CZOŁÓWKI wszystkich FILMÓW o JAMESIE BONDZIE
Ośmiorniczka (1983)
reżyseria – John Glen
James Bond – Roger Moore
czołówka – Maurice Binder
UTWÓR
Rita Coolidge – “All Time High”
Na początku czołówki Binder powtórzył motyw z dłońmi ze Szpiega który mnie kochał, zamykającymi ostatnie ujecie prologu. Do swoich tradycyjnych zabaw z tańczącymi sylwetkami słynny autor dorzucił po raz pierwszy światło lasera, rysujące obraz tytułowej ośmiorniczki, znak OO7 i efekciarskie smugi wkomponowane w żywą akcję. Utwór tytułowy po raz drugi nie zgadza się z tytułem filmu, do czego producenci bondów powrócili dopiero w erze Daniela Craiga.
Zabójczy widok (1985)
reżyseria – John Glen
James Bond – Roger Moore
czołówka – Maurice Binder
UTWÓR
Duran Duran – “A View to a Kill”
Ostatni bond z Rogerem Moore’em rozpoczął się jedną z najsłabszych czołówek Maurice’a Bindera. W takim samym obciachowym stylu połowy lat 80. brzmi tytułowa piosenka Duran Duran, ale akurat jej przebojowość przetrwała próbę czasu, ratując nieco obraz, pod który została napisana. Albert Broccoli dał brytyjskiej grupie okazję do napisania swego największego hitu, z którego ekipa Simona LeBona jest pamiętana do dziś. I chyba tylko z niego.
W obliczu śmierci (1987)
reżyseria – John Glen
James Bond – Timothy Dalton
czołówka – Maurice Binder
UTWÓR
A-ha – “The Living Daylights”
Debiut Timothy Daltona w roli Bonda dawał nadzieję na odświeżenie formuły czołówek. Ale Maurice Binder znów poszedł wszystkimi wydeptanymi przez siebie ścieżkami, kompilując jeszcze jeden nudny zestaw z tych samych klocków, co gorsza podanych w wyjątkowo smętnej palecie barw. Czołówki do The living daylights nie uratowała nawet niezła piosenka tytułowa legendarnej grupy a-ha. Ciekawostka – jedyny raz w historii bondów nazwę wykonawcy piosenki podano w formie oryginalnego logo.
Licencja na zabijanie (1989)
reżyseria – John Glen
James Bond – Timothy Dalton
czołówka – Maurice Binder
UTWÓR
Gladys Knight – “Licence to Kill”
Tu mamy nieco lepiej, niż w poprzedniej czołówce, choć ostatnia praca Maurice’a Bindera bezlitośnie obnażała staroświeckość zastygłej formuły bondów, nie dotrzymujących kroku nowej, ożywczej fali kina sensacyjnego spod znaku Joela Silvera i spółki Bruckheimer – Simpson. W czołówce Licencji na zabijanie pojawił się Timothy Dalton, ale nie miało to żadnego znaczenia dla znanego od dekad ciągu tych samych obrazków. Jedynym jasnym punktem była wspaniała piosenka tytułowa w wykonaniu Gladys Knight, skrojona w nowej aranżacji wg najlepszych wzorców z lat poprzednich (wyraźnie słychać muzyczny cytat z piosenki Shirley Bassey z Goldfingera). Wyjątkowo dziwnym trafem czołówka nie zawiera żadnej tekstowej informacji o piosence.
