search
REKLAMA
Zestawienie

Bój się DIABŁA. HORRORY SATANISTYCZNE i okultystyczne

Tomasz Raczkowski

1 listopada 2019

REKLAMA

Krew na szponach szatana

Ludowość ze swoim myśleniem magicznym jest sferą, w której diabelskie inklinacje objawiają się niejako naturalnie. Dlatego też klasyczny folk horror jest też równocześnie wzorcowym horrorem okultystycznym (jeśli bawimy się w podziały, oba nurty można zresztą związać w większą kategorię horroru pogańskiego). Mowa o Krwi na szponach szatana, pamiętnym filmie Piersa Haggarda. W centrum niepokojącej intrygi znajduje się satanistyczny kult tworzony przez podrostków i młodzików, a dowodzony przez uwodzicielską Angel. Film aż kipi od seksualnych podtekstów, łącząc szatańskie siły z rozpasaniem erotycznym w rozpoznawalnym geście kontrastowania zmysłowości i rozumnej etyki, dodatkowo wprowadzając podtekst społecznego komentarza do ruchów młodzieżowych. Trzymający w napięciu film Haggarda sprawdza się jednak przede wszystkim jako podręcznikowo zrealizowane kino grozy, budujące odpowiednio złowrogą atmosferę wokół demonicznego objawienia, a także rozwijającą się (w satysfakcjonujący sposób) wokół głównego motywu akcję pełną chwytających za trzewia scen.

Omen

Choć imię Antychrysta nie pojawia się w tytule tego filmu, to dzieło Richarda Donnera z 1976 roku jest bezsprzecznie jednym z pierwszych, które przychodzą do głowy na hasło „film satanistyczny” (duża w tym zasługa fenomenalnego, wrośniętego już w tkankę popkultury soundtracku Jerry’ego Goldsmitha). O ile Rosemary miała dopiero powić szatański pomiot, to małżeństwu Thornów demoniczną latorośl przyszło wychowywać. Choć od premiery minęło już ponad czterdzieści lat, a wielu kinomanów Omen zna niemal na pamięć, to poszczególne sceny dziejące się wokół małego Damiena do dziś mrożą krew w żyłach. Donner zadbał, by otaczająca chłopca satanistyczna aura była równocześnie wyraziście nasiąknięta złem i niedopowiedziana – a przez to bardziej przerażająca. Uważam zresztą, że Omen to jeden z najstraszniejszych filmów, jakie kiedykolwiek obejrzałem, i nie zmieniają tego ani kolejne powtórki, ani upływ czasu.

Narzeczona diabła

Narzeczona diabła (bardziej chyba znana pod oryginalnym tytułem The Devil Rides Out) to właściwie nic więcej, jak kolejny wariant powtarzanego w latach 60. i 70. wiele razy motywu tajemniczego kultu, z którym konfrontować się muszą protagoniści. Jednak film Terence’a Fishera wyróżnia się iście sensacyjną intrygą, rozpoczynającą się zresztą śledztwem prowadzonym przez głównego bohatera (wyjątkowo obsadzony w roli pozytywnej Christopher Lee). W toku fabuły otrzymamy więc układające się w pełną napięcia opowieść sekwencje satanistycznych obrzędów, objawienia prawdziwego demona, magiczne pojedynki i opętania. Narzeczona diabła zalicza się do ścisłej klasyki produkcji studia Hammer i jest jednym z częściej przywoływanych w kontekście obrazów satanistycznych sekt filmów. Jest to uzasadnione, bo to faktycznie klasowa robota (oczywiście osadzona w typowej dla kina grozy lat 60. konwencji) i bardzo efektowne przedstawienie wątków czarnej magii i diabelskości.

Kult

Szatan w filmie Robina Hardy’ego przybiera postać pogańskiego bóstwa, lecz nie dajcie się zwieść – za ikoniczną sektą z brytyjskiej wyspy stoi ta sama mroczna siła co za francuskimi winiarzami z Oka diabła czy okrutną młodzieżą we Krwi na szponach szatana. W Kulcie motywy sekty, satanizmu, okultystycznego pogaństwa i okrutnej mikrospołeczności splatają się w jeden z najbardziej pamiętnych filmów grozy w historii. To nic, że na tle niektórych filmów z podgatunku, a nawet tej listy, Kult nie wypada spektakularnie pod kątem techniki i formy wywoływania strachu. Hardy operuje przede wszystkim klimatem, wywołującym atmosferę dziwacznej groźby i ledwie dostrzegalnego szaleństwa, otaczającego Bogu ducha winnego sierżanta Howie. Mało która też scena pogańskiego rytuału jest tak przeszywająca, jak opatrzona legendarnym plot twistem kulminacja filmu z 1973 roku.

Czarownica

Podobnie jak Dziedzictwo uznać można za swoisty renesans dosłownego wykorzystywania motywu satanistycznych sekt, tak Czarownicę Roberta Eggersa (również debiut) nazwać należy spektakularną podróżą do samego jądra ciemności, odkrywającą na nowo istotę horroru okultystycznego (a nawet horroru w ogóle). Tworząc wizję żmudnej egzystencji przy długotrwałej ekspozycji na paranoje i metafizyczny lęk, Eggers fenomenalnie zwizualizował ten trudny do uchwycenia i nazwania rodzaj napięcia, który leży u podstaw horroru. W Czarownicy percepcja bohaterki i mroczny magnetyzm otaczających ją lasów stopniowo zlewają się w jedno, zawłaszczając po drodze religię, gniew i frustracje. Film ten jest więc swoistą wiwisekcją sił napędzających opowieści grozy, historią o genezie okultystycznych i satanistycznych motywów. Dla omawianego tu podgatunku film Eggersa jest więc poniekąd dziełem fundamentalnym, koronującym jego wieloletnie tradycje i kulturowe wpisanie w kontekst.

Avatar

Tomasz Raczkowski

Antropolog, krytyk, praktyk kultury filmowej. Entuzjasta kina społecznego, brytyjskiego humoru i horrorów. W wolnych chwilach namawia znajomych do oglądania siedmiogodzinnych filmów o węgierskiej wsi.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA