Czas nas uczy pogody. Filmowe ARCYDZIEŁA, które wymagają CIERPLIWOŚCI
Stalker, reż. Andriej Tarkowski
Arcydzieło światowego kina wymagające erudycji oraz cierpliwości, które pod sztafażem science fiction skrywa uniwersalne pytania dotyczące celu ludzkiej egzystencji w świecie stworzonym przez Boga, a nawiedzanym przez szatana. Postapokaliptyczna odyseja Poety i Profesora po Zonie, gdzie znajduje się komnata, w której spełniają się wszystkie życzenia, naszpikowana jest odniesieniami do Biblii, szerzej pojętej kultury chrześcijańskiej, malarstwa, literatury, a także filozofii. Niezależnie jednak od wiedzy widza prawie trzygodzinna przeprawa wymaga niesamowitego skupienia, rosyjski artysta bowiem nie idzie na żadne ustępstwa. Jeżeli chce ukazać znój podróży, robi to z całym dobrodziejstwem inwentarza. W jego kinie podróż musi mieć cechy podróży, a nie być sprowadzona do kilku szybko zmontowanych migawek. Nie ulega wątpliwości, że Stalker to ścisła czołówka w historii kinematografii, ale docenienie kunsztu i gargantuicznej inteligencji Tarkowskiego wymaga skupienia, otwartości i wewnętrznej siły.
Van Gogh, reż. Maurice Pialat
Twórczość Maurice’a Pialata jest mało znana w Polsce, mimo że do jego dzieł ostatnimi czasy nawiązywali Luca Guadagnino oraz Greta Gerwig. Van Gogh pochodzi z późnego okresu pracy Francuza i nie jest jego sztandarowym dziełem, mimo że Pialat uzyskuje w tej produkcji pełnię swoich możliwości, stuprocentowo osiągając ideał, do którego tak usilnie dążył przez wiele lat. Owym ideałem było odarcie filmu z atrybutów filmowości, czyli innymi słowy stworzenie historii pozbawionej dramaturgii i „sztucznych” (artystycznych) zabiegów mogących stwarzać wrażenie, że widz nie ma do czynienia z życiem, lecz z udawaniem. To dlatego tak często sięgał po naturszczyków albo improwizował na planie. W przypadku Van Gogha Pialat raczej trzymał się scenariusza, ale odarł biografię malarza z najbardziej znanych i kontrowersyjnych elementów. Ostatnie dni życia niderlandzkiego malarza nie są ukazane przez pryzmat wichrów targających jego wątłą sferę psychiczną, lecz poprzez serię scenek rodzajowych dotyczących zwyczajnego funkcjonowania autora Słoneczników. Dla francuskiego reżysera Vincent nie był wielkim człowiekiem, lecz zwykłym facetem, który pod koniec ziemskiej drogi przebywał na wsi i malował krajobrazy, poszukując wewnętrznego ukojenia. I właśnie dlatego tempo filmu jest spokojne, Pialat ani razu nie przyspiesza, lecz powolutku prowadzi widza do oczekiwanego końca.
Schyłek dnia, reż. László Nemes
W swoim drugim filmie László Nemes z zegarmistrzowską precyzją odmierza kolejne eksplozje przemocy. Pomiędzy nimi oferuje widzom stonowaną, powolną opowieść o rewolucji pukającej do bram modernizującego się Budapesztu. Nic nie dzieje się od razu, napięcie rośnie z minuty na minutę, ale Nemes z rozmysłem każe czekać na kluczowe fragmenty, w których dokonuje się spodziewany przewrót. W obranej taktyce Nemes nie jest tak brutalny, jak w debiutanckim Synu Szawła. Zamiast szokujących obrazów realiów panujących w obozie koncentracyjnym Węgier prezentuje precyzyjne i kunsztowne widoki miasta, nad którym zachodzi słońce. Pozwala na zmysłowe rozpłynięcie się w obrazach i dźwiękach, oddaje czasowi należny szacunek, by w kluczowych momentach uderzyć z całej siły i udowodnić, jaki destrukcyjny potencjał drzemie w idei politycznego przewrotu. Schyłek dnia zasługuje na uwagę i cierpliwość, bo skrywa niezwykle aktualną wiedzę, zwłaszcza w kontekście ostatnich wydarzeń w kraju i na świecie.
Prawdopodobnie diabeł, reż. Robert Bresson
Prawdopodobnie każdy film Bressona mógłby się pojawić w powyższym zestawieniu, lecz wybór padł na mniej znany, a nadal dobry tytuł, w którym ujawniają się najbardziej charakterystyczne cechy jego twórczości. Francuz sięga po naturszczyków i odziera fabułę z dramaturgicznego napięcia, by osiągnąć chłodny, pozbawiony ozdobników styl. Widzowie zawsze powinni czuć się nieswojo w Bressonowskich światach, jako że wszelkie odbiorcze przyzwyczajenia są wystawiane przez autora Pieniądza na próbę. Artystę interesuje kierunek, w którym podąża ludzkość, bada, na ile nieczyste siły metafizyczne mają wpływ na ludzką glinę, ale robi to w taki sposób, by nigdy jednoznacznie nie zdradzić swoich zamiarów, a także by nie zamknąć podejmowanego tematu w klatce dosłowności. Stawia na siłę obrazów i inteligencję widza, zamiast kierować percepcją widzów w zaprojektowanym przez niego kierunku. Bresson w swojej twórczości w niezwykły sposób mówi o „gorących” tematach w przejmująco zimny sposób. Potrzeba otwartości oraz cierpliwości, żeby w pełni docenić jego kina, w tym film Prawdopodobnie diabeł, w którym wyczuwalna jest obecność szatana bez konieczności wymawiania jego imienia.