Czy MATKA POLKA żyje w polskim kinie?
Matka cierpiąca
W DNA matki Polki została wpisana gotowość do poświęceń i przedkładania dobra najbliższych ponad osobiste potrzeby. Nie zawsze jednak takie postępowanie było przez twórców traktowane jako przejaw pozytywnej reakcji. W Dzikich różach Anny Jadowskiej zostaje przedstawiona tragedia wyzyskiwanej Ewy (Marta Nieradkiewicz), matki dwójki małych dzieci, traktowanej przez męża (Michał Żurawski) niczym służąca. Andrzej rości sobie prawa do wydawania poleceń żonie, wyjeżdża bowiem na saksy w celach zarobkowych i czuje się z tego powodu uprzywilejowany. Skoro daje pieniądze na jedzenie, to może mieć wymagania, którym kobieta musi sprostać. Reżyserka nie pozostawia jednak złudzeń: sprowadzenie bohaterki do roli niewolnicy wywołuje opłakane skutki, gdy stłamszone ciało domaga się przebudzenia, a zraniona dusza potrzebuje lekarstwa, nawet trującego w dłuższej perspektywie. Choćby zamiary były szczytne, to apodyktyczne przejęcie władzy przez mężczyznę i ustanowienie przez niego zadań podług płci prowadzi do cichej frustracji. Bo najgorsze jest to, że Ewa nie może znaleźć nigdzie ciepłego słowa wsparcia. Skoro jest matką, to ma obowiązki macierzyńskie i obligatoryjnie musi się z nich wywiązywać.
Podobne wpisy
O ile Jadowska nakłuwa tkankę zasad akceptowanych przez znaczną część społeczeństwa, ukazując rozgrywającą się przy świetle dziennym niezauważoną tragedię, o tyle Dorota Kędzierzawska idzie o krok dalej i bombarduje toksyczne przejawy męskiej władzy. W swojej produkcji Nic reżyserka porusza się po patologicznym środowisku despotycznego Antoniego (Janusz Panasewicz) i niszczonej przez niego psychicznie oraz fizycznie Heli (Anita Borkowska-Kuskowska). Kobieta zostaje odhumanizowana, stając się zabawką w rękach tyrana. Film autorki Pora umierać to dobitny przykład na to, że cierpienie wcale nie uszlachetnia, tylko rani na tyle mocno, że nie sposób się później wydostać z matni bolesnych doznań.
Innego rodzaju “nieuszlachetniające” cierpienie zostaje przedstawione przez Tomasza Wasilewskiego w Zjednoczonych stanach miłości na przykładzie atrofii związku Agaty (Julia Kijowska) i Jacka (Łukasz Simlat). Z pozoru wszystko dobrze się układa między małżonkami, on zarabia pieniądze, ona wychowuje dziecko, a że dopiero co skończyła się komuna, to wreszcie można odetchnąć z ulgą i zaznać wytęsknionej przestrzeni. W przypadku kobiety wolność ma jednak gorzki smak, a nieumiejętność odnalezienia porozumienia z partnerem rozciąga się na każdy wymiar jej egzystencji. W opuszczonym, niezaspokojonym ciele jak w tyglu mieszają się samotność i smutek z potrzebą cielesnej rozkoszy. Alienacja ma wymiar metafizyczny, gdy w domach z betonu nie ma wolnej miłości.
Matka tyran
Jednakże nie zawsze matki zostają przez twórców sprowadzane do roli kanarków w klatkach, nerwowo trzepoczących skrzydłami, pragnących ucieczki z domu niewoli. Zdarzają się również przypadki odwrotne, gdy to kobiety są niczym wulkan po erupcji, wypluwający z siebie niszczycielską magmę. Dobrze o tym wie Adaś Miauczyński, porte-parole samego Marka Koterskiego. O ile w pełnometrażowym debiucie – Domu wariatów – pojawia się jeszcze wycofany, zafiksowany na jednym temacie ojciec, o tyle w późniejszych filmach losem bohatera z tylnego siedzenia steruje już tylko kastrująca matka. Adaś jest przez rodzicielkę upupiony w iście gombrowiczowskim stylu, sprowadzony do roli małego chłopczyka, któremu trzeba talerz zupy podsunąć pod nos, a i postrofować, gdy nadarzy się ku temu okazja.
Miauczyński może mówić jednak o szczęściu, gdy jego walkę o odrobinę przestrzeni w domu zestawi się z codziennymi bataliami Marcina Koszałki z rodzicami. Takiego pięknego syna urodziłam to dwudziestopięciominutowy zapis wojen, przedstawionych w telegraficznym skrócie, prowadzonych przez reżysera-bohatera zwłaszcza z agresywną, toksyczną matką. Dokumentalne, na poły amatorskie, rejestrowanie kolejnych wiązanek bluzgów i oskarżeń tworzy ponury obraz domu trawionego przez nienawiść. Każde słowo jest niczym sztych prosto w serce, gdy matka oskarża syna o nieudolność, biedę, lenistwo, nieporadność i wiele, wiele innych rzeczy. Można potraktować krótkometrażówkę Koszałki jako pocztówkę z “wariatkowa” (bo przecież nie wiadomo, jaki jest stan psychiczny oprawcy), ale można też spojrzeć na ten tytuł jako na bolesne przypomnienie, że zacisze domowego ogniska nie jest w swej naturze od razu miejscem kultywowania pozytywnych wartości, a więzy krwi wcale nie gwarantują pojawienia się miłości.
Matka narodu
Jak już zostało napisane na wstępie, wiersz Mickiewicza zobowiązywał matki do patriotycznego wychowania dzieci, traktowanego niczym budowa ostatniego szańca chroniącego polskość przed zakusami wrogich zaborców. W okresie PRL-u ten element szczególnie zyskał na znaczeniu, chociaż pojawiały się próby naruszenia go z różnych stron.
Na przykładzie losów przodownicy pracy Zofii Stańczakowej (Maria Klejdysz) już w 1957 roku Jerzy Zarzycki uderzył w mit omnipotentnej matki Polki, traktowanej przez władzę ludową jako symbol robotniczej oraz płciowej emancypacji. Zagubione uczucia nie są filmem jawnie atakującym komunizm, na to nikt by nie pozwolił, nawet tuż po październikowej odwilży, niemniej jednak nawet ta odrobina przestrzeni wystarczyła artyście do kąśliwego spuentowania zmian zachodzących w społeczeństwie. A są one zaprezentowane następująco: wprawdzie na niwie zawodowej każdy jest równy, a do ciężkiej fizycznej pracy predestynowany jest każdy, kto ma chęci i siły, ale na płaszczyźnie społecznej nadal istnieją role, które przedstawiciele każdej z płci muszą odgrywać. Jako że bohaterka samotnie wychowuje gromadkę dzieci, to nie jest w stanie zaspokoić ich wszystkich potrzeb. Na pierwszym planie Zarzycki piętnuje bumelanctwo złodziejaszków nieszanujących starszych ludzi, ale w tle kąśliwie wyśmiewa hipokryzję władzy. Matka Polka w jego ujęciu to semantyczny parawan, za którym skrywają się ludzkie tragedie.
Swego rodzaju kontynuację myśli Zarzyckiego można odnaleźć w Kobiecie samotnej zrealizowanej przez Agnieszkę Holland. Historia listonoszki Ireny (Maria Chwalibóg) wyrasta z podobnego konceptu – ukazywania pracującej kobiety jako przedstawicielki nowego, ludowego ładu – by następnie film przeistoczył się w świadomy pastisz przygód Bonnie i Clyde’a. Reżyserka rewelacyjnie zestawia egoistyczne wybory dokonywane przez bohaterkę z króciutkimi wspominkami na temat przemian politycznych tamtych czasów. Kobieta chce porzucić dotychczasowe życie i w poważaniu ma patriotyczne wychowanie syna, a kontrapunktami są powiewające zawsze w tle flagi Solidarności.