search
REKLAMA
Zestawienie

Dawaj do czopera! NAJLEPSZE ROLE SCHWARZENEGGERA

Jacek Lubiński

30 lipca 2019

REKLAMA

„Zwalniam cię”, czyli Arnold niepoważny

Julius Benedict

Bliźniacy (1988)

Duet nadwornego mięśniaka Hollywood z naczelnym niziołkiem fabryki snów Dannym DeVito po prostu musiał wypalić. Raz jeszcze Arnold wykazuje się tu całkiem niezłym wyczuciem komediowym – czy to w momencie pierwszego obcowania z seksem oraz z codziennością wielkiej metropolii, do której zostaje nagle wrzucony, czy w sytuacjach jakichkolwiek interakcji ze swoim filmowym bliźniakiem, czy choćby w ikonicznej scenie, w której naśmiewa się ze swojego rywala, jakim był stalowy Sly, i z jego Rambo III. I choć nie zabrakło tu też momentów refleksyjnych, a nawet wręcz smutnych, to jednak całość zabawą stoi – i w niej Schwarzeneggera należy po prostu wyróżnić.

John Kimble

Gliniarz w przedszkolu (1990)

To chyba ostatnia naprawdę dobra komedia z udziałem Arnolda. Przekonująca w dodatku właśnie aktorsko (choć, paradoksalnie, to za późniejszego Juniora otrzymał nominację do Złotego Globu). Wrzucony pomiędzy zgraję przedszkolaków, Schwarzenegger bodaj po raz pierwszy i jedyny traci nad sobą kontrolę. Nikt wcześniej ani później tak nie wymęczył Austriackiego Dębu jak właśnie dzieci. I patrzenie na to jest dla widza zwyczajną frajdą. Gorzej z resztą filmu, na który publika zareagowała z rezerwą – w końcu mieliśmy nagłą zmianę tonacji i strzelaninę pośród milusińskich, czyli, jakkolwiek by patrzeć, amerykański temat tabu. Szkoda, że w tym kontekście rola Arnolda przeszła w sumie bez większego echa, gdyż to jeden z jego oryginalniejszych występów.

Harry Tasker

Prawdziwe kłamstwa (1994)

Na pierwszy rzut oka to trochę taka powtórka z Bohatera ostatniej akcji. Znowu mamy pastisz i zabawę kinem – tym razem szpiegowskim (prolog z Arnoldem w garniaku w stylu Bonda to czyste złoto). Raz jeszcze Schwarzenegger miota się pomiędzy kąśliwymi one-linerami a gorzką powagą (scena, gdy pod wpływem prochów wyznaje żonie całą prawdę, to Arnold w topowej formie), wcielając się w postać większą od wszystkiego i wszystkich; człowieka, któremu nic nie jest straszne – a już na pewno nie arabscy terroryści. Jednak lekkość i humor, a nawet pewna przaśność całej produkcji dominują zarówno w treści, jak i formie. Więc nawet gdy życie córki Arnolda wisi na włosku, tatuś katuje porywaczy z uśmiechem na ustach. Tak też mija nam cały seans – siedzimy z bananem na twarzy, bo nikt nie potrafi go wywołać równie dobrze jak Arnold, który u Camerona jest pod każdym względem the best of the best.

Bonus: sztuka Arnolda

Długie pożegnanie (1973)

U Roberta Altmana Schwarzenegger pojawia się w tylko jednej, krótkiej scenie. Za to jakiej! Wraz z innymi kolesiami wchodzi on nagle do biura, po czym… wszyscy zaczynają ściągać z siebie ubrania (Arnie nawet zdejmuje marynarkę z osłupiałego Elliotta Goulda). Moment to wyjątkowo kuriozalny, więc trudno się dziwić, że przyszły gubernator Kalifornii – prócz mięśni mający dodatkowo zabójczy licealny wąsik pod nosem – nie wie za bardzo, o co chodzi, i mimowolnie spogląda wprost w kamerę. Bezcenne.

Przeczytali? No to hasta la vista and get to the choppa, baby!

Avatar

Jacek Lubiński

KINO - potężne narzędzie, które pochłaniam, jem, żrę, delektuję się. Często skuszając się jeno tymi najulubieńszymi, których wszystkich wymienić nie sposób, a czasem dosłownie wszystkim. W kinie szukam przede wszystkim magii i "tego czegoś", co pozwala zapomnieć o sobie samym i szarej codzienności, a jednocześnie wyczula na pewne sprawy nas otaczające. Bo jeśli w kinie nie ma emocji, to nie ma w nim miejsca dla człowieka - zostaje półprodukt, który pożera się wraz z popcornem, a potem wydala równie gładko. Dlatego też najbardziej cenię twórców, którzy potrafią zawrzeć w swym dziele kawałek serca i pasji - takich, dla których robienie filmów to nie jest zwykły zawód, a niezwykła przygoda, która znosi wszelkie bariery, odkrywa kolejne lądy i poszerza horyzonty, dając upust wyobraźni.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA