CZŁOWIEK, KTÓRY ZABIŁ LIBERTY VALANCE’A
Symbolem przemijających idei, już w czasach ukazanych w retrospekcji, jest Tom Doniphon, nie bez powodu grany przez Johna Wayne’a, ikonę klasycznego westernu. Jego bohater to typowy gruboskórny ranczer o silnym poczuciu moralności, który potrafi dać w zęby lub sięgnąć po rewolwer kiedy trzeba. To nie on jest jednak głównym bohaterem Człowieka… Zawsze stoi raczej z boku i wspiera grającego pierwsze skrzypce Ranse’a w jego poczynaniach. Wyznawany przez Toma i jemu podobnych etos życia na Zachodzie ustępuje skodyfikowanemu prawu, politycznemu uporządkowaniu i nowej moralności. Argument siły przegrywa z siłą argumentu. Mimo że strzelaniny i westernowa brutalność odgrywają znaczącą rolę, to ostatecznie zwycięstwo odnoszą powszechne wybory, szkolna edukacja czy prawo do wolności prasy. Znamienną jest niezwykle melancholijna scena w rozwiązaniu akcji, w której Tom, nie dostąpiwszy chwały, zapomniany i zawiedziony niespełnionymi nadziejami, pali przygotowywany od wielu miesięcy dom. Jak wiemy już z prologu, tym razem piękna kobieta nie trafi w objęcia prostego, szlachetnego kowboja. Podobnie jak staromodny złoczyńca Liberty Valance, Doniphon nie znajdzie sobie miejsca w nowoczesnym świecie.
Podobne wpisy
Film Forda demaskuje także mit wyidealizowanego życia w zachodnich Stanach Zjednoczonych i misję rzekomego ucywilizowania tamtych terenów. Prawo, które powinien egzekwować szeryf, praktycznie nie funkcjonuje (czego wymowną oznaką jest fakt, że więzienie ma tylko jedną celę i to z zepsutym zamkiem), a sam stróż prawa to otyły, wzbudzający politowanie tchórz. Zresztą nawet idealista Stoddard musi pójść na kompromis i trochę nagiąć swój kodeks etyczny, stawiając pierwsze kroki w pełnej bezprawia rzeczywistości. Mieszkańcy Shinbone są natomiast kompletnie nieświadomi swoich praw obywatelskich, niemal żaden z nich nie potrafi pisać ani czytać i niejednokrotnie zdradzają oni oznaki dogłębnego życiowego rozczarowania (zwłaszcza pracująca w lokalnym szynku Hallie). Bohaterowie nie mają nawet szczególnego pojęcia o konstytucji czy Deklaracji Niepodległości. Fałsz mitu amerykańskiej cywilizacji, który tak promowała westernowa konwencja, zostaje obnażony, a życie pełne możliwości i perspektyw okazuje się ułudą. Ford stawia na realizm i poświęca sporo uwagi wątkom społecznym, przez co poziom dramaturgii Człowieka… bywa nieco niższy niż w klasycznych westernach, ale pozwala to na dokładniejsze przyjrzenie się autentycznemu życiu społeczności mieściny, również w kontekście politycznego rozwoju Stanów Zjednoczonych. Niebagatelny wpływ na swego rodzaju intymny obraz egzystencji w Shinbone mają również doskonałe role wspomnianego już Wayne’a, Jamesa Stewarta, uosobienia amerykańskich cnót, Very Miles, której bohaterka także nie jest do końca stereotypową pięknością bez charakteru oraz wręcz odstręczająco doskonałego Lee Marvina.
Wbrew wyznawanym przez Ransoma Stoddarda ideałom i jego staraniom dla bohaterów Człowieka, który zabił Liberty Valance’a zawsze będzie charakteryzowany właśnie przez ten jeden tytułowy czyn. Mimo bycia pierwszym gubernatorem stanu, walki o prawa lokalnych mieszkańców i wprowadzenia demokracji do małego miasteczka, w którym szerzyło się bezprawie, protagonista filmu Johna Forda do końca życia pozostanie elementem legendy Dzikiego Zachodu. Jak informuje go wydawca gazety: „Kiedy legenda staje się faktem, drukujemy legendę”. Człowiek… pokazuje, że piękne westernowe mity mogą istnieć jedynie jako nostalgiczne, wyidealizowane wspomnienia, a współczesna rzeczywistość funkcjonuje na innych zasadach.
Dzieło Forda było jednym z pierwszych amerykańskich antywesternów, po którym nadeszły kolejne, znacznie śmielej i dogłębniej demitologizujące Dziki Zachód. Reżyser korzysta z wypracowywanych przez lata schematów, do których powstania sam również przyłożył rękę, i nagina je, by pokazać, że życie rewolwerowców, hodowców bydła, bywalców saloonów i pozostałych nie było tak proste, jak przekonywały o tym westerny. Człowiek, który zabił Liberty Valance’a to film z pogranicza konwencji, dlatego jest tak uwielbiany zarówno przez fanów gatunku, jak i zwolenników dekonstrukcji formuł.