ANIMAL ATTACK. Filmy o groźnych zwierzętach
No Animals Were Harmed in the Making of This Film.
Takie zdanie często pojawia się w napisach końcowych filmu. Zwierzęta na ekranie są czasem tak nabuzowane, że widz zastanawia się, czy ludziom nie stało się coś złego na planie filmowym. Wielu jest odważnych filmowców i aktorów, którzy nie boją się pracować z drapieżnikami. To zresztą nie tylko kwestia bezpieczeństwa, ale i pewnego komfortu. Praca ze zwierzakami, podobnie jak z dziećmi, bywa uciążliwa, wymaga żelaznej cierpliwości. Stosowanie animatronicznych modeli bądź cyfrowych tworów rozwiązuje niektóre problemy, ale w zamian tworzą się nowe. Filmy, o których traktuje niniejsze zestawienie, nie należą do ambitnych, ale to nie znaczy, że są to produkcje gorszej kategorii. Ich realizacja często wymaga tych samych umiejętności, co w przypadku prestiżowych i nagradzanych obrazów.
Niemal od samych początków kina zwierzęta były uważane za dobry obiekt do filmowania, zaś pojawienie się dźwięku pozwoliło jeszcze lepiej go wykorzystać. Symbolem wytwórni MGM był ryczący lew i pod tym szyldem nakręcono między innymi serię przygód Tarzana. Wspomnę choćby drugą część cyklu – Miłość Tarzana (1934, reż. Cedric Gibbons) – gdzie możemy zobaczyć efektowny finał z udziałem hałaśliwych i agresywnych lwów. Najczęściej zwierzaki były eksploatowane w filmach produkowanych za (nomen omen) psie pieniądze, takich jak adaptacje książek Jamesa Olivera Curwooda oraz western The Big Cat (1949, reż. Phil Karlson), w którym tytułowym kotem jest puma. Ale nawet z niezbyt docenianej twórczości Curwooda dało się zrobić rzecz wybitną. Dokonali tego Jean-Jacques Annaud i Gérard Brach. Ich Niedźwiadek (1988) na motywach Władcy Skalnej Doliny (The Grizzly King, 1916) to jeden z najpiękniejszych filmów animalistycznych.
Dzięki takim klasykom jak Ptaki (1963) Alfreda Hitchcocka i Szczęki (1975) Stevena Spielberga powstał osobny podgatunek horroru zwany animal attack. Filmy tego typu rzadko zdobywają porządną średnią ocen, gdyż więcej jest ich przeciwników niż fanów. Do arcydzieł gatunku zaliczany jest australijski dramat Długi weekend (1978) Colina Egglestona. Zabrakło go w moim zestawieniu, gdyż motyw atakujących zwierząt jest raczej symboliczny. Umacnia proekologiczną wymowę, sugeruje, że otaczająca nas przyroda żyje i ma wpływ na nasze życie. Właśnie przez to, że odwet natury jest bardzo dyskretny, a przesłanie zbliża film do manifestu w obronie dzikiej przyrody jest to kino innego rodzaju.
Kolejność chronologiczna.
1. Grizzly (1976), reż. William Girdler
Podobne wpisy
W latach 1972–78 William Girdler zrealizował dziewięć filmów. Po ukończeniu ostatniego zginął w katastrofie śmigłowca na Filipinach. Miał trzydzieści lat. Najciekawszym filmem w jego dorobku jest leśna wersja Szczęk (1975), czyli opowieść o wielkim niedźwiedziu grizzly atakującym wczasowiczów. Niedźwiedź należy do zwierząt najbardziej niebezpiecznych. Występuje wszędzie, także w Polsce (w Tatrach i Bieszczadach). W Ameryce Północnej największym postrachem jest niedźwiedź grizzly. To gatunek zagrożony wyginięciem i kto na swojej drodze spotka takiego miśka, ten ma ogromnego pecha. Tak jak bohaterowie filmu Girdlera, w których wcielili się między innymi Christopher George, Andrew Prine i Richard Jaeckel. Całą trójkę można było zobaczyć u boku Johna Wayne’a w westernie Chisum (1970).
Grizzly Williama Girdlera okazał się zaskakującym sukcesem komercyjnym. Przy budżecie 750 tysięcy dolarów zarobił 39 milionów na całym świecie, co jest doskonałym wynikiem jak na produkcję niezależną. Scenariusz napisano bardzo szybko, nie siląc się na błyskotliwe dialogi ani zaskakujące zwroty akcji. Monty Cox (kaskader i treser) oraz niedźwiedź Teddy mieli zapewnić krwawe widowisko, a reżyser wraz z operatorem zadbali o właściwy klimat i odpowiednie efekty, mające ukryć braki w budżecie. Film ogląda się jak dobry, rasowy thriller, wyczekując efektownego i brutalnego finału, próbując przewidzieć, komu uda się wyjść cało ze starcia z wielkim drapieżnikiem. Idąc za ciosem, Girdler zrealizował potem kolejny obraz nurtu pt. Dzień zwierząt (1977), natomiast Richard Bansbach i Robert Pearson nakręcili film zatytułowany Pazury (Claws, 1977), który w Kanadzie i Meksyku rozpowszechniano jako Grizzly 2.
2. Biały bizon (White Buffalo, 1977), reż. J. Lee Thompson
Interesujące połączenie dwóch na pozór niepasujących do siebie gatunków: westernu i animal/monster movie. Trzech zaprawionych w bojach bohaterów dzikiego zachodu (w tym grany przez Charlesa Bronsona Dziki Bill Hickok) staje do walki z ogromnym białym bizonem, który sieje popłoch wśród Indian. Pod koniec dziewiętnastego wieku populacja bizonów gwałtownie zmniejszyła się, biali myśliwi, jak również Indianie, masowo je wybijali. Amerykańskie żubry spotkał podobny los co rdzennych mieszkańców Ameryki. A tu mamy nawet bizona-albinosa, który jest wyjątkowo rzadkim okazem. Film Thompsona nie jest jednak manifestem w obronie dzikich zwierząt, ale sprawnie zrealizowanym widowiskiem mającym dostarczyć rozrywki. Ale nie tylko – tytułowy bawół to wszakże alegoria. Walka z tym olbrzymem to walka z własnym strachem, a także próba okiełznania natury, która jest wyjątkowo trudnym przeciwnikiem. I nie chodzi tylko o naturę w znaczeniu siły przyrody , ale przede wszystkim o to, co tkwi w każdym zwierzęciu i człowieku – skłonność do destrukcji i przemocy.
Autorem scenariusza jest Richard Sale, który zaadaptował własną powieść wydaną w 1975. Łaknący sukcesów producent Dino De Laurentiis próbował w tamtych czasach kilkakrotnie zarobić na dużych zwierzętach. Uczestniczył także w realizacji King Konga (1976) i Orki – Wieloryba zabójcy (1977). Western J. Lee Thompsona powstał częściowo w Kanionie Bronsona, od którego gwiazdor filmu przybrał pseudonim w latach 50. (we wczesnych produkcjach podpisywał się jako Charles Buchinsky). Najważniejszą atrakcją są sceny z tytułowym bizonem, który był animatronicznym modelem poruszającym się za pomocą specjalnych szyn. Za efekty byli odpowiedzialni włoscy mistrzowie Mario Chiari i Carlo Rambaldi. Kicz w tego typu kinie jest zamierzony i pewna tolerancja wymagana jest od widza. Warto przymknąć oko na niektóre aspekty i cieszyć się pomysłowo zainscenizowanym obrazem, który dobrze się sprawdza jako przygodowy western i jako klasyczny animal attack.
3. Sfora (The Pack, 1977), reż. Robert Clouse
Podobne wpisy
Dawno temu psy zostały udomowione i dziś sporo osób uważa te stworzenia za najlepszych przyjaciół człowieka, wiernych i niegroźnych. Prawda jest jednak taka, że co roku psy zabijają więcej ludzi niż rekiny. W Bukareszcie mocno dały się we znaki watahy bezpańskich psów, które atakują ludzi, by zaspokoić pragnienie krwi. Robert Clouse, wsławiony realizacją Wejścia smoka (1973), nakręcił film o tym, jak gromada porzuconych psów dziczeje, przypominając bandę agresywnych chuliganów. Zostawione na pastwę losu zwierzęta najpierw uczą się zdobywać pożywienie, z czasem smak krwi i zapach ludzkiego strachu stają się dla nich jedynym sposobem na zaspokojenie głodu i pragnienia.
Robert Clouse napisał scenariusz w oparciu o powieść Davida Fishera. Akcję osadzono na atrakcyjnej wyspie już po sezonie turystycznym. W tej pozornej enklawie spokoju działa banda zbuntowanych psów-killerów, którzy wypowiedzieli wojnę gatunkowi ludzkiemu. Sekwencje z udziałem zabójczych zwierząt zostały perfekcyjnie zrealizowane i zmontowane. Mimo niewielkiej liczby ofiar jest to ekscytujący thriller z przekonującymi rolami nie tylko ludzkiej, ale i zwierzęcej obsady. Znakomicie przedstawiono tu temat agresji. Agresja to nie cecha bestii, ale normalna reakcja powodowana brakiem empatii, głodem, frustracją. Za tresurę psich aktorów odpowiedzialny był Karl Lewis Miller, który potem przygotowywał do pracy tytułowych bohaterów filmów White Dog (1981) i Cujo (1983).
4. Jad (Venom, 1981), reż. Piers Haggard
Ten film miał realizować Tobe Hooper (Teksańska masakra piłą mechaniczną), ale wycofał się z projektu już na wczesnym etapie przygotowań. Zastąpił go brytyjski reżyser telewizyjny, ale by film nie przypominał nijakich produkcji z małego ekranu zaangażowano kapitalnych aktorów. Każdy z nich ma na koncie jakiś przełomowy film, o którym niełatwo zapomnieć: Sterling Hayden (Asfaltowa dżungla), Oliver Reed (Diabły), Klaus Kinski (Aguirre – gniew boży), Nicol Williamson (Excalibur), Sarah Miles (Powiększenie), Cornelia Sharpe (Serpico), Susan George (Nędzne psy). Gdy jeszcze dodać do tego jedno z najbardziej znienawidzonych stworzeń na świecie, czyli węża, to otrzymujemy – jeśli nie box office’ową petardę, to przynajmniej kino budzące na przemian sympatię i grozę. Pełzający gad i Oliver Reed zaliczyli także wspólny występ w kanadyjskim horrorze s-f Spasms (1983, reż. William Fruet).
Jednym z najciekawszych filmów o syczących stworzeniach jest Wążżżż (Sssssss, 1973) Bernarda L. Kowalskiego, ale do niniejszego zestawienia niezbyt pasuje ze względu na wyodrębniony motyw szalonego naukowca i bliskość konwencji science fiction. Ale kobra królewska prezentuje się w nim bardzo dostojnie, nie jak obleśna gadzina. W filmie Jad na podstawie powieści Alana Scholefielda motyw animal attack sprawnie połączono z sensacyjną fabułą. Z jednej strony jadowita i agresywna czarna mamba, z drugiej gotowi na wszystko przestępcy – groza i napięcie są więc dawkowane podwójnie. Podziękowania dla Davida Balla z londyńskiego zoo należą się w równym stopniu co dla świetnych aktorów i reszty ekipy, która z prostej opowieści stworzyła pełen suspensu dreszczowiec.