search
REKLAMA
Recenzje

AMERICAN HORROR STORIES. Recenzja dwóch pierwszych odcinków nowej antologii od Ryana Murphy’ego

American Horror Stories miało wnieść powiew świeżego powietrza do trochę upadającej już serii. Niestety sama wpadło w pułapkę przesady.

Gracja Grzegorczyk-Tokarska

11 sierpnia 2021

REKLAMA

Miałam duże oczekiwania wobec produkcji sygnowanej nazwiskami Murphy’ego i Falchuka, twórców kultowej antologii American Horror Story. Spodziewałam się nowych historii, nowych bohaterów, nowych aktorów. Dwa pierwsze odcinki pokazały, że to stara-nowa opowieść w starym-nowym otoczeniu i ze starą-nową obsadą. Niestety granie na nostalgii nie sprawdziło się na tyle, bym była zainteresowana kolejnymi historiami. A szkoda, bo w tej historii drzemał potencjał na coś więcej.

Dwa pierwsze odcinki skupiają się na historii Scarlett, młodej lesbijki o niecodziennych upodobaniach seksualnych, która razem z dwójką ojców wprowadza się do Murder House, znanego z pierwszego sezonu American Horror Story domu pełnego duchów zamordowanych osób. Dziewczyna znajduje znany fanom serii kostium z lateksu, w którym paradował Tate Landon, bohater pierwszej części antologii. Szybko okazuje się, że Scarlett nie ma problemu z tym, by zabić kilka osób, szczególnie tych, które starają się zniszczyć jej życie.

W teorii spin-off zapowiadał się ekscytująco, jednak w praktyce dostajemy tanią podróbkę z pierwszego sezonu American Horror Story. Twórcy prezentują na ekranie ekspozycję na temat zasad panujących w domu, gdyby ktoś przypadkiem nie znał oryginalnej serii. Dwa pierwsze odcinki zbyt mocno nawiązują do pierwowzoru, przywracając bohaterów sezonu z 2011 roku, zamiast stać się czymś kompletnie odrębnym w ramach uniwersum. Fani oryginalnej serii będą zawiedzeni, a nowi widzowie nie będą do końca wiedzieli, co się dzieje. Niestety to ostatnio przypadłość wielu produkcji.

Pierwszy odcinek jest też po brzegi wypełniony różnymi wątkami, przez co jego odbiór może być trochę zbyt obciążający dla widza. Już tłumaczę. Mamy scenę wprowadzenia się do domu, za chwilę oglądamy wątek lesbijski, gdzie dziewczyny w szkole zaczynają ze sobą flirtować, po czym przeskakujemy do sceny morderstwa; zaraz potem widzimy fantazje Scarlett o tym, by udusić dziewczynę ze szkoły, w której się podkochuje, a następnie bohaterka przywdziewa tajemniczy kostium i tak dalej. Można się tym wszystkim mocno zmęczyć, szczególnie że wątek goni wątek, a czasu na ich przedstawienie jest niewiele. Zbyt duże nagromadzenie różnych motywów, zbyt dużo materiału, zbyt dużo ekspozycji. Wydaje mi się, iż można z tego było zrobić minihistorię i zamiast na efektownym studium pokręconej natury Scarlett skupić się na tym, jak dom wpływa na zwykłych ludzi, przemieniając ich w potencjalnych morderców.

Oczywiście pojawiają się ciekawe i ważne tematy dotyczące seksu i przemocy, a dokładniej fascynacji młodych ludzi tymi dwoma tematami. Wydaje mi się jednak, że serial nie jest zupełnie zainteresowany sednem sprawy i koncentruje się wyłącznie na złej naturze lesbijki, która lubi oglądać odważne porno i przez to nie ma też problemów z zabijaniem ludzi. Mam wrażenie, że scenariusz napisany przez Murphy’ego i Falchuka w tym aspekcie zawodzi. Koncentruje się na karykaturalnym przedstawieniu problemu, gdzie finalnie okazuje się, iż zabijanie ludzi to świetna zabawa, podczas gdy miał okazję pokazać, że w Ameryce – i nie tylko tam – te dwa aspekty coraz częściej łączą się ze sobą.

Twórcy nie mogli zamknąć historii w jednym odcinku, przez co dostajemy dwa niedopracowane epizody, które zupełnie nie łączą się w całość. Drugi odcinek koncentruje się na związku pomiędzy Scarlett a Ruby, która jest jednym z duchów uwięzionych w domu. I po raz kolejny ciekawy koncept znika pod toną totalnego nonsensu. Do tego dorzucono wątek kolejnej postaci, czyli Adama, który także morduje ludzi, bo czemu nie, a przy okazji jest gejem. Tego było już dla mnie za dużo. Jakby twórcy nie za bardzo wiedzieli, który wątek chcą zgłębić: mrocznej natury nastolatków, problemów małżeńskich czy trudnych relacji osób doświadczających przemocy. Zupełnie się w tym wszystkim pogubiłam.

Ile jest więc horroru w nowym formacie? Ano grozy i absurdalnych morderstw jest dużo jak na serię, która na ekranie trwa od dekady. Ale o ile oryginalne American Horror Story skupia się w każdym sezonie na innych formach straszenia, o tyle w tym przypadku mamy wszystkie horrorowe chwyty i elementy na raz, co sprawia, że nie do końca można się nimi cieszyć. Nie bardzo też widać, w jakim kierunku zmierza spin-off: klasycznego gore czy może historii z dreszczykiem. Cała koncepcja jest dla mnie niezrozumiała.

Trzeba bowiem pamiętać, iż oryginalna antologia opierała się na mitach, miejskich legendach oraz uniwersum AHS. W tym przypadku – poza wspomnianym powrotem Murder House – nie ma nic, co zachęciłoby do poznania nowych historii. Dlatego bez obejrzenia kolejnych odcinków pewnie nie dowiem się, jaki był główny cel powstania spin-offu. Jak wspomniałam, jeśli to produkcja dla fanów oryginalnej serii, nawiązanie do poprzednich sezonów może być niewystarczające. Jeżeli chodzi zaś o fanów horroru, jestem pewna, że mają w zanadrzu seriale czy antologie, które dużo lepiej zaspokoją ich filmowe pragnienia.

W założeniu premiera spin-offu American Horror Story miała wnieść powiew świeżego powietrza do trochę upadającej już serii. Niestety sama wpadła w pułapkę przesady. Seans okazał się bardziej wymęczony aniżeli zachęcający do obejrzenia kolejnych odcinków, choć wiem po zapowiedziach, iż pojawią się w nich nowe postacie, nowe lokacje i nowe historie. Wydaje mi się, że błędem było powracanie do założeń pierwszego sezonu AHS zamiast przedstawienia alternatywnej historii Scarlett, która z miłej, trochę dziwacznej nastolatki zmienia się w rasową zabójczynię. Nie jest źle, ale też nie jest fenomenalnie.

Gracja Grzegorczyk-Tokarska

Gracja Grzegorczyk-Tokarska

Chociaż docenia żelazny kanon kina, bardziej interesuje ją poszukiwanie takich filmów, które są już niepopularne i zapomniane. Wielka fanka kina klasy Z oraz Sherlocka Holmesa. Na co dzień uczestniczka seminarium doktoranckiego (Kulturoznawstwo), która marzy by zostać żoną Davida Lyncha.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA