search
REKLAMA
Archiwum

ANALIZA MUZYCZNA KILL BILL

Jacek Lubiński

1 stycznia 2012

REKLAMA

22. Walka zamienia się w rzeźnię, a w tle pojawia się kolejny motyw. Tym razem jest to „Champions Of Death” Shunsuke Kikuchiego. I tu pojawia się błąd, przed którym ostrzegam. Wiele bowiem stron internetowych (nawet tych oficjalnych) wymienia jako twórcę utworu niejakiego Shuzsuko Kibushi. Jest to oczywisty błąd i nie znajdziemy takiej osoby (a przynajmniej nie będzie ona odpowiadać za tę melodię). Natomiast nazwisko Kikuchi powinno coś mówić fanom japońskiej animacji. Jest to bowiem japoński kompozytor odpowiadający za muzykę do takich legendarnych (w tym kręgu) produkcji, jak seria Dragon Ball czy też Highschool!. Twórca ten odpowiada także za oprawę ponad 100 japońskich produkcji, począwszy od roku 1961. Sam utwór zaś powstał najprawdopodobniej na potrzeby filmu Tarantino. Mówię najprawdopodobniej, ponieważ nie udało mi się znaleźć jakiejkolwiek innej informacji, która by temu zaprzeczała.

23. Na pewno pamiętacie melodię przypominającą ruszający pociąg w momencie, kiedy The Bride widzi odchodzącą O-Ren. To „Super 16”, za który odpowiada NEU!. Jest to krótki kawałek wzięty z jednego z albumów – „Neu! 2”, który wydany został w roku 1973. Za NEU! odpowiadają dwaj panowie, a mianowicie Michael Rother & Klaus Dinger. Zespół powstał w 1971 roku. Swoją drogą chyba tylko Tarantino mógł wpaść na pomysł umieszczenia minutowego wycinka muzycznego z jednej z płyt tak archaicznego zespołu (który rozpadł się w latach 80-tych) – tym bardziej, że mogłoby go tam zupełnie nie być i nikt by nawet nie zauważył.

24. Podobnie jak „Police Check Point” Harry’ego Bettsa, który jest następną w kolejności krótką muzyczką ilustrującą walkę z Crazy 88. Jest to fragment z Black Mama, White Mama – jednej z ikon „czarnego kina” lat 70-tych, do którego to Betts napisał muzykę. Film powstał dokładnie w 1972 roku, a główną rolę zagrała w nim przyszła Jackie Brown, czyli Pam Grier. Jednym z pomysłodawców projektu był natomiast sam Jonathan Demme, twórca Milczenia owiec.

25. I tak znowu jesteśmy przy „White Lightning” Charlesa Bernsteina. Jego umieszczenie na płycie może sugerować powstanie specjalnie dla filmu, a tymczasem jest to kolejny motyw zapożyczony z innego filmu. Jego tytuł to oczywiście White Lightning, rok produkcji 1973, a w rolach głównych tym razem Burt Reynolds i Ned Betty (nie ma Van Cleefa). Zaś sam Bernstein komponuje do dziś i nie ma nic wspólnego z nieżyjącym już Elmerem. Natomiast fragment utworu słyszymy dokładnie w scenie, kiedy The Bride otoczona jest przez niedobitki Crazy 88, a jeden z jej członków nabity jest na jej miecz.

26. Kiedy kończy się powyższy utwór, Tarantino zmienia nieco styl i walka przypomina zwariowany taniec. Wtedy właśnie do akcji wkracza The Human Beinz i utwór „Nobody But Me”. Ta wesoła piosenka powstała w roku 1962, a napisali ją The Isley Brothers. Jednakże 6 lat później pomysł przechwyciła grupa z Ohio, grająca wówczas niemal wyłącznie w barach, i to ona właśnie wypromowała piosenkę. Chłopcy wypromowali ją na tyle dobrze, że był to ich jedyny hit z prawdziwego zdarzenia.

27. Walka trwa, a na arenę powraca Johnny Mo. Końcówkę jego pojedynku z The Bride ilustruje raz jeszcze The RZA, tym razem w 20 sekundowym, transowym podkładzie „Banister Fight”.

28. A potem na dość długą chwilę zapada muzyczna cisza. Walka się kończy, The Bride schodzi do ogrodu i dopiero pojedynek z O-Ren przynosi kolejną świetną melodię. Jest nią „Don’t Let Me Be Misunderstood” grupy Santa Esmeralda. Jak pisałem już w recenzji, sama piosenka jest dość znana, szczególnie z wykonania Joe Cockera. Oryginalnie jest to przebój zespołu The Animals pochodzący jeszcze z lat 60-tych. Wersja Santa Esmeralda pochodzi natomiast z roku 1977. Był to najsłynniejszy cover tej grupy, tuż obok przeróbki „House Of The Rising Sun” – także zespołu The Animals oraz „Glorii” Van Morrisona. W latach 77-78 płyta zespołu była dość popularna, co potwierdza osiągnięcie 25-tego miejsca na liście przebojów. Natomiast sama piosenka osiągnęła miejsce 15. Oryginalnie przebój ten trwa 14 minut, na soundtracku z Kill Bill ma on 10, 5 minuty, a istnieje jeszcze mix trwający niecałe 7 minut.

