search
REKLAMA
Archiwum

ANALIZA MUZYCZNA KILL BILL

Jacek Lubiński

1 stycznia 2012

REKLAMA

8. I tak ponownie dochodzi do spotkania z Robertem Rodriguezem, którego powrót zapowiadałem. Poza wspomnianym wcześniej „Massacre at Two Pines Wedding Chapel”, Rodriguez odpowiada jeszcze za 5 innych podkładów. Bez rozmieniania się już na drobne wymienię pozostałe. A są to w kolejności: „Outside The Trailer” ze sceny, w której Budd wyłącza na chwilę adapter i wygląda za okno, „A Bride Revealed” użyte w chwilę potem, kiedy The Bride zdejmuje kominiarkę i idzie zabić Budda, „Calling The Hateful Bitch” ze sceny, w której Budd dzwoni do Elle.

9. „White Lotus Mountain” z późniejszego już fragmentu, gdy The Bride wspina się po schodach prowadzących do świątyni oraz „Budd Twang”, który ilustruje moment tuż po bolesnej śmierci Budda, gdy Elle zgarnia pieniądze z powrotem do walizki. Ogółem są to dość krótkie fragmenty, typowo ilustracyjne, które jednak zawierają w sobie odrobinę rodriguezowskiego pazura i są niewątpliwie lepsze od wypocin The RZA. Rodriguez skomponował muzykę gościnnie za cenę symbolicznego dolara. Sam zrewanżował się potem Tarantino, pozwalając wyreżyserować mu jedną ze scen w Sin City (scena rozmowy z trupem) za tę samą cenę. Jednakże zapowiedział, że przy następnej współpracy jego „stawka” wyniesie już 2 dolary.

10. Ponownie powraca także Ennio Morricone, z którym postąpię podobnie, jak z Rodriguezem ze względu na sporą liczbę jego kompozycji. Dwie wymieniłem już na początku, pora więc na następne cztery. „A Fistful Of Dollars”, „Il Mercenario”, „L’Arena” i „The Demise Of Barbara, And The Return Of Joe” – to w kolejności te właśnie ścieżki. Oczywiście wszystkie pochodzą z westernów. I tak „A Fistful Of Dollars” to oczywiście motyw przewodni z filmu, którego przedstawiać nie trzeba, gdyż także pochodzi z „trylogii dolara” Sergio Leone, a w Kill Bill słyszymy go tuż po tym, jak Budd celnie strzela do The Bride. „Il Mercenario” to motyw główny z filmu o tym samym tytule (hehe), znanym też jako Revenge Of A Gunfighter. Film pochodzi z 1968 roku, jego gwiazdą jest Jack Palance, a motyw z niego pojawia się w momencie zabijania gwoździami trumny z The Bride w środku. Z tego samego obrazu pochodzi też „L’Arena”, która z kolei ilustruje ucieczkę The Bride z własnego grobu. Żeby jednak było śmieszniej, motyw ten można znaleźć tylko na poszerzonym wydaniu ścieżki wypuszczonym przez Vivi Musica. Na pozostałych albo tego utworu nie ma, albo zastępują go inne. Natomiast „The Demise Of Barbara, And The Return Of Joe”, który w oryginale brzmi „La Fine Di Barbara, E Il Ritorno Di Joe” pochodzi ze wspomnianego na początku Navajo Joe. Tarantino podłożył ten fragment pod ostatnie chwile życia Billa.

11. I to już koniec dokonań zarówno Rodrigueza, jak i Morricone, którzy – co trzeba przyznać – królują w oprawie muzycznej u QT. Nie koniec to jednak muzyki, którą reżyser wykorzystał. Ponieważ znowu przeskoczyliśmy w czasie, więc musimy się cofnąć. Dokładnie do sceny, w której The Bride budzi się i zauważa, że Budd ją związał i ma znaczącą przewagę (nota bene Budd jako jedyny chyba myślał racjonalnie i niemal pokonał naszą bohaterkę). W tej scenie powraca kolejny znajomy – Charlie Feathers i jego kolejny przebój: „Can’t Hardly Stand It”. Ta piosenka powstała w 1956 roku i na stałe zapisała się jako jeden z większych przebojów – nie tyle samego wykonawcy, co tamtej dekady.

12. Następnym panem, który powraca, jest Isaac Hayes. W poprzedniej części analizy pisałem o „Run Fay Run” z filmu Three Tough Guys. Tym razem dostajemy motyw przewodni z tegoż obrazu, pod takim właśnie tytułem, a ilustruje on moment, w którym Pai Mei testuje umiejętności The Bride.

13. „Nowością” natomiast jest „Invincible Pole Fighter” duetu Stephen Sing – So Chun Hou, który bezbłędnie opisuje trening, jakiemu poddana zostaje The Bride w świątyni. O tym kawałku powiedzieć można tyle, że został stworzony na potrzeby filmu The Invincible Pole Fighters (oryginalnie Wu lang ba gua gun, a znany też jako The Eight Diagram Pole Fighter lub Magnificent Pole Fighters) z roku 1983, w reżyserii Chia-Liang Liu. Film zdecydowanie należy do klasy B i opiera się oczywiście na wschodnich sztukach walki. Co ważne, gra w nim Gordon Liu, czyli tarantinowski Johnny Mo z części pierwszej i Pai Mei z części drugiej. Aktor naprawdę nazywa się Chia Hui Liu, a Gordon Liu to jego pseudonim, na dobre używany od czasów Lethal Girls 2 z 1995 roku. Co do kompozytora, Stephena Singa, to jest on niemal zupełnie nieznany. Nic dziwnego zresztą, bo stworzył oprawę do ledwie 3 (słownie: trzech) filmów tego typu w latach 80-tych, a potem słuch o nim zaginął…

Avatar

Jacek Lubiński

KINO - potężne narzędzie, które pochłaniam, jem, żrę, delektuję się. Często skuszając się jeno tymi najulubieńszymi, których wszystkich wymienić nie sposób, a czasem dosłownie wszystkim. W kinie szukam przede wszystkim magii i "tego czegoś", co pozwala zapomnieć o sobie samym i szarej codzienności, a jednocześnie wyczula na pewne sprawy nas otaczające. Bo jeśli w kinie nie ma emocji, to nie ma w nim miejsca dla człowieka - zostaje półprodukt, który pożera się wraz z popcornem, a potem wydala równie gładko. Dlatego też najbardziej cenię twórców, którzy potrafią zawrzeć w swym dziele kawałek serca i pasji - takich, dla których robienie filmów to nie jest zwykły zawód, a niezwykła przygoda, która znosi wszelkie bariery, odkrywa kolejne lądy i poszerza horyzonty, dając upust wyobraźni.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA