Ave HBO! Ave Ameryka! Deadwood, The Wire i Soprano wielką trylogią Ameryki
The Wire (w Polsce znany jako Pawo ulicy) to serial stworzony przez byłego dziennikarza Davida Simona oraz byłego policjanta Eda Burnsa. Emitowany był w latach 2002-2008 i zasłynął z tego, iż był to jeden z serialów dekady, którego nikt nie oglądał. Podczas emisji posiadał on bardzo niską oglądalność i cieszył się uznaniem tylko ze strony krytyków. Dopiero po zakończeniu serialu, kiedy poznaliśmy całą wizję Simona, serial został należycie doceniony.
Fabuła koncentruje się na mieście Baltimore. Serial przedstawia dosłownie każdy aspekt społeczny dotyczący funkcjonowania metropoli. Podobnie jak Deadwood, tylko że Milch i Simon mają odrębne pojecie humanizmu. W Deadwood mieliśmy kontakt z szekspirowskim dialogiem. W The Wire mamy coś o wiele bardziej przyziemnego. Serial Davida Simona przywołuje raczej największe dylematy moralne z stron powieści Charlesa Dickensa i Fiodora Dostojewskiego. Stara się odpowiedzieć na pytanie, na ile warte jest życie ludzkie w czasach rozwijającej się cywilizacji, a także upadku wartości moralnych.
Jeżeli zasiadacie pierwszy raz do tego arcydzieła, możecie mieć wrażenie, iż obcujecie z bardziej realistycznym CSI. Nic bardziej mylnego. Otóż pod pozorem dramatu kryminalnego The Wire zabierze nas w podróż po stratnych mechanizmach działania miasta Baltimore. Szczegółowość tematyki serialu powala. Każdy, dosłownie każdy, aspekt życia polityczno-społecznego został poruszony w tym dziele. Pod względem tematyki dzisiejszy hit House of Cards przypomina w stosunku do The Wire kolorowankę. Przygody Franka Underwooda wydają się być światem wykreowanym przez niego samego, gdzie zawsze spada na cztery łapy. David Simon nie pozwala na takie coś.
Rzućmy okiem na postacie. Wydaje się, że scenarzyści są nieco cyniczni wobec swoich bohaterów. Jako protagonistę serialu przywołuje się Jimmy’ego McNullty’ego. Irlandczyk, alkoholik mający w głębokim poważaniu przełożonych. Miks Brudnego Harry’ego i Seinfielda. Niby główna postać, ale w sezonie 4. pojawia się tylko w 6 z 13 odcinków i to na dodatek w krótkich scenkach. Z kolei Stringer Bell, narkotykowy diler, który wydaje się być głównym antagonistą serialu, ginie w przedostatnim odcinku 3. sezonu. Ulubiona postać fanów, czyli Omar, który w finałowym sezonie w nieprawdopodobny sposób pokonuje swoich wrogów (owa nieprawdopodobność 5 sezonu wydaje się być w zasadzie jedyną sensowną wadą The Wire), zostaje zabity w sklepie przez małe dziecko…
Dla The Wire postacie są mało ważne, ponieważ głównym dobrem i złem w tym serialu jest samo Baltimore. Obserwujemy z sezonu na sezon jak kolejne ograniczenia związane z politykowaniem, igraniem z władzą, karierą wiążą naszym bohaterom ręce. Wszyscy bohaterowie grają w różnych drużynach (policjanci, handlarze narkotyków, politycy) i mają dzięki temu przypisane cechy, ale także ograniczenia. Serial zdaje się mówić, że w każdym mieście oraz środowisku są z góry narzucone modele postaci. Zawsze i wszędzie jest taki Jimmy McNulty, Stringer Bell czy Bubbles. Jeszcze bardziej to widać w słodko-gorzkim zakończeniu, kiedy poszczególne postacie dosłownie zajmują miejsca poprzednich . Warto tu też przytoczyć serialowe hasło: Tylko gracze się zmieniają – gra pozostaje ta sama.
Postacie w The Wire dzielą się na dwa rodzaje: mniejsze zło i większe zło. McNulty to alkoholik, który “przepił” swoje małżeństwo, a jego lekkomyślność doprowadza niejednokrotnie do niemałej tragedii. Bunk zdradza żonę. Daniels ma niezbyt czystą przeszłość, Bubbles, niechcący co prawda, ale zabija przyjaciela. Carver kabluje przełożonym w 1. sezonie. Bodie również w 1. sezonie zabija swojego kolegę…. Jednak najbardziej przejmującą rzeczą jest oglądanie wątku Tommy’ego Carcceti. Na początku, kiedy startuje na burmistrza, jest skrajnym optymistą; wierzy, że może zmienić Baltimore. Z biegiem czasu zderza się z rzeczywistością, aby w końcówce serialu panicznie uciekać poprzez kandydowanie na gubernatora. The Wire momentami przypomina tragedię grecką, gdzie wiemy, że dana postać złamie cienką granicę dobra i zła, a my tylko zastanawiamy się kiedy.
Katalizatorem wszystkich wydarzeń jest właśnie miasto Baltimore. Wydaje się ono być strasznym zamczyskiem rodem z horrorów kina klasy B. Polityka, władza i wszystko, co z nimi związane, kuszą naszych bohaterów. Mimo iż zarzekają się, że walczą, mając jedynie słuszne intencje, nie wiedzą, jak bardzo stają się hipokrytami. O ile możemy patrzeć na postacie z Deadwood i tłumaczyć ich zachowanie poprzez uwarunkowania czasowe i epokowe – to do postaci z Baltimore możemy tylko żywić głębokie współczucie. Tutaj postacie są zamknięci w innych ograniczeniach, społeczno-klasowym dystrykcie. Wielkim miejskim molochu.
Jedyną postacią, jaka wydaje się mieć sympatie twórców to Bubbles. Mimo iż scenarzyści fundują mu wiele cierpienia, a nawet próbę samobójczą, to pod koniec serialu widzimy, jak przestaje ćpać i staje się lepszym człowiekiem. Inną stroną medalu jest to, że Duqan pod koniec serialu zajmuje jego miejsce…. Cóż, gra się nie zmienia, to gracze się zmieniają.
Jeżeli w Deadwood sceną, która “ustawiała” cały serial, była śmierć dzikiego Billa Hickoca, tak w The Wire jest to scena, gdzie D’angelo uczy Wallace’a i Bodiego gry w szachy. Praktycznie wszystkie kwestie wypowiadane w tej scenie mają odbicie w Baltimore. To jest cała filozofia serialu wyłożona na tacy. D’Angelo mówi, że pionki, które nie są sprytne, zostają szybko złapane. Rzeczywiście on i Wallace szybko giną w serialu D’Angelo w 2×06, a Wallace w 1×12. Cóż, nie byli oni wystarczająco sprytnymi pionkami. Lecz jednak można przekładać to na wiele sytuacji (prywatnie jestem nawet zdania że owa scena tłumaczy mechanizmy praktycznie każdego zjawiska społeczno-kulturalnego na przełomie wieków). W każdym sezonie ktoś traci i ktoś zyskuje. Jedna postać traci stanowisko, druga je przejmuje. I tak dalej, i tak dalej. Bo The Wire po mistrzowsku pokazuje stagnację naszych czasów. Wyśmiewa ideę indywidualizmu, pokazując z każdym kolejnym sezonem, iż nie ważne, co zrobimy i tak nadal będziemy grali w szachy, a zasady gry nigdy się nie zmienią.
Jednak The Wire zakłada zmianę. Należy spojrzeć na wątek Cutty’ego, który jako były żołnierz Avona Barksdale’a, zostaje wypuszczony z więzienia, a potem rezygnuje z brudnego życia i mimo przeciwności buduje siłownię dla biednych dzieci. Zatem, serial Davida Simona zakłada, iż zmiana, owszem,jest możliwa, ale trzeba do niej dążyć całym sobą i jest niesamowicie trudna. System może się nie zmienić, reguły gry też nie, ale gracze oraz ich zachowanie – tak.
The Wire obrazuje Amerykę ustabilizowaną, zimną, bezwzględną, nieustannie się “powtarzającą”, w której wszyscy już są nauczeni zasad, jakie panują w społeczeństwie, na niekorzyść indywidualizmu, który w sadze z Baltimore umarł i został pogrzebany. Jednak to nie jest jeszcze najgorsze. Najgorsze dopiero nadejdzie.