duszący odór spalonego mięsa. Jedynym sposobem, by zdjąć z niego klątwę, jest wrzucenie go ponownie w ogień. Gdy spłonie wraz ze swoim szkunerem, nigdy już nie przyniesie dzieciom śmierci w prezencie.
Leigh Emerson (Ian McShane), American Horror Story: Asylum (2012–2013), reż. Ryan Murphy
Ekspresowa recepta, jak stworzyć maniakalnego zabójcę, który będzie mordował w kostiumie Świętego Mikołaja pod auspicjami diabelskich sił? Wybrać człowieka w ciężkiej sytuacji materialnej, najlepiej drobnego przestępcę. Zamknąć go w Boże Narodzenie w areszcie pod zarzutem kradzieży bochenka chleba. Zostawić go na pastwę zboczonych więźniów, żeby go zgwałcili, dając mu w ten sposób osobliwy i wyrachowany prezent pod choinkę z reperkusjami na całe życie. Wyobraźcie sobie tę scenę. Więźniowie gwałcą Emersona, a strażnicy w tym czasie świętują wigilię. Diabeł ucztuje razem z nimi. I tak powstaje jeden z najbardziej niebezpiecznych1 masowych morderców w historii mikołajowego stroju. W końcu zostaje złapany i osadzony w szpitalu psychiatrycznym Briarcliff prowadzonym przez siostry zakonne i szalonego lekarza, samozwańczego naukowca zwyrodnialca, co na zdrowie mu nie wychodzi. W rolę Emersona wcielił się Ian McShane. W swoim wieku aktor idealny do odegrania roli znękanego, na wpół oszalałego mordercy, który paradoksalnie nie tak łatwo poddaje się władzy innych. Jako pacjent Briarcliff przypadkowo znów ma szansę zrobić użytek ze swoich morderczych zdolności. Kto wie, czy tak przegniły moralnie szpital nie zasługuje na takie krwawe oczyszczenie. Tylko który ze świątecznych duchów bardziej się z tego ucieszy – ten dobry czy ten zły?