CO KRYJE PRAWDA (2000). Zemeckis puszcza oko do Hitchcocka
Wystarczy jeden rzut oka na nazwiska osób uczestniczących w tworzeniu filmu Co kryje prawda, by uznać, że jest to produkcja bardzo osobliwa. Przed kamerą pojawił się Harrison Ford, dla którego była to pierwsza i ostatnia przygoda z horrorem. Z kolei z drugiej strony kamery stanął Robert Zemeckis, który choć wcześniej współtworzył telewizyjne seriale grozy, jak Niesamowite historie czy Opowieści z krypty, to jednak w przypadku Co kryje prawda zaprezentował pierwszy i jedyny pełnometrażowy horror. Jak się pewnie domyślacie, nie są to jedyne wyróżniki produkcji z 2000 roku.
To miała być historia jak z marzenia. Szczęśliwe małżeństwo Spencerów, Claire (Michelle Pfeiffer) i Norman (Harrison Ford), postanawia zamieszkać w domku nad jeziorem. Ich córka udała się na studia, więc w końcu nadarzyła się okazja do tego, by po latach być tylko we dwoje. Fakt ten jednak, zamiast radością, stopniowo zaczyna wypełniać serce Claire przygnębieniem i niepokojem. Wszystko za sprawą aury tajemnicy unoszącej się nad nowym miejscem oraz podejrzanego zachowania sąsiadów. Okazuje się jednak, że słyszane w głowie bohaterki głosy oraz widziane w wodzie odbicie kobiecej postaci to najmniejsze problemy, jakie ją spotkają.
Zemeckis, jak już zasugerowałem we wstępie, jest kojarzony raczej z lżejszym repertuarem. To jeden z czołowych twórców Kina Nowej Przygody (Miłość, szmaragd i krokodyl, Powrót do przyszłości), a także specjalista od ludzkich dramatów o pozytywnym wydźwięku (Forrest Gump, Lot). Pod koniec lat 90, podczas przerwy w zdjęciach do Cast Away, wywołanej potrzebą wysłania Toma Hanksa na przymusową dietę, Zemeckis nakręcił swój pierwszy pełnometrażowy horror. Choć wcześniej w swej twórczości nie stronił od elementów grozy, to jednak tym razem postanowił oddać się im w całości. Wynikło to z potrzeby złożenia hołdu. Film Co kryje prawda w wielu elementach dość czytelnie nawiązuje do twórczości nikogo innego jak Alfreda Hitchcocka, mistrza grozy i suspensu.
Założenie było takie, by pokazać na przykładzie Co kryje prawda, jak wyglądałaby twórczość Hitchcocka, gdyby ten był wyposażony w kamerę cyfrową. Zemeckis razem ze scenarzystą Clarkiem Greggiem, budując historię do filmu, stworzyli jednocześnie pretekst do umieszczenia w filmie wielu nawiązań do twórczości mistrza. I tak na przykład Madison Elizabeth Frank, zaginiona przed laty dziewczyna, przypomina zarówno wyglądem (blondynka), jak i przeszłością (romansowanie z żonatymi mężczyznami) Marion Crane, bohaterkę Psychozy. Z kolei główny bohater otrzymał imię po Normanie Batesie. Z Psychozą związane są także poszczególne ujęcia – szczególnie te w łazience (oraz inny szczegół, którego zdradzać jednak nie zamierzam, łączący się z wodą, a dokładniej jeziorem).
W filmie zawarte są także nawiązania do Okna na podwórze za sprawą tzw. voyeryzmu, czyli podglądactwa, uskutecznianego przez bohaterów w celu przyjrzenia się temu, co dzieje się u sąsiadów. Z kole Alan Slivestri skomponował bardzo ciekawą ścieżkę dźwiękową, która w wielu miejscach przypomina najbardziej znane partytury Bernarda Herrmanna, naczelnego kompozytora Hitchcocka. Da się to odczuć szczególnie podczas napisów końcowych, gdyż w Co kryje prawda zastosowano muzykę wyjątkowo oszczędnie, starając się wprowadzić widza w odpowiedni nastrój za pomocą ciszy.
Zemeckis obronił idei złożenia filmowego hołdu słynnemu twórcy, ponieważ prócz zabawy licznymi odwołaniami zdołał także zaszczepić w filmie niezbędny dla tego typu produkcji, a typowy dla Hitchcocka, nastrój niepokoju. Warta do odnotowania różnica polega jednak na tym, że Hitchcock nigdy nie stosował elementów ewidentnie nadnaturalnych, klasyfikujących film jako horror (aczkolwiek wiele aspektów filmu Ptaki przemawia właśnie za taką klasyfikacją). Choć Co kryje prawda cierpi ewidentne na dłużyzny, przez co na pewnym etapie seansu ta skrupulatnie zawiązująca się intryga może wywołać uczucie znużenia, to jednak przyznać trzeba, że za sprawą ożywczych wolt fabularnych oraz wyjątkowo przyzwoitych jump scare’ów reżyserowi udaje się podtrzymać uwagę widza.
Podobne wpisy
Pomaga przy tym także ponadprzeciętna gra aktorska. Harrison Ford i Michelle Pfeiffer wypadli bardzo przekonująco. Spektaklem niepodzielnie rządzi zjawiskowa Pfeiffer, nie tylko za sprawą czasu ekranowego, którego ma najwięcej, ale także dzięki wprowadzeniu elementów złożoności do pozornie prostej kreacji – naiwna i wycofana żona ma na skutek tego okazję przeistoczyć się w zbuntowanego anioła. Ford nie pozostaje jednak swej partnerce dłużny, gdyż w Co kryje prawda zdołał, dość niespodziewanie, acz wiarygodnie, wyjść poza granicę wypracowywanego przez lata emploi, tworząc wybitnie niejednoznaczną postać.
Chociaż film ma zalety, to w moim odczuciu Zemeckis pogubił się w dwóch sprawach. Mam silne przeświadczenie, że w finale historii pewne elementy zostały przesadnie wyolbrzymione, co jednocześnie rzuciło cień na logiczność scenariusza. Czuć także, że realizacyjne smaczki, jak ujęcie „spod ziemi” twarzy bohaterki, gdy ta leży, lub cyfrowe wspomaganie niektórych scen (jak ucieczka bohaterki przez most), zostały wprowadzone do filmu w sposób bezsensowny, efekciarski. W tym wypadku są jednak osobistym podpisem reżysera, który tworząc dreszczowiec w starym stylu, chciał jednocześnie wzbogacić go dużą liczbą nowatorskich zabiegów narracyjnych i technicznych, o których dawni twórcy horroru, w tym Hitchcock, mogli jedynie pomarzyć.