FLEABAG. Sezon 2: odcinek 6, czyli love story z happy endem
W poprzednim odcinku #40. FLEABAG. Sezon 2: odcinek 6, czyli love story z happy endem
„To będzie historia miłosna” zapowiada tytułowa bohaterka w scenie otwierającej drugi i ostatni sezon obsypanego nagrodami serialu Fleabag. I w żadnym wypadku nas nie okłamuje. Miłość jest głównym tematem 2. sezonu dzieła Phoebe Waller-Bridge i to ona zwycięża w finałowym odcinku. Choć na pierwszy rzut oka może się wydawać, że jest zupełnie inaczej.
Zabawna dziewczyna
Zanim przejdziemy do jednego z najpiękniejszych finałów seriali, który jednocześnie łamie serce i zapewnia pokrzepienie, wróćmy do momentu, kiedy to wszystko się zaczęło. A zaczęło się podczas Edinburgh Festival Fringe w 2013 roku. Wówczas Phoebe Waller-Bridge – twórczyni i odtwórczyni postaci Fleabag – po raz pierwszy przedstawiła ją publiczności w samodzielnie napisanym i wyreżyserowanym przez jej najlepszą przyjaciółkę monodramie. Spektakl, którego jedyną bohaterką była sardoniczna komentatorka własnego życia, okazał się dużym sukcesem, który pociągnął za sobą kolejne. W 2016 roku Fleabag zadebiutowała na szklanym ekranie jako serial oryginalny BBC Three i Amazon Prime Video.
Produkcję bardzo szybko okrzyknięto telewizyjnym arcydziełem, powiewem świeżości i rewolucją w obrębie seriali komediowych. Dzieło Waller-Bridge chwalono za pomysł, scenariusz, aktorstwo, a przede wszystkim – absolutnie unikatową tytułową bohaterkę. Widzowie pokochali ją za gigantyczny dystans do siebie, niepokorną postawę wobec norm społecznych, bezpruderyjne podejście do seksu i zarezerwowany tylko dla nich błysk w oku, który pojawiał się, ilekroć wygłasza swoje sarkastyczne komentarze wprost do kamery. Jedną z najciekawszych postaci we współczesnej telewizji stała się jednak dopiero wtedy, gdy jej dystans, cynizm i sarkazm okazały się wyłącznie zbroją, pod którą skrywa się zagubiona, poraniona i piekielnie samotna dziewczyna, w seksie szukająca chwilowego potwierdzenia własnej wartości, a w relacji ze zmyślonymi przyjaciółmi – ucieczki przed samą sobą i trudnym do zniesienia prawdziwym światem.
Autorce udało się znaleźć idealną równowagę między perwersyjną komedią a rozdzierającą serce tragedią i nie popaść przy tym ani w banał, ani w przesadny dramatyzm. Bez wątpienia pomogło jej w tym bardzo zmyślne wykorzystanie bezpośrednich zwrotów do publiczności. Fleabag notorycznie łamie czwartą ścianę, dzieląc się z widzami swoimi myślami, sekretami i kąśliwymi uwagami, którymi nie chce lub nie potrafi podzielić się ze swoim otoczeniem. Drwiąc ze swoich problemów, nie tylko stara się nas rozbawić i uwieść, ale także przekonać, że jest pewną siebie, gruboskórną i odporną na zranienia hedonistką. Opowiada o swojej obsesji na punkcie seksu; o tym, jak wspaniałym uczuciem jest, gdy ktoś pożąda twojego ciała. Nie wspomina tylko o tym, dlaczego woli, gdy ludzie zatrzymują się na powierzchowności i pozorach. Dlaczego nie dopuszcza do siebie nawet tych, którzy powinni być jej bliscy. My znamy ją lepiej dzięki temu, że obserwujemy na ekranie nie tylko to, co sama chce nam pokazać. Aż do końca pierwszego sezonu wydaje się, że – odkąd straciła matkę i najlepszą przyjaciółkę – my jako jedyni znamy ją tak naprawdę.
Ten, który odmienił oblicze tej serii
Przerwa między sezonami Fleabag trwała niespełna trzy lata. Przed zakończeniem pierwszego z nich zdążyliśmy poznać główną przyczynę autodestrukcyjnych zachowań naszej bohaterki, jej nieustającego poczucia winy i nienawiści wobec samej siebie. W drugą serię wkroczyliśmy z protagonistką odmienioną, która postanowiła odbić się od dna i stać się lepszą wersją siebie. I choć nadal zmagała się ze swoimi demonami, naprawdę zaczęła wychodzić na prostą.
Rzadko zdarza się, by drugi sezon wychwalanego przez wszystkich serialu był jeszcze lepszy od poprzedniego, jednak Phoebe Waller-Bridge udało się i to. W 2019 roku powróciła ze świeżym spojrzeniem na swoją bohaterkę, nowymi wątkami i przepiękną historią miłosną, przyozdobioną dodatkowo surrealistycznymi elementami. W osiągnięciu nowej jakości pomógł jej Andrew Scott, znany wcześniej m.in. z roli Moriarty’ego w Sherlocku. Bez niego – jak twierdzi sama twórczyni – drugi sezon w ogóle nie doszedłby do skutku. Na szczęście aktor, który znał Phoebe Waller-Bridge od lat, zgodził się wcielić w rolę Seksownego Księdza (będącego kolejną bezimienną postacią w tym serialu).
On i ona, i duch święty
Wątek religijny, wprowadzony do serialu wraz z duchownym bohaterem, związane z nim dylematy, boskie ingerencje i sposób, w jaki wszystko to rezonowało z rozterkami i potrzebami Fleabag, to zdecydowanie temat na osobny, równie obszerny artykuł. Odkładam go zatem, by skupić się na naszym głównym temacie – czyli historii miłosnej, a dokładniej jej wyjątkowym zakończeniu.
Scott i Waller-Bridge stworzyli na ekranie niesamowity duet, który rozpalił wyobraźnię widzów do czerwoności. Od czasów Ptaków ciernistych krzewów chyba żaden serialowy ksiądz nie cieszył się takim uwielbieniem kobiet (nie licząc, rzecz jasna, ojca Mateusza). Internet dosłownie oszalał na punkcie aktora. Jego nazwisko stało się jednym z najgorętszych trendów na Twitterze, a liczba wyszukiwań filmów porno o tematyce religijnej wzrosła o 162 procent (źródło: Pornhub). To, że Fleabag miała ochotę przespać się z nowo poznanym księdzem, nie dziwiło absolutnie nikogo. Jednak po raz pierwszy w serialu to nie cielesność wysunęła się na pierwszy plan.
Od pierwszego spotkania bohater grany przez Scotta okazywał protagonistce autentyczne zainteresowanie i troskę. Chciał jej słuchać. Chciał z nią rozmawiać. I wcale nie zamierzał jej przelecieć. Wbrew temu, co powtarzała jak mantrę, ona również nie pragnęła wyłącznie jego ciała. Co gorsza – on miał tego świadomość. Zdemaskował ją. Zobaczył, co kryje się za flirciarskim uśmiechem. Nie tylko dostrzegł, z czego zbudowany jest jej pancerz, ale zdołał się przez niego przebić. Jego przenikliwość zbiła tytułową bohaterkę z tropu do tego stopnia, że zaczęła gubić się w tym, co mówi do nas, widzów, a co w swojej rzeczywistości. Zaczęła tracić grunt pod nogami, zareagowała agresją, jednak w końcu dopuściła do siebie Seksownego Księdza i obnażyła przed nim wszystkie swoje słabości. Sobie pozwoliła natomiast spojrzeć na siebie jego oczami i dostrzec coś znacznie piękniejszego niż szczupła sylwetka i wymalowane czerwoną szminką usta.
Wszystko to mogłoby wypaść niesamowicie tandetnie i tanio. Na szczęście Waller-Bridge jest nie tylko mistrzynią dialogów, ale także świetnie radzi sobie z pokazywaniem zamiast gadania. By zwrócić uwagę, jak unikatowa więź połączyła tych dwoje, pozwoliła Seksownemu Księdzu, jako jedynemu poza główną bohaterką, złamać czwartą ścianę. Odcinek, w którym mężczyzna orientuje się, że Fleabag „gdzieś znika”, a następnie sam spogląda w kamerę, to jeden z najpiękniejszych momentów w całym serialu. Dowodzi bowiem, że on jako jedyny ma dostęp do jej wewnętrznego świata – tego, do którego nikomu wcześniej nie udało się dostać. Kiedy ostatecznie dochodzi między nimi do zbliżenia, seks nie jest już narzędziem, by chwilowo podbudować sobie ego. Fleabag nie puszcza już do nas oczka. Już z nami nie flirtuje. Nie chce być z nami w zmowie. Odsuwa kamerę i wyrzuca nas ze swojej sypialni.
Trzy proste słowa
„It will pass” („To minie”) – tych trzech prostych słów, będących odpowiedzią na płynące z głębi serca wyznanie miłości, nie zapomni żaden fan ani fanka Fleabag. Wypowiadając je, Seksowny Ksiądz złamał serce nie tylko swojej ukochanej, ale wszystkim, którzy kibicowali ich szczerej i pięknej relacji. Trudno powstrzymać się od płaczu, słuchając tego dotkliwie prawdziwego dialogu (tak za pierwszym, jak i za dziesiątym razem). Warto jednak otrzeć łzy, by spojrzeć na finał Fleabag z szerszej perspektywy i dostrzec, że tak naprawdę mamy tu do czynienia z być może nieoczywistym, ale jednak prawdziwym happy endem.
Główna bohaterka miała rację – drugi sezon był opowieścią o miłości. Nie chodziło jednak, jak mogliśmy przypuszczać, wyłącznie o miłość romantyczną, lecz także o miłość do boga, miłość siostrzaną, rodzicielską i – co najważniejsze – o miłość własną. Wszystkie oblicza tego wyjątkowego uczucia znajdują swoje zwieńczenie i ukoronowanie w ostatnim odcinku serialu. Ojciec i macocha Fleabag stają na ślubnym kobiercu, jej siostra Claire decyduje się odejść od koszmarnego męża i postawić na nowe uczucie (a przede wszystkim na własne szczęście), Seksowny Ksiądz postanawia zaś pozostać przy swojej największej miłości, której ślubował wierność po wsze czasy. Wszystko to odbywa się oczywiście, jak na serial Waller-Bridge przystało, bez grama lukru – macocha jest tak skupiona na sobie, że zapomina, jak nazywa się jej luby (przypominając nam tym samym, że większość bohaterów tego serialu nie posiada imion), Ksiądz wścieka się i klnie podczas kazania, a Claire w bezbłędny sposób rozprawia się z klasycznym motywem pogoni za ukochanym na lotnisko. Ale mimo wszystko czujemy to od początku do końca odcinka – love is in the air.
Miłość triumfuje również w życiu Fleabag. Relacja z Seksownym Księdzem pomogła jej opuścić gardę i spojrzeć na siebie łaskawszym okiem. Dostrzegła wreszcie, że nie jest potworem, za którego się miała, i że – ku jej zaskoczeniu – nikt jej w ten sposób nie postrzega. Od ojca usłyszała – „potrafisz kochać najlepiej z nas wszystkich”, od siostry – „jesteś jedyną osobą, za którą pobiegłabym na lotnisko”. I choć mówiąc „Kocham cię”, z pewnością nie pragnęła usłyszeć, że „To minie”, również w tym przypadku może czuć się wygrana.
Spotkanie z Seksownym Księdzem uświadomiło jej, że nie jest skrzywiona ani zepsuta, że wciąż potrafi kochać i wejść w prawdziwie intymną relację z drugim człowiekiem. Odkryła tym samym, że nie musi już grać w swoją grę z widzami, by czuć się ze sobą dobrze. Przede wszystkim zaś, z pomocą Księdza zrozumiała, że bliskość i wystawianie się na potencjalne zranienie nie jest przejawem słabości. Jest przejawem siły. I właśnie tą siłą wykazała się podczas pożegnalnej rozmowy z ukochanym. Uzbrojona w taką wiedzę, mogła wreszcie naprawdę zacząć wszystko od nowa.
I choć trudno nie opłakiwać jej utraconej miłości, warto mieć na uwadze, że związek Fleabag i Seksownego Księdza tak naprawdę nigdy nie miał racji bytu. I to wcale nie dlatego, że połączyło ich uczucie zakazane. Gdyby Waller-Bridge zdecydowała się sprezentować tej parze szczęśliwe zakończenie, jej bohaterka stałaby się kolejną typową singielką z typowej komedii romantycznej, dla której rozwiązaniem wszystkich problemów i rekompensatą za wszelkie cierpienia jest znalezienie właściwego mężczyzny. Z całą miłością i szacunkiem do Bridget Jones – Fleabag zasłużyła na coś więcej.
Dlatego zwieńczenie jej historii, choć gorzkie, jest tak właściwe, tak doskonałe. Fleabag pogodziła się ze sobą i odnalazła wewnętrzny spokój. By ciągnąć serial dalej – w takiej formie, w jakiej go znaliśmy i kochaliśmy – trzeba byłoby jej to znów odebrać. A tego przecież nikt z nas jej nie życzy.
Kiedy widzimy ją po raz ostatni, uśmiecha się do nas, bo wie, że da sobie radę. Bez przeglądania się w oczach Seksownego Księdza i bez naszej afirmacji. Skinieniem głowy daje do zrozumienia podążającej za nią kamerze, by już jej nie śledziła. Ze złamanym, ale zdolnym do nadziei i miłości sercem, odchodzi w dal, machając nam na pożegnanie. Nie pamiętam, bym widziała kiedyś piękniejszy i bardziej kompletny finał serialowej historii.
Wyjątkowość serialu Phoebe Waller-Bridge wynika z wielu rzeczy. Jedną z nich jest to, że postawiła perfekcyjną kropkę w doskonałym miejscu i czasie. Po zaledwie dwóch sezonach zakończyła serial wspaniałą, budującą puentą. Wbrew konwencjom gatunkowym i oczekiwaniom publiczności. Bez wątpienia wiedziała, że zostawia nas z żalem i niedosytem. Ale wiedziała też, że te uczucia miną. Zawsze mijają. A wspomnienie świetnego, niebanalnego i skończonego w odpowiednim momencie serialu zostanie z nami na zawsze.