search
REKLAMA
Seriale TV

AMERICAN HORROR STORY: 1984 – recenzja. Powrót krwawych lat osiemdziesiątych

Gracja Grzegorczyk-Tokarska

23 listopada 2019

REKLAMA

Jak na prawdziwy horror przystało – rozwiązłość, seks czy opuszczenie przyjaciół wiąże się z karą, czyli śmiercią. Twórcy starają się też pokazać, że nawet najbardziej traumatyczne wydarzenia mogą prowadzić do zupełnie różnych rezultatów. Z jednej strony do przebaczenia, ale z drugiej do przeistoczenia się w seryjnego mordercę bądź osobę żądną zemsty, która nie cofnie się przed niczym. Wydarzenia z American Horror Story 1984 pokazują, iż nawet w obliczu śmierci mamy możliwość zachowania się przyzwoicie i postąpienia w słuszny sposób. Z drugiej jednak strony martwi bohaterowie nie cofną się przed niczym, by stos ofiar obozu Redwood zwiększał się z każdym kolejnym odcinkiem.

Ważne jest to, iż coś, co początkowo postrzegałam jako zwykły pastisz slasherów, dziejących się na obozach i powstających w latach osiemdziesiątych, okazało się również komentarzem dotyczącym traumy, z jaką ówczesna generacja nastolatków musiała się mierzyć, oraz czymś, co jest także popularne dzisiaj – nadawaniem etykietek. Każda postać została bowiem napiętnowana takim, a nie innym „tytułem”, z którym musi się mierzyć praktycznie do samego końca. Mamy więc postacie, które, choć skrywają głębię i charakter, traktowane są w sposób odpowiadający ich charakterystycznym atrybutom. Nie można bowiem zapominać, iż lata osiemdziesiąte to nie tylko aerobik, kolorowe ciuchy i skoczna muzyka. Jednak większość z nas woli pamiętać tylko te pozytywne aspekty, zapominając, że nie zawsze było tak kolorowo, jak to nam pokazują twórcy American Horror Story.

Mimo to w tym sezonie irytowało mnie niesamowicie zastosowanie po raz kolejny motywu miejsca, do którego bohaterowie wracają jako duchy. Widzieliśmy to już w pierwszym sezonie czy odsłonie Hotel. Wydaje mi się, że to klasyczne deux ex machina, które Ryan Murphy wykorzystuje, gdy nie wie, jak dalej rozwinąć sezon. Oczywiście nie jest to zabieg nowy, jednak gdy widziałam po raz kolejny mordercze duchy, stwierdziłam, że chyba trochę tego za dużo. Prowadzi to wprawdzie do wielu humorystycznych scen i emocjonalnego finału, jednak wydaje mi się, iż motyw ten można by wykorzystać w zupełnie odmienny sposób. Można powiedzieć, że kolejne powroty są niczym innym jak pokazaniem, iż lata osiemdziesiąte i ich klimat powracają niczym duchy zza grobu, ale jaki jest sens bawienia się w tego typu nadinterpretacje…

Zachwyty należą się również – jak zawsze genialnej – czołówce stylizowanej na lata osiemdziesiąte oraz całej warstwie wizualnej. Mamy tu ujęcia kręcone kamerą z ręki czy kiepski montaż, charakterystyczny dla filmów klasy B z tamtych lat. Przywołuje to na myśl nostalgiczne chwile, gdy jako dzieciak pożyczałam kasety VHS z horrorami, które raziły właśnie fatalnym montażem i w dodatku się zacinały. Widać, że twórcy skupili się na każdym możliwym szczególe, by dać nam nawet namiastkę lat osiemdziesiątych. Do tego dochodzi jakże sztampowy, a przez to genialny soundtrack. Któż bowiem nie uśmiechnął się na dźwięk jedynego hitu zespołu Kajagoogoo czy też klasycznego już Somebody’s Watching Me w którym udział miał sam król popu – Michael Jackson.

Bez wątpienia 1984 plasuje się w mojej osobistej czwórce najlepszych sezonów American Horror Story, jednak zdaję sobie sprawę z tego, iż nie wszystkim może przypaść do gustu. Jest bowiem krwawo, nieprzewidywalnie, a szalone lata osiemdziesiąte okazują się takie nie bez przyczyny. Chociaż początek jest dość niemrawy i po dwóch pierwszych odcinkach byłam gotowa się poddać. Na szczęście już teraz wiem, jaką zrobiłabym sobie krzywdę. Jeżeli przebrniemy przez całą masę klisz, które fanów slasherów wymęczyły już do granic możliwość, otrzymujemy sezon, który bawi się archetypami, sposobem postrzegania seryjnych morderców i dodaje do tego jak zawsze zwrot akcji, który wywraca całą serię do góry nogami.

Gracja Grzegorczyk-Tokarska

Gracja Grzegorczyk-Tokarska

Chociaż docenia żelazny kanon kina, bardziej interesuje ją poszukiwanie takich filmów, które są już niepopularne i zapomniane. Wielka fanka kina klasy Z oraz Sherlocka Holmesa. Na co dzień uczestniczka seminarium doktoranckiego (Kulturoznawstwo), która marzy by zostać żoną Davida Lyncha.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA