search
REKLAMA
Artykuł

DEKALOG KINA BIBLIJNEGO. Różne oblicza opowieści wszech czasów

Jakub Piwoński

17 kwietnia 2017

REKLAMA

.Dawid i Batszeba (1951) reż. Henry King

david

db

Historia skomplikowanej miłości słynnego izraelskiego króla Dawida oraz Batszeby, żony jednego z najważniejszych przybocznych żołnierzy władcy. Król, chcąc posiąść swą kochankę, decyduje się posłać męża Batszeby na niechybną śmierć w ogniu wojny, za co czekać go będzie potępienie w oczach Boga. Historia ta została spisana w Starym Testamencie, w Drugiej Księdze Samuela.

Moje zestawienie otwiera biblijne love story. Amatorzy łzawych melodramatów nie znajdą w tym filmie nic oryginalnego, jednak w tym wypadku ważny jest wydźwięk tej opowieści oraz to, że jest na swój sposób prekursorska. Otóż za sprawą  znaczącej postaci Starego Testamentu – pogromcy Goliata –­ przedstawione są skomplikowane ścieżki miłosnych uniesień i ich konsekwencji. Tego, jak trudne jest przestrzeganie sztywnych ograniczeń prawnych związanych z przynależnością małżeńską i do czego możemy się posunąć, by ostatecznie zdobyć serce ukochanej. Ta opowieść daje do zrozumienia, iż podstawową przeszkodą do przestrzegania Prawa Mojżeszowego będzie nasza emocjonalność, porywczość naszych zmysłów. Czyn Dawida zasłużył na potępienie, a obraz Batszeby przez wiele lat nie mógł uwolnić się od skazy grzechu cudzołóstwa, jakiego się dopuściła. Jednak dziś, oglądając losy kochanków z czysto ludzkiej perspektywy, potrafimy i chcemy ich zrozumieć. Z ich romansu narodził się Salomon, najważniejszy z potomków Dawida. Może zatem ich miłość miała rację bytu? W filmie w tytułową parę z niemałym powodzeniem wcielili się Gregory Peck i Susan Hayward. Chemia między nimi jest odczuwalna, co oczywiście ma bardzo duże znaczenie w przeżywania tego melodramatu. Inną popularną prezentacją historii Dawida był film z 1985 roku Król Dawid, z Richardem Gerem w roli głównej, ale nie mogę powiedzieć, by była to prezentacja udana – choć ma swoje momenty, to jednak banał ścieli się w niej zbyt gęsto.

Dziesięcioro przykazań (1956) reż. Cecil B. DeMille

Charlton-Heston-as-Moses

Poster - Ten Commandments, The (1956)_01

Film przywołuje jedną z najważniejszych historii Starego Testamentu, a dokładniej Księgi Wyjścia. Przebywający w egipskiej niewoli naród żydowski zostaje wyzwolony przez proroka Mojżesza, niegdysiejszego egipskiego księcia, który to otrzymuje zadanie poprowadzenia swego ludu do Ziemi Obiecanej.

Jako że w latach 50. i 60. wieku ubiegłego w Hollywood zapanowała moda na filmy biblijne, można uznać, iż Dziesięcioro przykazań to jeden z najjaśniejszych tej mody przejawów. Zresztą da się zauważyć, iż gros filmów z mojego zestawienia pochodzi właśnie z tego okresu. W tym wypadku na szczególną jakość filmu składa się waga prezentowanej historii, ­ współistotnej zarówno dla chrześcijan, jak i wyznawców judaizmu. Historii poprowadzonej z rozmachem adekwatnym do misji, jaką pełni – nadaniu ludzkości moralnego kręgosłupa. Dla filmu Dziesięcioro przykazań najodpowiedniejszym określnikiem będzie zatem przymiotnik „monumentalny”. Wszystko tu zostało napisane wyjątkowo dużymi literami: począwszy od scenografii, przez efekty specjalne (Oscar), na podniosłej tonacji skończywszy. Ucztę stanowi także pojedynek dwóch aktorskich legend – Charltona Hestona (Mojżesz) i Yula Brynnera (Ramses).

Dziesięcioro przykazań, pomimo dość sędziwego wieku, wciąż potrafi robić wrażenie, a niektóre sceny z pewnością na stałe zapisały się do historii kina – mam tu na myśli przede wszystkim przejście Izraelitów przez Morze Czerwone. I też trudno sobie wyobrazić, by w tej konkretnej konwencji oraz warunkach można było nakręcić ten film lepiej. Co ciekawe i co wielu pewnie zaskoczy, Dziesięcioro przykazań jest remakiem niemego filmu z 1927 roku, a co jeszcze ciekawsze, jest remakiem nakręconym przez tego samego reżysera. Cecil B. DeMille otrzymał na stare lata propozycję nie do odrzucenia – efektownego odświeżenia za niemałe pieniądze swego dawnego dzieła. Uczynił to z nawiązką, po czym… pożegnał się z życiem – tym samym remake losów Mojżesza był ostatnim filmem w dorobku tego reżysera. mu.

 Ben Hur (1959) reż. William Wyler

212582.1

Ben_hur_1959_poster

Film opowiada o kolejach losów Judy Ben Hura, żydowskiego księcia, który zastoje wygnany ze swojego kraju przez niegdysiejszego przyjaciela, dowódcę rzymskich legionów – Messalę. Dzieje się tak za sprawą różnic w poglądach politycznych, które uwidoczniły się między nimi po latach. Juda poprzysięga zemstę swemu dawnemu przyjacielowi. Na jednym z etapów swych przejść spotyka człowieka imieniem Jezus i jeszcze nie wie, jak przełomowe okaże się dla niego to spotkanie.

Gdy tworzyłem listę najlepszych obrazów kina biblijnego, film ten był jednym z pierwszych moich typów. I nie przeszkadzał mi fakt, iż jego fabuła nie opiera się bezpośrednio na żadnej biblijnej przypowieści, a tylko na książce Lewisa Wallace’a. Bo Ben Hur może i jest z Biblią powiązany dość luźno, ale za to łączy go z nią jeden konkret, który umożliwia postrzeganie go w tej właśnie kategorii gatunkowej. Tym konkretem jest osoba Jezusa Chrystusa, którego dzieje pełnią w filmie rolę tła dla głównych wydarzeń. A co najważniejsze, determinują one charakter przemiany głównego bohatera. Przemiana ta jest także kluczem do zrozumienia głównego przesłania filmu ­– odłożenia na bok pragnienia zemsty na rzecz miłości, przejawianej względem swych wrogów. Dla tych jednak, dla których aspekty duchowe nie grają w Ben Hurze tak wielkiej roli, film ten stoi przede wszystkim niebywałą, jak na tamte czasy, oprawą wizualną i spektakularnością. Gdy w końcu dane mi było go obejrzeć w wersji Blu-ray, słynne wyścigi rydwanów przyprawiły mnie o szybsze bicie serca. Magia kina w pełnej krasie. Warto także przypomnieć, iż to jeden z tych filmów, który zdobył największą liczbę statuetek Oscara w historii tych nagród. Prócz zdominowania kategorii technicznych, Ben Hur wygrał także w kategoriach aktorskich (Heston w życiowej formie) oraz tych najważniejszych – reżyserii i filmu. I uwierzcie mi bądź nie, to jest przykład filmu, który jak żaden inny potrafi osiągnięty sukces w tych prestiżowych nagrodach po latach należycie obronić. Innymi słowy, Ben Hur to zdecydowanie najważniejszy film tego zestawienia; film, który powinien znać każdy, powtarzam, każdy kinoman, choćby ze względu na kinematograficzną potęgę jaką sobą stanowi.

Jakub Piwoński

Jakub Piwoński

Kulturoznawca, pasjonat kultury popularnej, w szczególności filmów, seriali, gier komputerowych i komiksów. Lubi odlatywać w nieznane, fantastyczne rejony, za sprawą fascynacji science fiction. Zawodowo jednak częściej spogląda w przeszłość, dzięki pracy jako specjalista od promocji w muzeum, badający tajemnice początków kinematografii. Jego ulubiony film to "Matrix", bo łączy dwie dziedziny bliskie jego sercu – religię i sztuki walki.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA