NOCNY JASTRZĄB. Przypowieść o złym terroryście
W 1981 roku zarówno dla Sylvestra Stallone’a, jak i Rutgera Hauera zaczynał się złoty okres w karierze. Stallone już niedługo miał stać się kultowym Johnem Rambo, a od kilku lat korzystał ze sławy Rocky’ego. Rutger Hauer zaś rok później został najsłynniejszym androidem w historii kina science fiction. Zestawienie tych dwóch jakże odmiennych osobowości aktorskich w stylizowanym na lata 70. filmie sensacyjnym okazało się idealną receptą na unikalność Nocnego jastrzębia. Jest to produkcja niezwykła i po prawie 40 latach od premiery wciąż świeża. Szkoda że Stallone nie skorzystał z nowego image’u. Może stworzyłby w kinie akcji kreację na miarę Brudnego Harry’ego. Co do Hauera, teraz, gdy znam Łowcę androidów, widzę w terroryście Wulfgarze zalążek Roya Batty’ego.
Jako fan rocka progresywnego odkrywam wciąż na nowo ścieżkę dźwiękową Nocnego jastrzębia skomponowaną i wykonaną przez zmarłego przed kilkoma latami Keitha Emersona z Emerson, Lake and Palmer. Wspominałem na początku o niezwykłości filmu w reżyserii mało znanego Bruce’a Malmutha. Złożyła się na nią m.in. właśnie niecodzienna jak sensacyjny klimat muzyka, miejscami jazzowa, miejscami progresywna w stylu hard, wykorzystująca klasyczne pasaże i kadencje, by nagle rzucić nimi wszystkimi o niewidoczną, niemelodyczną ścianę i szukać harmonii między dźwiękami z pozoru do siebie niepasującymi jak w dysonansach free jazzu.
Podobne wpisy
Podobnie w warstwie wizualnej. Z jednej strony produkcja została nakręcona dość standardowo jak na kino sensacyjne, z drugiej jednak są momenty, gdy przypomina opowieść noir. Wiele ujęć także nie jest obcych kinu grozy, a przebieranki Sylvestra Stallone’a przydają całości surrealistycznie komediowego nastroju. Znalazła się również scena dla fanów psychozy, ale aż tak spojlerował nie będę. Wystarczy, że podpowiem – pojawia się w niej zniekształcone odbicie Wulfgara w obłym dnie miedzianego garnka. Image Stallone’a doprawdy zadziwia – broda, ciężkie ubranie zupełnie ukrywające mięśnie, częste zbliżenia twarzy w wielkich okularach. Można pomylić sierżanta policji DaSilvę z intelektualistą, który tylko przypadkiem znalazł się w policyjnym sosie. A gdyby to był pastisz kina akcji? Spotkałem się i z takimi opiniami, ale stylizacja na lata 70. i zbyt mała ilość elementów stricte komediowych przesądziły o tym, że jednak twórcy Nocnego jastrzębia zdecydowali się na serio pogłębić wizerunek policjanta. Nie zrobili przy tym tego nachalnie. Refleksja u DaSilvy występuje na poziomie zadziwiająco abstrakcyjnym jak na psa, ale nie epatuje filozoficznym namysłem czy też egzystencjalnym patosem. To raczej zdrowy racjonalizm, który pozwala dochodzić do głosu emocjom, lecz w ostateczności ma nad nimi kontrolę.
Co do zaś „złego terrorysty” z filmowej przypowieści, ta z pozoru niemająca logicznego sensu gra słów ma swoje uzasadnienie. Może dla niektórych będzie to wada, ale twórcy chcieli opowiedzieć w Nocnym jastrzębiu coś więcej niż historię o standardowym polowaniu na terrorystę. Przede wszystkim chcieli wniknąć w psychikę terrorysty, snując przypuszczenia na temat źródła terrorystycznej motywacji. Przyznaję, że rzadko w amerykańskiej kinematografii zdarza się tak kontrowersyjna teoria, gdyż Amerykanie jak światowe mocarstwo zawsze uprawiali politykę ekspansjonizmu pod sztandarami kryształowej moralności. Aż tu twórcy Nocnego jastrzębia poddali je w wątpliwość, jednocześnie nie usprawiedliwiając postępowania Wulfgara, a tylko obnażając źródło jego nienawiści, podobnie zresztą jak i wszelkich siłowych struktur, które chronią taki abstrakcyjny byt jak państwo w ogóle.