BŁĘKITNY GROM. Przereklamowany, latający dinozaur?
Cechą charakterystyczną dla człowieka jest ciągły głód informacji oraz kontroli. Kiedy pojawiły się środki masowego przekazu, te cechy wcale szczególnie się nie rozrosły – po prostu nareszcie oficjalnie wyszły z ukrycia. Natomiast kiedy na przełomie lat 70. i 80. ludzie zorientowali się, że elektronika potrafi znacznie poszerzyć zakres naszej percepcji, a co za tym idzie, liczbę informacji i finalnie stopień kontrolującej władzy, zaczęli dawać upust swojej wyobraźni nie tylko w praktyce cywilnej i militarnej, ale i w twórczości. Nazywany Błękitnym Gromem superśmigłowiec z filmu Johna Badhama jest jednym z kilku latających w kinie symboli naszego wyobrażenia o dominacji nad światem. Może dlatego, mimo upływu ponad 30 lat od premiery, Roy Scheider za sterami tej maszyny wciąż robi wrażenie.
Ta zaakcentowana przeze mnie wcześniej symbolika bojowego helikoptera nazywanego górnolotnie Błękitnym Gromem ma kluczowe znaczenie dla odbioru filmu dzisiaj. No bo przecież, kiedy przyjrzymy się tej niby supermaszynie obiektywnie, okaże się normalnym, wojskowym śmigłowcem typu bojowego, i to nie do walki na pierwszej linii frontu. Już w 1983 roku, czyli wtedy, gdy miała miejsce premiera filmu, rozwiązania techniczne z Błękitnego Gromu nie były niczym nowym. Zacznijmy od tego, że sam projekt latadła został oparty na zaprojektowanej jeszcze w latach 60 przez Sud Aviation konstrukcji lekkiej maszyny do celów rozpoznawczo-obserwacyjnych o symbolu SA 341 oraz jego bojowej modyfikacji SA 342 M/L Gazelle. Maszyna nie była opancerzona. Mogła jednak opcjonalnie przenosić uzbrojenie do eliminowania celów pancernych.
Podobne wpisy
Z kolei w 1970 roku rozpoczęła się produkcja chyba najsłynniejszej latającej fortecy, czyli rosyjskiego ciężkiego śmigłowca Mi-24. W czasach premiery filmu Badhama miała miejsce tzw. druga faza interwencji ZSRR w Afganistanie, gdzie śmigłowce te przeszły swój bolesny chrzest w walce, z połowicznym sukcesem. Wreszcie ostatnim obiektywnym przykładem na niezbyt odkrywcze rozwiązania konstrukcyjne w Błękitnym Gromie jest zaprojektowanie w połowie lat 70. jednej z najskuteczniejszych bojowych maszyn śmigłowych w historii. Boeing AH-64 Apache jest połączeniem skutecznej pasywnej ochrony pilotów z ogromnymi możliwościami ataku nawet przy całkowitym braku widoczności – kevlarowa wanna dla załogi, wabiki cieplne, kamera na podczerwień, łopaty wirnika odporne na przestrzelenie, wieżyczka strzelnicza obracająca się wraz z głową pilota, ekran HUD, kluczowe podzespoły wytrzymujące atak kalibru 12,7 mm – to tylko kilka rozwiązań możliwych technicznie, jeszcze zanim Roy Scheider zasiadł za sterami Błękitnego Gromu.
Jest jeszcze coś, co warto zauważyć, patrząc na filmowy superśmigłowiec – jest nie tylko łudząco podobny do Apache’a, ale i do jego poprzednika, czyli znanego z wietnamskich działań Bella AH-1 Cobry. Pierwszy egzemplarz AH-64 zszedł z linii produkcyjnej w 1983 roku. Niewielkie są zatem szanse, żeby jego wizerunek zapisał się w świadomości przeciętnego odbiorcy filmu. Stąd pewnie widzowie uznali, że na ekranie pojawiła się ultranowoczesna, fantastyczna maszyna. Inaczej sprawa ma się z filmowymi projektantami. Oni mogli zupełnie celowo upodobnić Gazelle do Apache’a, bo przecież pierwszy lot helikopter ten odbył w 1975 roku. Było dość czasu na mały technologiczny plagiacik, zresztą komercyjnie udany i do dzisiaj budzący zainteresowanie wszelkiej maści aeronerdów. Jak widać obiektywnie, nic zbytnio nie zadziwia technologicznie w Błękitnym Gromie. Skąd taka jego popularność? Czyżby dlatego, że do dzisiaj niewiele powstało filmów o śmigłowcach bojowych? A może z powodu świetnego scenariusza mistrza skondensowanych opowieści, Dana O’Bannona? A może…