BEKA Z HOLLYWOOD. Autotematyczne satyry na przemysł filmowy
Piękny i zły (1952)
Podobne wpisy
Lata pięćdziesiąte dwudziestego wieku były obfite w filmy odsłaniające ciemniejsze oblicze Hollywood. Poza wspomnianym przed chwilą Bulwarem zachodzącego słońca powstały między innymi takie dzieła jak Wszystko o Ewie oraz Piękny i zły. W tym zestawieniu postanowiłem umieścić drugi z tych tytułów. Konstrukcja obrazu Vincente’a Minnellego przypomina nieco sposób, w jaki opowiedziany został przez Orsona Wellesa Obywatel Kane. Do Hollywood po dwóch latach nieobecności pragnie powrócić Jonathan Shields (Kirk Douglas) – producent, który niegdyś za swoje filmy zdobywał Oscara za Oscarem. Do gabinetu jego współpracownika zostają wezwani trzej byli przyjaciele bohatera: reżyser, aktorka oraz scenarzysta. Wszyscy po kolei opowiadają, w jaki sposób poznali Shieldsa oraz dlaczego nie mają zamiaru pomóc mu w realizacji nowego filmu. Minnelli, korzystając z okazji, prezentuje nam gorzką prawdę o Hollywood. Jonathan jest synem znanego producenta i teoretycznie powinien móc w branży wystartować, kontynuując schedę po ojcu. Niestety, okazuje się, że Shields senior nie był w przemyśle filmowym zbyt poważanym człowiekiem – z tego powodu bohater Douglasa zmuszony jest opłacać żałobników, aby na pogrzebie nie wiało pustkami oraz rozpocząć własną karierę praktycznie od zera. Wraz z nowo poznanym ambitnym Fredem Amielem grywa Indian w westernach, a później zaczyna zajmować się produkcją kina klasy B (filmów takich jak: Zagłada kotołaków albo Zemsta syna kotołaków). Dzięki nieprzeciętnej inteligencji oraz niekwestionowanej przebojowości szybko udaje mu się dostać na hollywoodzki szczyt, za co jednak przyjdzie mu słono zapłacić.
Noc amerykańska (1973)
Zapomniane arcydzieło François Truffauta, w którym francuski reżyser z prawdziwą czułością, ale i przenikliwością sportretował proces powstawania dzieła filmowego. Sam wcielił się w rolę Ferranda – reżysera fikcyjnego obrazu pt. Przedstawiam Pamelę. Okres zdjęciowy według autora 400 batów to seria przeszkód i wyzwań, z którą musi umieć sobie poradzić nieustraszony twórca. Pracy nad filmem nie ułatwiają liczne romanse ekipy (prym w tym aspekcie wiedzie, wykreowany przez Jeana-Pierre’a Léauda, Alphonse), załamanie nerwowe największej gwiazdy projektu, nieplanowana ciąża jednej z aktorek, starzejąca się diwa wiecznie zapominająca kwestie i notorycznie myląca drzwi wejściowe z szafą oraz nieskory do współpracy z resztą obsady kot. Truffaut znał przemysł filmowy od podszewki, co pozwoliło mu w tak wiarygodny, naprawdę zabawny, a jedynie momentami prześmiewczy, sposób przedstawić wszystkie aspekty realizacji obrazu fabularnego, wszelkie branżowe sekrety oraz najrozmaitsze triki, które najpewniej sam wielokrotnie na planie stosował.
Ktoś tu kręci (1976)
Wyreżyserowana przez Petera Bogdanovicha szalona komedia omyłek, która formą (plansze z napisami) oraz ogromnymi pokładami slapstickowego humoru nawiązuje do filmów z okresu kina niemego. Początek dwudziestego wieku, za chwilę światu objawią się Narodziny narodu D.W. Griffitha, ale na razie dziesiąta muza dopiero raczkuje. Młody prawnik Leo (Ryan O’Neal) przypadkiem poznaje właściciela niezależnego studia filmowego, który oferuje mu pracę przy realizacji prekursorskich ruchomych obrazów. W drodze na plan bohater spotyka czarująco niezdarną Kathleen oraz charyzmatycznego Bucka (nieodżałowany Burt Reynolds). Losy trójki bohaterów splatają się ze sobą permanentnie, co staje się dla Bogdanovicha pretekstem do sportretowania w krzywym zwierciadle pierwszych, początkowo dość niepewnych kroków sztuki filmowej w Stanach Zjednoczonych. Dla fanów reżysera oraz kina spod znaku Chaplina czy Griffitha jest to pozycja obowiązkowa.