search
REKLAMA
Artykuły o filmach, publicystyka filmowa

Co jest NIE TAK z kinem akcji XXI wieku

Rafał Donica

27 sierpnia 2019

REKLAMA

Klasyka vs współczesność

Nie żebym był jakimś skostniałym kinomanem starej daty, tkwiącym uparcie pamięcią w ukochanych latach 80. i 90. XX wieku, ale w ramach odskoczni (odtrutka to za duże słowo) faktycznie coraz częściej wracam do nieśmiertelnej klasyki (o wilku mowa, Nieśmiertelny z Lambertem i Connerym to też małe arcydzieło kina akcji!). Wracam do filmów zrobionych naturalnymi metodami (znaczy się fizycznie na planie), mając chwilami trochę dosyć dzisiejszego pośpiesznego, pędzącego na złamanie karku i przytłaczającego kina bezpłciowej, plastikowej i nużącej akcji z komputera. Porównując współczesne, napuchnięte od scen CGI, kolorowe, miałkie kontynuacje Terminatora, z choćby taką jedną prostą, acz genialnie zmontowaną scenką z pierwszego Terminatora, kiedy Reese (współczesne inkarnacje tego bohatera pominę litościwym milczeniem) wyskakuje zza winkla w klubie Tech-Noir i faszeruje Arnolda pociskami z shotguna…, albo takim pierwszym starciem T-800 z T-1000 w Dniu Sądu… Ach, to były emocje, to była AKCJA, już sam prolog Terminatora 2 zjada na śniadanie większość dzisiejszych blockbusterów! Jakże to było zainscenizowane, jak nakręcone, jak świetnie zmontowane, udźwiękowione, jak pełne pasji i żywych emocji i nie potrzeba było niczego rozwlekać na dystans 10 minut i robić z kamery karuzeli, tam niczego nie trzeba było na siłę koloryzować ani uatrakcyjniać. Jak ja za tym tęsknię!

Wiecie, o co mi chodzi, kiedyś z kina przygodowego/kopanego/strzelanego COŚ się pamiętało, jarało się taką czy inną sceną, rozmawiając ze znajomymi. Weźmy choćby taki szpagat J.C.V. Damme’a na kuchennym kredensie czy jego glebę przed pędzącą ciężarówką, po niefortunnym przeniesieniu się w czasie wprost na autostradę w Strażniku czasu albo kultowe ujęcie Leona wiszącego do góry nogami i strzelającego do S.W.A.T., albo Schwarzenegger rozprawiający się w kiblu z terrorystami czy pilotujący Harriera w Prawdziwych kłamstwach, masakrowanie się własną pięścią na oczach szefa w Podziemnym kręgu, albo taka prozaiczna bójka na pięści przy kołującym samolocie i późniejszy pościg za ciężarówką w Poszukiwaczach zaginionej Arki, jazda wagonikami w Świątyni zagłady, czy Messershmitt wlatujący do tunelu za rodziną Jonesów w Ostatniej krucjacie

…karczowanie dżungli w Predatorze, Tom Cruise uciekający przed wodą z akwarium, włamujący się do siedziby CIA i uczepiony pociągu TGW w Mission: Impossible, ten sam Cruise na szczycie Burj Khalifa albo trzymający się startującego transportowca… Seria M:I to wyjątek potwierdzający regułę; jako jedna z nielicznych współczesnych franczyz pamięta o wyważaniu proporcji między wciągającą fabułą a widowiskowością i pomysłowością pojedynczych scen zapadających w pamięć. Ale ta seria ma swoje korzenie w latach 90. i o tym najwidoczniej pamięta!

A teraz przeciwległy biegun poruszonego tematu: co pamiętacie z takiego Ready Player One, trylogii Johna Wicka albo serii Szybkich i wściekłych? Ja nic lub bardzo niewiele. Wszystko zbija się tam w jednolitą masę niekończących się scen, próbujących jedna przez drugą przebić się nawzajem złudną zajebistością, w efekcie czego wszystkie ulatują nam z głowy po wyjściu z kina.

O co mi w ogóle chodzi?

Moje powyższe rozważania podlane solidną ilością nostalgii to zaledwie liźnięcie tematu, do każdej z wymienionych przeze mnie grupy filmów można wymieniać przykłady jeszcze bardzo długo. Może wcale ze współczesnym kinem akcji nie jest tak źle, jak mi się wydaje, może po prostu po ponad 30 latach nałogowego oglądania filmów to ja jestem już zwyczajnie wypalony, przeżarty i nasycony tak, że trudno mnie czymś zaskoczyć. A może faktycznie utknąłem gdzieś w końcówce XX wieku i początku XXI (Władca pierścieni: Drużyna pierścienia to ostatni wielki film, na którym byłem w kinie 3 razy) i nie nadążam za dzisiejszym tempem filmowej narracji? Współczesne, szybkie, często seryjnie tłuczone pod szablon filmy akcji, zapewne jarają nowe pokolenia kinomanów, tak jak mnie i moich rówieśników filmy w czasach naszego dzieciństwa i młodości.

Szkoda tylko, że być może (nie wiem, strzelam) wychowany współcześnie widz, sięgając po takiego, weźmy przykład pierwszy z brzegu, np. klasycznego Taksówkarza Scorsese, dostrzeże w nim jedynie ramotkę z zamierzchłych czasów tak, jak nam wychowanym na Rambo, Autostopowiczu, Krwawym sporcie i Karate Tygrysach, filmy z lat 30., 40. czy 50. XX wieku, jawiły się jako nudzące ślimaczym tempem czarno-białe wykopaliska. Ale mimo wszystko będę stał przy stanowisku, że dzisiejszym filmom często, a wręcz zaryzykuję stwierdzenie, że bardzo często, brakuje klimatu, tego czegoś magicznego, co tak znakomicie potrafiono wykreować w filmach sprzed lat, filmach bez wszędobylskiego CGI, w jakimś stopniu odbierającego obrazom duszę, filmach mających COŚ ciekawego do powiedzenia i POKAZANIA, bez potrzeby ciągłego strzelania, przebierania się w kolorowe trykoty (tak, kino superbohaterskie, które lubię, też zaczyna mi się powoli przejadać), ścigania czy bezmyślnego walenia się po gębach.

Kończąc, chciałbym nadmienić, że nie jestem malkontentem, który uczepił się przeszłości i neguje wszystko co współczesne. Wciąż regularnie oglądam nowości spod znaku kina akcji i przygody, sporo filmów mi się podoba, choćby Kong: Wyspa czaszki czy filmy Marvela, kilka zachwyciło (Logan, nowe Star Treki, Łotr 1), bardzo przyjemnie zaskoczył mnie Aquaman z DCEU (choć nie pamiętam już dziś z niego ani jednej konkretnej sceny, hmm…), oglądam nawet każdą odsłonę tej cholernie głupiej serii Szybkich i wściekłych, bo jako prosta rozrywka spełnia swoje zadanie (obejrzeć, nacieszyć oczy, zapomnieć).

Rafał Donica

Rafał Donica

Od chwili obejrzenia "Łowcy androidów” pasjonat kina (uwielbia "Akirę”, "Drive”, "Ucieczkę z Nowego Jorku", "Północ, północny zachód", i niedocenioną "Nienawistną ósemkę”). Wielbiciel Szekspira, Lema i literatury rosyjskiej (Bułhakow, Tołstoj i Dostojewski ponad wszystko). Ukończył studia w Wyższej Szkole Dziennikarstwa im. Melchiora Wańkowicza w Warszawie na kierunku realizacji filmowo-telewizyjnej. Autor książki "Frankenstein 100 lat w kinie". Założyciel, i w latach 1999 – 2012 redaktor naczelny portalu FILM.ORG.PL. Współpracownik miesięczników CINEMA oraz FILM, publikował w Newsweek Polska, CKM i kwartalniku LŚNIENIE. Od 2016 roku zawodowo zajmuje się fotografią reportażową.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA