Coraz mniej science fiction. Scenariusze z CZARNEGO LUSTRA, które stają się RZECZYWISTOŚCIĄ
“The future is now, old man” – głosi jeden z najczęściej wykorzystywanych memów. Zaczerpnięta z serialu Zwariowany świat Malcolma odzywka nie jest tylko antyboomerską zaczepką, ale także istotnym przypomnieniem o szybkiej dezaktualizacji tego, co moglibyśmy zwać realizmem. Technologiczne przyspieszenie sprawiło, że uprzednio przyporządkowane do działu science fiction teksty kultury w tym momencie stają się obrazkami ze współczesnej rzeczywistości. Tyczy się to zwłaszcza Czarnego lustra, będącego zarówno podsumowaniem dotychczasowej e-rewolucji, jak i drogowskazem, według którego podążają kolejne rzesze naukowców.
Niewątpliwie twórca serialu Charlie Brooker rozbił bank. W dobie zmian, nad którymi nikt już nie sprawuje kontroli, czymś naturalnym wydaje się powstanie powszechnej fobii przed tym, co nadciąga. Niby wszyscy korzystamy z tych samych urządzeń, regularnie odpuszczając korporacjom i dzieląc się z nimi danymi na własny temat, ale na pewno wśród wielu osób narasta podskórny lęk przed nadmierną inwigilacją. Na razie jest on tylko artykułowany, rzadziej praktykowany, niemniej jednak niech miłośnicy wiecznego progresu nie wierzą w to, że “tak być musi i nic się nie da z tym zrobić”. Rozpędzająca się katastrofa klimatyczna zmiecie dotychczasowy porządek, wywróci na drugą stronę dotychczasowe przyzwyczajenia, więc kto wie, jak wtedy będzie wyglądało podejście do technologii.
Z tego powodu Charlie Brooker trafił na podatny grunt. Nie dość, że podsycił dotychczas istniejące lęki, to w dodatku z wyraźnie pesymistycznym zacięciem przedstawił wcale nie tak odległą przyszłość. Ten ostatni element jest bodaj najważniejszym składnikiem dotychczasowego sukcesu Czarnego lustra. Wprawdzie niektóre zaprezentowane w serialu nowinki są nadal dla ludzkości nieosiągalne, ale na tyle “oswojone”, bliskie już aktualnego stanu postępu technologicznego, że przerażają jeszcze bardziej.
Podobne wpisy
Abstrahując od jakości kolejnych sezonów – gdyż wydaje się, że dwa pierwsze zrealizowane dla stacji Channel 4 są lepsze od późniejszych napisanych dla Netflixa – nie można odmówić Brookerowi jednego: przedstawiana przez niego fantastyka naukowa w wielu przypadkach ziszcza się na naszych oczach. To nie są wizje ekstatycznych futurystów pragnących wznieść się ponad wszystko, co do tej pory poznali. Pisane przez Anglika scenariusze są na tyle mocno zakorzenione w teraźniejszości, że wiele z nich właśnie się urzeczywistnia. Fikcja Czarnego lustra jest w tym kontekście lekcją dla ludzkości – kto jej nie zrozumiał, ten zapewne lada chwila będzie cierpiał. Owe scenariusze można podzielić na dwa katalogi – te, w których znajdują się nowe technologie, czyli różnego rodzaju przyrządy służące uproszczeniu życia, jak również te, w których Brooker przedstawia pewną ideę przyświecającą obecnym czasom. Te pierwsze są łatwe do uchwycenia, te drugie wymagają rekonstrukcji i szerszego spojrzenia. Oba katalogi składają się jednak na ponury obraz teraźniejszo-przyszłości, gdzie ludzkość zostaje już totalnie sprowadzona do roli tępych konsumentów, otumanionych e-niewolników, a także wydrążonych z głębszych uczuć jednostek.
Zacznijmy od techniki, której w Czarnym lustrze jest pod dostatkiem. Snap Inc. Spectacles to okulary, przy pomocy których użytkownicy Snapchata mogą nagrywać kilkusekundowe filmiki wysyłane od razu do podłączonego smartfona. Istnieje także jeszcze bliższa wersja tego, co pojawiło się w trzecim odcinku pierwszego sezonu – The Entire History of You. To opatentowane przez Samsunga soczewki kontaktowe, dzięki którym przy każdym mrugnięciu będzie można wykonywać zdjęcia, również przekazywane od razu na telefon komórkowy. Na razie trwają jeszcze prace nad tym urządzeniem, niemniej jednak kwestią czasu jest, kiedy dojdzie do poważnej debaty na temat granic prywatności i tego, czy naprawdę wszystko nadaje się do rejestracji i archiwizacji.