10 kultowych postaci, które kochamy, choć zdecydowanie na to NIE ZASŁUGUJĄ
Kochamy je, cytujemy, ich twarze zdobią nasze kubki, ściany i ekrany smartfonów, a czasem nawet i ciała. Kultowe postaci z filmów i seriali. Tak świetnie napisane i wyraziście zagrane, że wyryły się złotymi zgłoskami w naszej pamięci. Jednak czy aby na pewno nosimy w sercach taki obraz, jaki powinniśmy?
Intrygujący bohater to podstawa każdego dobrego filmu czy serialu. Najwybitniejsi są w stanie przekonać widzów do swoich racji nawet wtedy, gdy nie są one do końca słuszne. Czasem niechlubne cechy postaci przysłaniają inne w ramach wypadku przy pracy, czasem jest to celowy zabieg, który ma skłonić publiczność do refleksji nad światem lub zastanowienia się nad sobą. Niestety, wbrew szczerym intencjom twórców, bardzo często widzowie nie docierają do tego punktu. Tak mocno identyfikują się z postacią, pożądają jej lub ją podziwiają, że zamiast zorientować się, w jaką grę wciągnął ich reżyser, są skłonni wybaczyć jej wszystko. Nawet najbardziej niestosowne zachowania i najgorsze zbrodnie. Przed wami 10 kultowych postaci z filmów i seriali, które są tego najlepszym przykładem.
10. Carrie Bradshaw
Nikogo nie trzeba chyba przekonywać, że Seks w wielkim mieście to fenomen, który zachwycił miliony kobiet na całym świecie. Kiedy debiutował w HBO u progu XXI wieku, głoszone w nim prawdy, że kobiety mogą uprawiać seks bez zobowiązań i że rozmawiają o tym więcej niż mężczyźni, były naprawdę odkrywcze i wyzwalające. Główna bohaterka serialu była niezamężną i bezdzietną trzydziestolatką, która nie zamierzała nikogo przepraszać za to, że ma w życiu inne priorytety niż te, które narzuca jej społeczeństwo. W ten sposób Carrie Bradshaw szybko urosła do rangi ikony popfeminizmu. Ale czy na pewno na to zasługiwała?
Pomijając już fantazję, że podrzędna felietonistka jest w stanie utrzymać się na Manhattanie z kolekcją naturalnych futer i butów Blahnika w szafie, udzielając durnych rad w piśmie kobiecym… Carrie nie prezentowała godnej naśladowania postawy. Była samolubną, niedojrzałą emocjonalnie egoistką, która nie wierzyła w terapię i biseksualność (!), wygłaszała krzywdzące osądy na temat innych kobiet (nawet swoich przyjaciółek), oczekiwała, że bliscy będą ratowali ją z finansowych opresji (i obrażała się, gdy tego nie robili) i – co najgorsze – była dosłownie uzależniona od faceta, który nie miał do niej żadnego szacunku. Jeśli tak prezentują się popkulturowe ikony feminizmu, to chyba lepiej, żeby nie było ich wcale.
9. Edward Cullen
Na miejscu dziewiątym – naczelny stalker kinematografii, który stał się bożyszczem nastolatek. I to nie tylko z powodu urody Roberta Pattinsona. Edward Cullen uchodził za ideał chłopaka, jeszcze zanim powstały filmy, choć jego zachowania były niepokojące już w książce i już wtedy był ostatnim człowiekiem, którego jakikolwiek rodzic chciałby widzieć u boku swojej córki. Nawet jeśli przymknęlibyśmy oko na to, że jest wampirem i wprowadzając Bellę do swoich kręgów, codziennie naraża ją na śmierć, ich relacja nadal byłaby bardzo, ale to bardzo toksyczna.
Od momentu, kiedy ten stulatek w ciele siedemnastolatka postanawia zaangażować się w romans z licealistką, nie odstępuje jej na krok, łącznie z tym, że wchodzi nieproszony do jej sypialni, by podglądać ją podczas snu. Nie lubi jej przyjaciół i jasno daje jej do zrozumienia, że chciałby, by zerwała z nimi kontakt, w zamian za co on chętnie przysłoni jej cały świat. Wolałby też decydować za nią we wszystkich ważnych sprawach. Jest zaborczym i zazdrosnym bufonem ze skłonnością do dramatyzowania, który niejednokrotnie szantażuje Bellę emocjonalnie. Co ciekawe, grając go, Robert Pattinson miał świadomość, jak niezrównoważony i przerażający jest jego bohater, o czym wiele razy wspominał w wywiadach. Komunikat, że naprawdę wszystko jest lepszą historią miłosną niż Zmierzch, nie docierał jednak do zakochanych fanek.
8. Barney Stinson
Czy da się rzucić cień na jedną z najbardziej uwielbianych, najczęściej cytowanych i najlepiej zagranych postaci w historii sit-comów? Challenge accepted. W połowie pierwszej dekady XXI wieku wszyscy bez wyjątku ulegali czarowi Barneya Stinsona. Kochały go zarówno kobiety, jak i mężczyźni, gdyż nie potrzebował atletycznej sylwetki i seksownego głosu, by owijać sobie wokół palca każdą ofiarę, którą sobie upatrzył. Nadrabiał pewnością siebie, poczuciem humoru i urokiem osobistym. To dla niego większość z nas oglądała Jak poznałem waszą matkę. Kupowaliśmy go w całości – z jego samouwielbieniem, obsesją na punkcie garniturów, magicznymi sztuczkami, gniazdkiem wiecznego singla, pracą, o której nigdy nie chciało mu się opowiadać, i powiedzonkami, które pamiętamy do dziś.
Pomimo kultu, jakim telewidzowie otoczyli Barneya, Neil Patrick Harris, który przez dziesięć lat użyczał mu swojej twarzy i charyzmy, wyznał, że nie chciałby powrócić w jego roli. Podobnie jak wiele innych osób, aktor uważa, że Barney nie jest postacią, którą należy w jakikolwiek sposób gloryfikować. To zwyczajny szowinista, który oszukuje, zwodzi, wykorzystuje i krzywdzi kobiety, świetnie się przy tym bawiąc. Celowo użyłam powyżej słowa „ofiary” w kontekście jego partnerek seksualnych, bo dla Barneya kobiety są tylko zwierzyną łowną, a nie ludźmi, których uczucia należy szanować. Aż trudno uwierzyć, że jego wdzięk, szyk, czar i styl były tak hipnotyzujące, że podbijał serca nie tylko dziewcząt, które przewijały się przez jego łóżko, ale także milionów widzów na całym świecie.
7. Don Draper
Don Draper to kolejny przykład bohatera, o którym fantazjowali zarówno mężczyźni, jak i kobiety. Jedni pragnęli być jak on, inni marzyli o choć jednej wspólnej nocy z TAKIM mężczyzną. No właśnie – z jakim? Jaki tak naprawdę był główny bohater serialu Mad Men?
Don Draper uosabiał wszystko to, co w latach 60. kryło się pod hasłem „prawdziwy mężczyzna”. Był pewny siebie, nie okazywał emocji i odzywał się tylko wtedy, gdy miał coś do powiedzenia. Zarabiał sporo i równie sporo pił, palił i romansował na boku. Na tle innych białych heteroseksualnych panów wyróżniał się tym, że jak na swoje czasy całkiem przyzwoicie traktował osoby o odmiennej płci, orientacji i kolorze skóry. W czym zatem problem?
Matthew Weiner dość szybko ujawnia w swoim serialu, że szklaneczka whisky i cygaro zamiast śniadania niechybnie prowadzą do alkoholizmu, a przygodny seks nie zaspokaja potrzeb emocjonalnych, o których – jak na „prawdziwego mężczyznę” przystało – Draper nie rozmawia nawet z żoną. Bohater kreowany przez Jona Hamma jest postacią tragiczną, której wypadałoby raczej współczuć, że została wychowana według tak szkodliwych wzorców, niż marzyć o byciu (z) kimś podobnym. W przeciwieństwie do wymienionych dotychczas postaci Don Draper został stworzony w ten sposób z pełną świadomością. Nawet czołówka Mad Men jasno wskazywała, że jest to opowieść o upadku, zaś na najsłynniejszym fotosie z serialu (który zdobi również ten artykuł) Draper dosłownie tonie. Twórcy nie przewidzieli chyba jednak tego, że Hamm stworzy na ekranie tak magnetyzującą postać, że stanie się idolem, którego fani będą czcić nawet wtedy, gdy spadnie na samo dno.
6. Gregory House
Oparty na postaci Sherlocka Holmesa diagnosta z fikcyjnego Szpitala Klinicznego Princeton-Plainsboro to najsłynniejszy lekarz w dziejach telewizji, który swoją popularnością przewyższył samego George’a Clooneya i obsadę tysiąca sezonów Chirurgów. Przez osiem lat fascynował nas jego przenikliwy umysł, cięty język i lekceważący stosunek do wszystkiego i wszystkich. Do dziś pamiętamy jego sarkastyczne uwagi, którymi obdzielał wszystkich po równo, niezależnie od statusu społecznego, płci, koloru skóry i pozycji.
Jego niezachwiana pewność siebie i wiara w rozum były godne podziwu, jednak sam House był daleki od ideału. Był uzależnionym od vicodinu lekomanem z wieloma zaburzeniami osobowości. Uważał wszystkich za głupszych od siebie i tak też ich traktował. Sądził również, że wszyscy kłamią, w związku z czym zmuszał podległy mu zespół do łamania prawa, a pacjentów do wyznań, na które nie mieli ochoty. I choć jego docinki z perspektywy domowej kanapy wydawały się bardzo celne i dowcipne, nikt przy zdrowych zmysłach nie chciałby się ani u niego leczyć, ani z nim pracować (randki z House’em też wyglądały raczej na traumatyczne przeżycia, choć akurat na to niejedna fanka z pewnością dałaby się skusić).
Hugh Laurie genialnie poradził sobie z rolą tego udręczonego geniusza, pozwalając sobie czasem na ukazanie jego łagodniejszej twarzy, skrywanej pod maską cynika. House odkrywał ją jednak bardzo rzadko, przez większość czasu pozostając po prostu chamskim i zadufanym w sobie socjopatą. I co najgorsze, widzowie właśnie za to go uwielbiali.