To nie jest tekst o jednosezonowych gwiazdach, które przez całe życie zagrały w tylko jednej produkcji. Nie chodzi o aktorów czy aktorki jednej roli, którym nie wyszło w życiu nic poza jedną kreacją. Większość bohaterów tego artykułu to utalentowani artyści, których jedynym przekleństwem (a może błogosławieństwem?) jest to, że stworzyli na szklanym ekranie serialowe ikony.
Michael Scott, Doktor House, Walter White… wiesz, że postaci te kreowali znani i utalentowani aktorzy, ale nigdy w życiu nie zdarzyło ci się użyć ich prawdziwych imion i nazwisk. Mogą występować w dziesiątkach produkcji, zmieniać się co rolę, zdobywać nominacje do Oscarów, reżyserować, pisać książki i grać koncerty, ale i tak do końca świata będą kojarzyć się z tymi jedynymi, legendarnymi postaciami. Kto poza Steve’em Carellem, Hugh Lauriem i Bryanem Cranstonem cieszy się taką specyficzną formą popularności? Zebraliśmy kilkanaście przykładów, które wydały nam się najbardziej dobitne.
Większość telewidzów i kinomanów dobrze wie, kim jest Rowan Atkinson. Ten urodzony w 1955 roku brytyjski aktor i komik w ciągu swojej 40-letniej kariery wystąpił w ponad 80 produkcjach. W historii zapisze się jednak jako Jaś Fasola i nie wierzę, że kiedykolwiek w swoim życiu nazwaliście go inaczej.
Jeśli ktoś obudziłby mnie w środku nocy, pokazał mi zdjęcie gwiazdy Koszmaru minionego lata i Szkoły uwodzenia i zapytał, jak nazywa się ta uśmiechnięta blondynka, której szczyt popularności przypadł na późne lata 90., zanim przypomniałabym sobie prawdziwe imię i nazwisko aktorki, odpowiedziałabym, że to Buffy Postrachwampirów. I wiem, że nie byłabym w tym odosobniona.
Gra o tron to jedna z tych produkcji, gdzie zatrudnia się nieznaną nikomu obsadę, by kojarzyła się widzom wyłącznie z kreowanymi w tejże produkcji postaciami. Twórcom serialowej adaptacji Pieśni lodu i ognia udało się to niemal w każdym przypadku. Z czasem jednak Jason Momoa, Emilia Clarke, Peter Dinklage, Maisie Williams czy Sophie Turner przebili się przez role Khala i Khaleesi, Tyriona, Aryi i Sansy. Tymczasem Kit Harington – mimo usilnych starań – pozostał Jonem Snow. I mam dziwne przeczucie, że niezależnie co zrobi, zostanie nim już na zawsze.
Ok, przyznaję się. Nie mam pojęcia, czy Calista Flockhart jest tak naprawdę znaną aktorką. Nie potrafię sobie przypomnieć żadnego filmu, w którym grała, bo myślę o niej wyłącznie jako o Ally McBeal. No dobra, może jeszcze jako o żonie Hana Solo… tzn. Indiany Jonesa!
Bez niego nie byłoby Star Treka. Bez Star Treka nie byłoby jego. Sorry, Chris, Kapitan Kirk jest tylko jeden i jest nim William Shatner. Kanadyjski aktor wcielał się w tę kultową postać w serialu aktorskim, w serialu animowanym i w siedmiu filmach fabularnych. Nie dziwi więc, że w masowej świadomości funkcjonuje wyłącznie jako kapitan USS Enterprise.
Legendarna rola Shatnera stała się źródłem powracającego żartu w serialu Teoria wielkiego podrywu. Serialu, który zrodził kolejną postać tak dobrze wymyśloną i zagraną, że na zawsze przykryła stojącego za nią świetnego aktora. Mowa oczywiście o niezwykle utalentowanym Jimie Parsonsie, który wydaje się jakiś dziwny i nienaturalny, kiedy nie mówi i nie zachowuje się jak Sheldon Cooper.
Sarah Jessica Parker nie jest być może aktorką wybitną. W swoim portfolio ma jednak kilkadziesiąt występów w znanych i lubianych produkcjach. Żadna nie była jednak tak znana i – nie wypierajmy się tego po latach – lubiana jak Seks w wielkim mieście. I pewnie dlatego Sarah Jessica Parker = Carrie Bradshaw. Aktorka w 2021 roku wróciła do roli nowojorskiej felietonistki po 17 latach od zakończenia serialu, co może oznaczać, że nie jest jej z tym aż tak źle.
Napiszę teraz coś strasznego. Nigdy nie oglądałam Breaking Bad. Całym sercem kocham natomiast Drive, uwielbiam Operację Argo, podobał mi się Trumbo. Nie zmienia to jednak faktu, że gdy widzę twarz nominowanego do Oscara Bryana Cranstona, myślę – „ten typ z Breaking Bad”. Mam wrażenie, że wielu kinomanów, mimo znajomości jego dorobku, nie potrafi myśleć o nim inaczej.
Katey Sagal zrobiła bardzo wiele, by zerwać z wizerunkiem Peggy Bundy. Jednak niezależnie od tego, jak bardzo się zmieni i w ilu ciekawych produkcjach zagra, dla telewidzów zawsze będzie żoną Ala Bundy’ego (który miał to szczęście, że wiele lat we Współczesnej rodzinie przeobraziło go w Jaya Pritchetta).
Have You met Ted? Nawet jeśli nie, na pewno kojarzysz to zdanie i z pewnością wiesz, jak wygląda Ted Mosby – główny bohater jednego z najsłynniejszych sitcomów wszech czasów – Jak poznałem waszą matkę. Na nieszczęście dla Teda, tzn. Josha Radnora, obawiam się, że mało kto kojarzy jego prawdziwe personalia. A szkoda, bo to nie tylko gwiazdor HIMYM, ale też aktor teatralny i muzyk, którego obecnie można oglądać w krwawym serialu Hunters.
Skoro powiedziało się HIMYM, trzeba powiedzieć Przyjaciele. Ten telewizyjny fenomen wydał na świat sześć gwiazd ekranu, z których każda zrobiła większą lub mniejszą aktorską karierę. Jednak nawet Jennifer Aniston, która bezdyskusyjnie odniosła najbardziej imponujący sukces z całej ekipy, na zawsze pozostanie „Rachel z Przyjaciół”. Tak jak David Schwimmer pozostanie „Rossem z Przyjaciół”, Courteney Cox – „Moniką z Przyjaciół”, Matthew Perry – „Chandlerem z Przyjaciół”, Lisa Kudrow – „Phoebe z Przyjaciół”, a Matt LeBlanc – „Joeyem z Przyjaciół” (co istotne – bez dodania „z Przyjaciół” się nie liczy).
Skoro już o Przyjaciołach mowa… Pamiętacie tego mema, przedstawiającego scenkę z Friends, w której obok Jennifer Aniston gościnnie wystąpił Hugh Laurie? Nie? To dla przypomnienia, zamieszczam go poniżej.
Hugh Laurie jest multiinstrumentalistą, scenarzystą i pisarzem, a przede wszystkim utalentowanym aktorem z wieloma rolami na koncie. Pech chciał (a w zasadzie sam jest sobie winien), że tak perfekcyjnie wcielił się w uzależnionego od Vicodinu diagnostę, że kogokolwiek w czymkolwiek by nie zagrał, zawsze nazwiesz to „tym filmem/serialem z Housem”.
Steve’a Carella i Johna Krasinskiego spokojnie można nazwać mianem A-listerów. Obaj są rozchwytywanymi gwiazdorami Hollywood o bardzo pojemnym emploi. Pierwszy z nich zagrał przestępcę seksualnego, ojca narkomana, psychiatrę, finansistę z Wall Street, sekretarza obrony USA, 40-letniego prawiczka i 50-letniego podrywacza. Napisał też i wyprodukował kilkanaście tytułów. Krasinski został kolejnym Jackiem Ryanem, nowym Reedem Richardsem, a do tego napisał i wyreżyserował jeden z najlepszych horrorów XXI wieku. W naszych sercach już zawsze na zawsze pozostaną jednak Michaelem Scottem i Jimem Halpertem. I jako fanka The Office uważam, że powinni być z tego dumni. Co więcej, sądzę, że pewnie są.
W ramach bonusu muszę wspomnieć o moich dwóch bardzo osobistych typach, które nie funkcjonują w popkulturze (a przynajmniej w polskiej) na aż taką skalę, by umieszczać ich na powyższej liście. Niemniej, aktorowi i aktorce, których tu wymienię, wystarczyły po dwa sezony, by wyryć się w moim sercu i zapisać w myśli jako Roy Kent i Fleabag. Wierzę, że tak Bretta Goldsteina, jak i Phoebe Waller-Bridge czeka świetlana przyszłość w Hollywood. Wszystko wskazuje na to, że wkrótce ich nazwiska będą kojarzone ze znacznie większymi franczyzami niż Ted Lasso czy Fleabag, czego im oczywiście serdecznie życzę. Ale dla mnie – role w rzeczonych seriach zdefiniowały ich na całe życie.
Kogo zabrakło wam na powyższej liście? A może waszym zdaniem ktoś znalazł się na niej niesłusznie? Dajcie znać w komentarzach pod tekstem i na Facebooku!