Aktorzy, którzy POWINNI zagrać SUPERMANA po HENRYM CAVILLU

Nikodem Rozbicki
A gdyby tak wyobrazić sobie, kto mógłby z naszej aktorskiej gromadki zgrać Supermana? Wiem, że trzeba nieco tę naszą wyobraźnię naprężyć, bo nie ma wielu nadających się do tej roli aktorów. Nikodem Rozbicki jednak posiada w sobie i tę młodzieńczą lekkość i taki nieco abstrakcyjny, wręcz mroczny rys, który pokazał we Wszyscy moi przyjaciele nie żyją. Widziałbym go nie tylko w roli młodego Supermana, ale i tego mrocznego, nastawionego wrogo do ludzkości, który byłby godną alternatywą dla Homelandera.
Ansel Elgort
Znakomicie wypadł w Tokio Vice. Najpierw był delikatny. Potem zdeterminowany. Kryła się w jego wizerunku jakaś niepokojąca dwoistość, obcość wobec japońskiej kultury, a potem zadziwiające jej ukochanie, silniejsze nawet niż u tubylców. Taka postawa wciągnęła w tę grę widzów. A co do Supermana, oczekiwałbym podobnej zabawy z tą postacią, kiedy młodość aktorska dojrzewa na ekranie wraz z bohaterem i jego zdolnościami.
Dan Stevens
Zdaję sobie sprawę, że ma już 40 lat, a to może być problem w najnowszych planach Jamesa Gunna na pokazanie dziejów nieco młodszej wersji Supermana. Zdecydowałem się jednak wystawić jego kandydaturę ze względu na jego przyrodzoną młodzieńczość. W kinie superbohaterskim Dan Stevens zbytniego doświadczenia nie posiada, ale to wcale nie jest wada. Jest dolnym aktorem umiejącym zapamiętać skomplikowane kwestie i zachowania wynikające ze scenariusza. W roli Supermana z powodzeniem by sobie poradził.
Henry Golding
Ciekawe, czy sprzeciwy byłby większe, czy mniejsze ze względu na rasę aktora niż w przypadku Regé-Jean Page’a? A może jednak nie, bo Henry Golding ma trochę kaukaskich cech? Byłaby to ciekawa zmiana w uniwersum. Widzowie zapewne lepiej zareagowaliby na „żółtego” Supermana niż na „czarnego”. Może to i kuriozalne, lecz z pewnością by tak było. Wątpię jednak, że się na to twórcy uniwersum zdecydują.
Glen Powell
Znamy go może niekoniecznie z tej dobrej strony. Nieco zadufany w sobie, krnąbrny, przekonany o własnej wartości, ale w końcu skłonny do przyznania, że również i on może przegrać. Postać Hangmana w wydaniu Powella intryguje. Nie jest prostacka, chociaż to nie oznacza, że wymyka się on szablonowi. Może gdyby Glen Powell przywdział pelerynę, zyskałby nieco powagi, a jednocześnie ten jego młodzieńczy zadzior podziałałby kojąco na supernaturę Supermana, której chyba twórcy nie zamierzają przedstawić jako zupełnie niedojrzałej wersji dzieciaka ze zdolnościami latania i wypalania otoczenia za pomocą laserów.