GoldenEye (1995)
reżyseria – Martin Campbell
James Bond – Pierce Brosnan
czołówka – Daniel Kleinman
UTWÓR
Tina Turner – “GoldenEye”
Podobne wpisy
Na to czekali wszyscy fani serii. Niby to samo, wciąż ta sama radosna bajka o superagencie, który się kulom nie kłaniał, ale sześć lat przerwy, potrzebne producentom do zaktualizowania formuły, przyniosło żądany skutek. Nową jakość widać od razu w olśniewającej czołówce Daniela Kleinmana, nowego człowieka na pokładzie, godnego następcy zmarłego w 1991 roku Maurice’a Bindera. Po pierwsze – obraz. Muzealne, latające maski Bindera wreszcie zastąpione zostały cyfrową animacją i kompozycją. Kadr skrzy się nasyconymi barwami, a tytuł wyróżnia się efektowną czcionką. Nawet tradycyjne, wdzięczące się do kamery modelki pośród upadających symboli komunizmu wyglądają jakby pojawiły się w czołówce bonda po raz pierwszy. Po drugie – piosenka. Bono i The Edge z U2 napisali jeden z najlepszych (o ile nie najlepszy, kwestia gustu) utworów w całej historii bondów, błyskotliwie wplatając w zwrotki nuty z tematu Monty Normana. A przebojowe wykonanie Tiny Turner to klasa sama dla siebie. Zwraca uwagę nietypowa, klawiszowo-bębnowo-plastikowa aranżacja tematu bondowskiego z gun barrel sequence. To jeden z niewielu śladów, jakie na bondach odcisnął Eric Serra, którego score do GoldenEye był tak odmienny od wszystkiego, do czego przez lata przyzwyczajali nas John Barry i Bill Conti, że twórcy musieli ratować się dodatkową muzyką Johna Altmana. Kolejne bondy kanonicznymi nutami opatrzył David Arnold. Serra, który wówczas rzadko komponował dla kogoś, kto nie nazywał się Luc Besson, na pytanie “dlaczego zdecydował się napisać muzykę do GoldenEye?”, odpowiedział, że “Bondowi się nie odmawia”. Tyż prowda.
Jutro nie umiera nigdy (1997)
reżyseria – Roger Spottiswoode
James Bond – Pierce Brosnan
czołówka – Daniel Kleinman
UTWÓR
Sheryl Crow – “Tomorrow never dies”
Drugi bond z Brosnanem i druga, jeszcze lepsza czołówka Daniela Kleinmana. “Prześwietlone” wnętrza broni, kobiece kształty w pociskach i kule przebijające ekrany LCD, prowadzące wizualnie do supertechnologii informatycznych. Dwa światy, Bonda i Carvera, zostały po mistrzowsku złączone w jednej, urzekającej miniaturze filmowej. A nad tym wszystkim błąka się wyjątkowo słaba piosenka, bardziej wystękana, niż zaśpiewana przez Sheryl Crow.
Świat to za mało (1999)
reżyseria – Michael Apted
James Bond – Pierce Brosnan
czołówka – Daniel Kleinman
UTWÓR
Garbage – “The world is not enough”
Ta czołówka z kolei jest najbliższa uniwersalnej prawdzie życiowej, ponieważ zawiera dwa elementy skutecznie napędzające wszelki ruch na tym łez padole – kobiety i ropę naftową. Wizualny majstersztyk Daniela Kleinmana zilustrowano kapitalną piosenką tytułową zespołu Garbage, utrzymaną w duchu starych bondów.
Śmierć nadejdzie jutro (2002)
reżyseria – Lee Tamahori
James Bond – Pierce Brosnan
czołówka – Daniel Kleinman
UTWÓR
Madonna – “Die Another Day”
Jubileuszowy, 20. Bond był po brzegi wyładowany odniesieniami do całego cyklu. Natomiast Kleinman postarał się, aby ta czołówka wyróżniała się na tle poprzednich. Już w gun barrel sequence mamy drobny dodatek, czyli pocisk lecący w stronę ekranu (wykorzystany zresztą w innym miejscu już w GoldenEye). Po raz pierwszy czołówka bonda przestała być li tylko efektownym dodatkiem do filmu i przejęła mały fragment narracji, ukazując w całej serii wizualnych odniesień tortury, którym Bond był poddawany w północnokoreańskim więzieniu. Całkowicie odstająca od standardu była natomiast tytułowa piosenka Madonny, być może dlatego, że pierwotna kompozycja nie miała z bondem nic wspólnego i została forsownie przerobiona pod film. Nakręcony za 6 mln dolarów teledysk do Die another day ukazywał mniej więcej to samo, co w czołówce filmu, lecz z Madonną w roli torturowanej kobiety. Po raz pierwszy w historii bondów wykonawca piosenki tytułowej pojawił się w tym samym filmie – królowa muzyki pop zagrała małą rólkę nauczycielki fechtunku. Nie wszyscy polubili Śmierć nadejdzie jutro, wytykając przetechnicyzowanie i skomiksowienie idące dalej niż cała, komiksowa z ducha, seria. Formuła ery Brosnana doszła tu do swego szczytu, a ze szczytu lepiej zejść w glorii chwały, oddając pałeczkę młodszym. Tak też się stało.