search
REKLAMA
Analizy filmowe

Funny Games, czyli po co to oglądasz? Analiza filmu Michaela Hanekego

Jędrzej Dudkiewicz

25 lipca 2013

REKLAMA

Michael Haneke bez wątpienia należy do ścisłej czołówki europejskich reżyserów. Jednym z jego najbardziej znanych dzieł na świecie (co wynika między innymi z tego, że nakręcił też amerykański remake) jest zrealizowany w 1997 roku film „Funny Games”. Przypomnijmy dla porządku, o czym opowiada historia przedstawiona w dziele austriackiego reżysera. Georg i Anna wraz z synem (także Georgiem) udają się do swojego domku letniskowego, gdzie zostają zaatakowani przez dwóch młodzieńców, przedstawiających się jako Paul i Peter, którzy prowadzą z nimi okrutną grę na zasadzie: „Zakładacie się z nami, że jutro o 9 będziecie jeszcze żywi, a my zakładamy się z wami, że będziecie martwi, ok?”. 

Gra, którą Paul i Peter prowadzą z zastraszoną rodziną nie jest jedyną rozgrywką w filmie, a wręcz jest znacznie mniej istotna, niż gra, którą reżyser prowadzi z widzem. Niemal przez cały czas trwania projekcji zadaje jedno, proste pytanie: „Po co to oglądasz?”. Wie doskonale, czego oczekuje publiczność i wykorzystuje tę wiedzę, by irytować, manipulować odbiorcą, a w konsekwencji spróbować zmusić go do zastanowienia się nad samym sobą. Osiąga to za pomocą kilku chwytów. 

Haneke walczy nie tyle z ramą gatunku, w którym się porusza, czyli thrillerem, a raczej z tym, czego oczekuje od niego widz. Po przeczytaniu tekstu Rafała Syski na temat thrillera można odtworzyć schemat, który odbiorca zna przed rozpoczęciem seansu i który spodziewa się zobaczyć po raz kolejny. Konstrukcja ta przebiega (w dużym skrócie i uproszczeniu) w taki sposób – spokojne zawiązanie akcji, strach połączony z cierpieniem niewinnych bohaterów, z którymi się sympatyzuje, kilka zwrotów akcji, z których jeden polega zwykle na jakimś heroicznym czynie prowadzącym do tego, że na końcu złe postaci zostają ukarane i wszystko (albo prawie wszystko, bo czasem któryś z dobrych bohaterów zginie) kończy się dobrze[1]. U Hanekego do niczego takiego nie dochodzi, nie ma tu miejsca na krzepiące podsumowanie, po którym widz myśli sobie: „Świetnie sobie poradzili w krytycznej sytuacji, dobrze, że nie mi się to przytrafiło”[2]. Całość kończy się śmiercią wszystkich ofiar i spojrzeniem jednego z zabójców prosto w kamerę, które, jak sądzę, da się zinterpretować na dwa sposoby. Można z niego wyczytać albo pytanie skierowane do widza: „I co teraz? Jesteś zadowolony z tego, co obejrzałeś?”, albo przekonanie reżysera, że odbiorca, mimo iż obejrzał film, podświadomie czeka na kolejną dawkę tego typu emocji, gdyż ostatnia scena wprost mówi, że Paul i Peter dalej będą zabijać i torturować ludzi. To podobny sposób na wytrącenie publiczności z poczucia bezpieczeństwa (wynikającego z tego, że siedzi się w fotelu i wie, że ogląda się film), jaki został zastosowany już w samych początkach kinematografii, w „Napadzie na ekspres” Edwina S. Portera z 1903 roku. 

Innym typowym elementem, którego nie znajdziemy w „Funny Games” jest historia morderców. Zazwyczaj są to osoby pochodzące z patologicznych środowisk, naznaczone jakąś traumą z przeszłości (często na tle rodzinnym), co pozwala publiczności zrozumieć, dlaczego robią tak straszne rzeczy. Tymczasem Haneke w zasadzie nic nam nie mówi o Paulu i Peterze. W jednej scenie dowiemy się, że ten drugi studiuje medycynę, w innej, że idzie wkrótce na prawo, ale wcześniej czeka go służba wojskowa. Paul z kolei opowiada o swoim towarzyszu kilka historii – raz jest dzieckiem z rozbitej rodziny, innym jednym z sześciorga dzieci w patologicznej rodzinie, gdzie wszyscy zażywają narkotyki, bądź piją alkohol. Łatwo się domyślić (a Paul to potwierdza), że są to opowieści zmyślone. Tak naprawdę jedyne, co można podejrzewać to, że pochodzą oni raczej z tak zwanej „dobrej” rodziny, gdyż mimo wszystko, starają się zachowywać całkiem kulturalnie i wiedzą, jak to robić, chociaż prawdopodobnie próby, jakie podejmują (na przykład podanie ręki i przedstawienie się po tym, jak złamali Georgowi nogę) są kolejnym sposobem na naśmiewanie się z ofiar i ich psychiczne torturowanie. Reżyser nie daje widzowi możliwości zrozumienia motywacji złych bohaterów, głównie pewnie dlatego, że ich nie mają. Zabijają innych wyłącznie dla zabawy, nie stoi za tym chęć zemsty, zdobycia pieniędzy, żadna „racjonalna” pobudka[3]. O ile jednak publiczność nie rozumie zabójców, to jednak bez trudu może zaakceptować ich grę, czego efektem jest obejrzenie filmu do końca. Haneke używa Paula i Petera (w pewnym sensie swoich przedstawicieli, pomagających mu w kontakcie z publicznością), by pokazać, że ludzie chcą oglądać takich bohaterów, fascynuje ich zło, którego działania są środkiem do osiągnięcia rozrywki, podniesienia poziomu adrenaliny. (Można by pewnie zbudować pewną analogię między postaciami Hanekego a Jokerem z „Mrocznego rycerza” Christophera Nolana, ale to temat na osobny tekst). Co więcej, przez większość filmu Paul i Peter sugerują, że wszystko co się dzieje jest winą Georga, który spoliczkował Paula oraz Anny, którą Peter musiał wcześniej prosić o przysługę. I chociaż tak naprawdę nie jest to powodem, dla którego zadają oni rodzinie cierpienie, to Haneke zdaje się sugerować, że widz i tak zaakceptuje takie uzasadnienie, ponieważ dzięki temu będzie miał okazję do rozrywki.

Przyjrzyjmy się przez chwilę temu, jak zwracają się do siebie złoczyńcy, co również podkreśla niemożność osadzenia ich (w samym filmie) w jakichkolwiek ramach, konkretnym środowisku, czy kontekście. Obaj co jakiś czas używają imion z kreskówek. Za pierwszym razem jest to Tom i Jerry, czyli odpowiednio kot i mysz, co w pewnym sensie może się odnosić do tego, co dzieje się między oprawcami i ich ofiarami. Jest to właśnie swoista zabawa w kotka i myszkę, gdzie silniejsza strona daje czasami nadzieję słabszej bez żadnej obawy co do swoich planów. Potwierdzić to może sposób, w jaki Peter wypowiada imię „Jerry” – ironicznie, wiedząc, że to nie jego towarzysz jest w tym momencie myszą ściganą przez kota. Za drugim razem usłyszeć można imiona Beavis i Butt-head, czyli bohaterów serialu animowanego o dwóch dorastających nastolatkach, których w zasadzie jedynym zajęciem jest oglądanie telewizji i komentowanie tego, co widzą. Paul i Peter to także młodzi ludzie, z których pierwszy co jakiś czas zwraca się bezpośrednio do widzów, a więc także komentuje to, co dzieje się na ekranie. Oba zestawy pseudonimów zaczerpnięte zostały z produkcji amerykańskich, co nie jest przypadkowe, ponieważ Haneke w „Funny Games” portretuje przede wszystkim amerykańską popkulturę. Można także zwrócić uwagę, że imiona którymi posługują się źli bohaterowie (Paweł i Piotr) odnoszą się do dwóch apostołów (aczkolwiek to bardziej ciekawostka, niż sensowny trop).

REKLAMA