29. Kiedy pojedynek dobiega końca, możemy usłyszeć ładną pieśń Meiko Kaji, która zwie się „Shura No Hama” („The Flower Of Carnage”). Meiko Kaji to legendarna już aktorka japońska, której wielkim fanem jest Tarantino. Jest to więc swoisty hołd reżysera dla jednej z jego muz. Meiko znana jest głównie z filmów klasy B z lat 70-tych oraz z dość niezwykłej urody. Także śpiewa, choć nie zawodowo. Oprócz „The Flower Of Carnage”, które powstało na potrzeby filmu Lady Snowblood (znanego także pod tytułami Blood Snow oraz Snow of Blood), ma na swoim koncie także kilka innych filmowych piosenek. Jedną z nich jest „Urami Bushi”, które towarzyszy napisom końcowym obu części Kill Bill, a które oryginalnie pochodzi z jednego z jej przebojów – „Female Prisoner Scorpion”. Co ciekawe, pomimo reputacji, jaką cieszy się w Japonii (gdzie przecież wszelka technika jest na porządku dziennym) oraz przypomnienia jej osoby dzięki Tarantino, internet świeci pustkami na jej temat. A tak na marginesie to Tarantino sporo zapożyczył, a miejscami dosłownie „zerżnął” wiele scen z owych filmów, szczególnie z Lady Snowblood (finałowy pojedynek na śniegu czy sposób przedstawienia „bud guys” w retrospekcjach).

30. Zbliżamy się do końca Volume 1, The Bride przesłuchuje Sophie, aż w końcu dochodzimy do momentu, w którym ta zwierza się Billowi i momentu, gdy The Bride stoi nad otwartym bagażnikiem. Wtedy w tle leci ostatni kawałek, jakim dysponuje część pierwsza. To „Yagyu Conspiracy” autorstwa Toshiaki Tsushima. Muzyka ta pochodzi z filmu z 1978 roku znanego jako The Yagyu Conspiracy, Yagyu Clan Conspiracy albo The Shogun’s Samurai. W oryginale tytuł brzmi „Yagyu ichizoku no inbô”, muzykę skomponował do niego oczywiście Toshiaki Tsushima, a główną rolę zagrał… Sonny Chiba, czyli tarantinowski Hattori Hanzo.

 

Jak więc widać, Kill Bill to masa nawiązań na każdym możliwym poziomie. I tak doszliśmy do końca części pierwszej. Poniżej lista wszystkich utworów, jakie się kolejno pojawiają w filmie (w nawiasach tytuły oryginalne, a te z gwiazdkami na końcu (*) to utwory powstałe na potrzeby filmu).

1. Bang Bang (My Baby Shot Me Down) – Nancy Sinatra
2. Music Box Dancer – Frank Mills
3. Ironside – Quincy Jones
4. That Certain Female – Charlie Feathers
5. Twisted Nerve – Bernard Hermann
6. 7 Notes In Black (7 Note In Nero) – Vince Tempera & Fabio Frizzi
7. Truck Turner – Isaac Hayes
8. The Grand Duel, M10 – Luis Enriquez Bacalov
9. The Grand Duel (Parte Prima) – Luis Enriquez Bacalov
10. Long Days Of Vengeance (I Lunghi Giorni Della Vendetta) – Armando Trovajoli
11. Run Fay Run – Isaac Hayes
12. Bang Bang (My Baby Shot Me Down) – Nancy Sinatra
13. Wound That Heals (Kaifuku Suru Kizu) – Lily Chou-Chou
14. The Lonely Shepherd – Zamfir
15. Armundo – David Allen Young (*)
16. Yakuza Oren 1 – The RZA (*)
17. Green Hornet – Al Hirt
18. Battle Without Honor Or Humanity – Tomoyasu Hotei
19. I Walk Like Jane Mansfield – The 5.6.7.8’s
20. I’m Blue – The 5.6.7.8’s
21. Woo Hoo – The 5.6.7.8’s
22. Ironside – Quincy Jones
23. From Man to Man (Death Rides A Horse) – Ennio Morricone
24. Flip Strings – The RZA (*)
25. Crane – The RZA (*)
26. Day Of Anger (I Giorni Dell’Ira) – Riz Ortolani
27. Champions Of Death – Shunsuke Kikuchi (*)
28. Super 16 – NEU!
29. Police Check Point – Harry Betts
30. White Lightning – Charles Bernstein
31. Nobody But Me – The Human Beinz
32. Banister Fight – The RZA (*)
33. Don’t Let Me Be Misunderstood – Santa Esmeralda
34. The Flower Of Carnage (Shura No Hama) – Meiko Kaji
35. Yagyu Conspiracy – Toshiaki Tsushima
36. The Lonely Shepherd – Zamfir
37. Urami Bushi – Meiko Kaji

Avatar

Jacek Lubiński

KINO - potężne narzędzie, które pochłaniam, jem, żrę, delektuję się. Często skuszając się jeno tymi najulubieńszymi, których wszystkich wymienić nie sposób, a czasem dosłownie wszystkim. W kinie szukam przede wszystkim magii i "tego czegoś", co pozwala zapomnieć o sobie samym i szarej codzienności, a jednocześnie wyczula na pewne sprawy nas otaczające. Bo jeśli w kinie nie ma emocji, to nie ma w nim miejsca dla człowieka - zostaje półprodukt, który pożera się wraz z popcornem, a potem wydala równie gładko. Dlatego też najbardziej cenię twórców, którzy potrafią zawrzeć w swym dziele kawałek serca i pasji - takich, dla których robienie filmów to nie jest zwykły zawód, a niezwykła przygoda, która znosi wszelkie bariery, odkrywa kolejne lądy i poszerza horyzonty, dając upust wyobraźni.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA