search
REKLAMA
Artykuły o filmach, publicystyka filmowa

CENZURA W KINIE. Przykłady filmowych inwigilacji

Jacek Lubiński

29 marca 2017

REKLAMA

10 i ½ przykładów filmowych inwigilacji

 

Blaszany bębenek

Film Volkera Schlöndorffa na motywach powieści Güntera Grassa to wojenna koprodukcja, w której uczestniczyli także Polacy (Daniel Olbrychski gra jedną z głównych ról). Film zdobył Złotą Palmę w Cannes i był nominowany do Oscara, ale nie przeszkodziło mu to wywołać trzęsienia ziemi w niektórych środowiskach. Wszystko za sprawą scen seksualnych z udziałem „nieletnich”. Grający jedenastolatka David Bennent (mający naprawdę szesnaście lat) zalicza dość odważne sceny z ekranową szesnastolatką Kathariną Thalbach (dwadzieścia cztery lata w rzeczywistości).

W Kanadzie dopatrzono się w tym dziecięcej pornografii i filmu zakazano. Podobnie stało się w Oklahomie, gdzie w latach dziewięćdziesiątych doszło nawet do konfiskaty wszystkich istniejących kopii. Sprawa trafiła ostatecznie do sądu i posłużyła za temat dokumentu Banned in Oklahoma, który po wyjaśnieniu problemu stał się… dodatkiem do wydania DVD Blaszanego bębenka. Satysfakcja Schlöndorffa musiała być podwójna w tym wypadku.

Człowiek z blizną (1932)

Legendarny gangsterski dramat, który z czasem przysłonił remake Briana De Palmy z lat osiemdziesiątych, to jeden z najsłynniejszych przykładów na cenzorski ból dupy. Obecnie co prawda jego fabuła i rzeczy dziejące się na ekranie nie wzruszą nawet fanów Teletubisiów, ale w czasach premiery ludzie Haysa, jeszcze przed zaaplikowaniem sławetnego Kodu, mieli nie lada problem. Zwłaszcza z krwawym zakończeniem, które polecono ich twórcom, dwóm Howardom – Hawksowi i Hughesowi – zmienić jeszcze przed wejściem na plan. Hughes miał wtedy powiedzieć Hawksowi, żeby ten „walił biuro Haysa” i nakręcił wszystko na tyle realistycznie i przerażająco, na ile to możliwe. Jak nietrudno się domyślić, gotowy materiał został skierowany ponownie do montażowni, gdzie wiele scen zmodyfikowano, a kilka wycięto.

Zmieniono również rzeczone zakończenie – oryginalnie tytułowy antybohater ucieka i dopiero potem ginie; w wersji alternatywnej skruszony oddaje się w ręce policji i skazują go na stryczek (co odbywa się już poza kadrem). Oba warianty zostały i tak odrzucone przez szacowne gremium, więc Hughes się wkurzył i wypuścił pierwotny pomysł w tych najmniej restrykcyjnych stanach, uzupełniając całość odpowiednim prologiem wyjaśniającym zamysł twórczy. Próbował też pozwać cenzorów oraz zmienić tytuł filmu na samo Blizna, bo ten oficjalny oczywiście nie przypadł do gustu Haysowi i spółce.

Co ciekawe, z uwagi na liczne wykorzystanie w filmie Hawksa motywu X pojawiły się plotki, jakoby późniejsza kategoria wiekowa o tym samym wizerunku miała swoje korzenie właśnie w niechęci cenzorów do Człowieka z blizną. To jednak nieprawda, podobnie jak nieprawdą jest doszukiwanie się genezy iksów w filmach pornograficznych, które zalały rynek w latach siedemdziesiątych (początek kategorii X datuje się na 1968 rok, a jednym z pierwszych filmów nią naznaczonych był… Nocny kowboj Johna Schlesingera).

Diabły

Pochodzący z 1971 roku film Kena Russella uderzał bezpośrednio w kościół i wiarę, zatem nic dziwnego, że szybko sam stał się ofiarą ataków. Dość napisać, że pierwotnie dzierżył przywołaną wyżej kategorię X – i to już po cięciach dokonanych przez samego reżysera. Następnie został zakazany, a po latach, gdy wypuszczono go w odrestaurowanej formie na rynek domowy, okazało się, że części z najbardziej kontrowersyjnego materiału nie udało się odnaleźć. Mimo przywrócenia im należnego szacunku, Diabły nadal pozostają więc niekompletne. I nie przestają budzić sprzeciwu. Więcej o filmie i jego statusie TUTAJ.

Avatar

Jacek Lubiński

KINO - potężne narzędzie, które pochłaniam, jem, żrę, delektuję się. Często skuszając się jeno tymi najulubieńszymi, których wszystkich wymienić nie sposób, a czasem dosłownie wszystkim. W kinie szukam przede wszystkim magii i "tego czegoś", co pozwala zapomnieć o sobie samym i szarej codzienności, a jednocześnie wyczula na pewne sprawy nas otaczające. Bo jeśli w kinie nie ma emocji, to nie ma w nim miejsca dla człowieka - zostaje półprodukt, który pożera się wraz z popcornem, a potem wydala równie gładko. Dlatego też najbardziej cenię twórców, którzy potrafią zawrzeć w swym dziele kawałek serca i pasji - takich, dla których robienie filmów to nie jest zwykły zawód, a niezwykła przygoda, która znosi wszelkie bariery, odkrywa kolejne lądy i poszerza horyzonty, dając upust wyobraźni.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA